Do koszmarnie wyglądającego urazu doszło 24 lipca podczas meczu FC Kopenhaga z Aalborgiem. W Grabarę wpadł pełnym impetem duński obrońca Mathias Ross i zamiast piłkę, pełnym impetem uderzył go głową w twarz. - Jak głupim trzeba być, żeby zrobić coś takiego? Szczerze mówiąc, czuję się szczęściarzem w porównaniu z tym, co mogło się stać. Tak mi mówili wszyscy. Zwłaszcza lekarze. Jestem wdzięczny, że nic mi się nie stało, bo gdyby mnie trafiono trochę inaczej, to może bym tu teraz nie stał - denerwował się po całym wydarzeniu polski bramkarz. Początkowo mówiono, że będzie musiał pauzować sześć do ośmiu tygodni. Uraz udało się jednak wyleczyć szybciej i już pięć tygodniu po zdarzeniu Grabara wyszedł na trening FC Kopenhaga, podczas którego straszył kolegów specjalną, niebieską maską. To dobra wiadomość dla selekcjonera Czesława Michniewicza. Grabara należy bowiem do jego ulubieńców. Niestety kontuzja przytrafiła mu się w najgorszym możliwym momencie. Polski bramkarz nie mógł pomóc kolegom w udanych, jak się ostatecznie okazało, eliminacjach do Ligi Mistrzów. W fazie grupowej Duńczycy zmierzą się z Manchesterem City, Borussią Dortmund i Sevillą. Wątpliwe jest czy polski bramkarz zdoła wrócić do formy na dwa pierwsze mecze w Niemczech i z Hiszpanami w Kopenhadze. Później o miejsce w składzie też będzie trudno, bo Kopenhaga ściągnęła awaryjnie reprezentanta Australii Matthew Ryana i Grabara będzie musiał wygrać z nim rywalizację. Dodatkowo, jak donosił na Twitterze "Janex89", przez kontuzję upadł temat transferu Grabary do Serie A. Klubem, który chciał sciągnąć Polaka był jeden z włoskich gigantów - Napoli.