Igor Sypniewski to jeden z największych polskich talentów piłkarskich, zmarnowanych przez alkohol. "Sypek", wychowanek ŁKS Łódź, doskonale radził sobie w Grecji, gdzie z Panathinaikosem Ateny grał nawet w Lidze Mistrzów. W 2002 r. tuż po tym, jak został piłkarzem Wisły Kraków zaczęły się jednak jego problemy osobiste. Wtedy trafił do Szwecji. Jego karierę ratował Jonas Thern - jeden z najlepszych szwedzkich piłkarzy wszech czasów, 75-krotny reprezentant, brązowy medalista Euro 1992 i mundialu w 1994 r. Jego asystentem w Halmstads BK był wtedy Andersson. O polskim napastniku rozmawiali z nim w 2019 r. dziennikarze "Expressen", którzy odwiedzili wtedy "Sypka" także w Łodzi. Nie wyglądał jak sportowiec Obecny selekcjoner tak wspominał pierwsze spotkanie z Sypniewskim. - Pierwszy raz widziałem go w Grand Hotelu w Halmstad. Przed nami nie siedział żaden sportowiec. Igor był zapuszczony, zużyty i w złym stanie. Przyjechał do Szwecji po ciężkim i przygnębiającym czasie w Wiśle i potrzebował nowego startu. Już jutro zaraz po meczu Polaków nasz program na żywo Interia Sport Gramy Dalej! - Sprawdź szczegóły! Sypniewski zaufał Szwedowi, otworzył się przed nim i opowiedział o swoich problemach. - Jesteś jak Gazza - miał wtedy powiedzieć Thern. - Co zrobił Jonas? W pojedynkę podniósł Igora i wszyscy powinni mu za to dziękować. To było absolutnie niesamowite. Poświęcił ogromną ilość czasu, zarówno na opiekę nad nim jako facetem, jak i na fizyczne wyciagnięcie go z dołka - wspominał Andersson. "Merolem" do wojskowej bazy Początkowo wszystko szło dobrze. Sypniewski znów odnalazł radość z futbolu. Janne wspominał, że Igor wyglądał na szczęśliwego. - Pamiętam, jak kiedyś gościnnie trenowaliśmy na terenie bazy sił powietrznych w Halmstad, a Igor swoim czarnym "merolem" na polskich rejestracjach wjechał, jak gdyby nigdy nic. Zrobiło się zamieszanie, a on nie wiedział, że wjechał wprost do obiektu wojskowego - śmiał się Andersson. Selekcjoner Szwedów wysoko cenił Polaka za jego wysokie umiejętności. - Był cholernie dobrym piłkarzem. Jakie on miał indywidualne umiejętności! Był zwinny jak węgorz, wprost unosił się z piłką. Przez chwilę był tak dobry w treningach i meczach... Był fantastycznym piłkarzem, ale potem nagle wszystko się odwróciło... Dlaczego i co się stało? Istnieją różne teorie na ten temat. Nie wiem, czy to ludzie szukali go za łamanie starych umów. Jako trener po prostu zauważyłem, że był zmartwiony i grał gorzej - wspomina Andersson. Już jutro zaraz po meczu Polaków nasz program na żywo Interia Sport Gramy Dalej! - Sprawdź szczegóły! Trener Szwedów żałuje, że Sypniewski dla jego klubu rozegrał tylko 23 mecze w 2003 r., w których strzelił 10 goli. - Myślę, że czuł się u nas całkiem dobrze. Wróciła mu radość z gry. Halmstad było przyjaznym i dobrym środowiskiem, ale potem wszystko się zmieniło i zaczął być niespokojny. Zdarzył się mecz, że musieliśmy go przez to szybko ściągać z boiska. Jonas był dla niego, jak ojciec. Później czytaliśmy, że popadł w depresję. Czuł się prześladowany przez jakichś ludzi z Polski - opowiadał "Expressen" Andersson. Dobry czas z Halmstads już się nie powtórzył W swojej biografii Sypniewski przyznał, że podejrzenia Szwedów były słuszne. Napastnik wyjawił, że bał się porwania z powrotem do Polski. Rozważał też samobójstwo. Po sezonie piłkarz zmienił klub i został graczem Malmoe FF, z którym podpisał trzyletni kontrakt. Jego stan się wówczas nie polepszył. Brakowało mu też Therna. Klub załatwiał mu leczenie, ale Sypniewski nie chciał go podjąć. Został więc wypożyczony do Trelleborga. Dobrych chwil z Halmstad już nie powtórzył. Po powrocie do Polski trafił nawet do więzienia. Andersson postrzega czas Igora w Szwecji jako coś "wyjątkowego". - Całość jest bardzo, bardzo wyjątkowa. Dostajesz gracza, po którym widać, że można podciągnąć go na najwyższy poziom i potem rozkwita w tak krótkim czasie, a potem znowu coś się dzieje. Miałem szczęście pracować z wieloma dobrymi graczami i przez lata pracowałem z pięcioma królami strzelców Allsvenskan. Ale mało kto prezentował taki poziom. Cholera, był dobry... - zakończył swoje wspomnienia Andersson.