Nic dziwnego, że Waldemar Fornalik nie jest spokojny. Na kameralnym, przestarzałym, z trybunami tuż przy murawie Stadionie pod Goricą w starciu Czarnogórcami głowę traciły nawet takie tuzy, jak Wayne Rooney. Licząca ledwie 650 tys. mieszkańców Czarnogóra ma w ataku żądła wysokiej klasy - Mirko Vuczinicia z Juventusu i Stevana Joveticia z Fiorentiny. Ich musi się obawiać każda obrona. - Mam olbrzymią nadzieję i przekonanie że te eliminacje będą dla nas udane. Wszyscy znamy rangę meczu, otwarcie eliminacji jest ważne i tak do tego meczu podchodzimy. Nie ukrywam, że liczę na tę drużynę i pokazanie gry ambitnej, dobrej na 100 procent od początku, bo tylko taka postawa daje nam gwarancję osiągnięcia sukcesu. Chcemy zdobyć punkty - podkreślał na Stadionie pod Goricą w Podgoricy Waldemar Fornalik. Były opiekun Ruchu Chorzów jest kolejnym po Franzu Smudzie i Leo Beenhakerze szkoleniowcem, który usiłuje wygrać nierówną walkę z takim stanem rzeczy w polskiej przestrzeni piłkarskiej: "Aspiracje mocarstwowe, a stan posiadania zaściankowy". - Wiem, wiem powiecie o świetnych bramkarzach i triu z Borussii Dortmund, ale to wciąż za mało na zespół europejskiej klasy. Do tego trzeba 14-15 solidnych piłkarzy, grających regularnie w mocnych klubach. O tym, że nasza Ekstraklasa do mocnych nie należy, przekonaliśmy się dobitnie tego lata. Na ten stan posiadania wpływa także brak ogrania w meczach o stawkę - zaledwie trzy takie w ostatnich trzech latach i o tę słabostkę nagabywali naszego trenera Czarnogórcy. - Nie da się szybko przestawić drużyny z meczów towarzyskich na te o stawkę. Myślę, że Euro 2012 było dla nas cenną lekcją w tym względzie - odparł pan Waldemar. Ostatnia konferencja przed meczem z Czarnogórą dowiodła po raz kolejny, że Fornalik to skromny, inteligentny trener, który bez walenia pięścią stół, tylko rozmową, konsekwencją, logiką będzie chciał wprowadzić swoje porządki. Spodobało mi się, że nie odcina się od tego, co robił Smuda (Franzowi zdarzyły się "wycieczki" pod adresem Beenhakkera). Wręcz przeciwnie, przejmuje wyselekcjonowaną przez niego ekipę, a także taktykę gry z jednym napastnikiem. Będzie chciał tylko uporządkować grę, spowodować, by piłkarze mniej stawiali na żywioł, a więcej na wyćwiczone, czy raczej w tym wypadku - z braku czasu - wytłumaczone schematy. Pół Polski wyśmiewało pomysł Franza, gdy ten ciągnął do kadry Eugena Polanskiego. - Takich "przecinaków" w polskiej lidze jest z dziesięciu - dało się słyszeć głosy. Dziwnym trafem teraz ucichły, gdy okazało się, że Fornalik też widzi "Ojgena" w wyjściowym składzie i trudno się dziwić - piłkarz ten to już uznana marka w Bundeslidze. Co krzepiące, Fornalik potrafi szybko przyznać się do błędu. Na Stadionie pod Goricą potwierdził, że wraca do znanego i sprawdzonego za czasów Franza Smudy pomysłu gry na jednego napastnika. - Dostałem pstryczka w Tallinie, gdzie myślałem, że ustawienie z dwoma napastnikami będzie wyglądało o wiele lepiej. Dlatego wycofałem się z niego, ale nie zarzuciłem zupełnie. Pamiętajmy, że to kwestia konfiguracji: kto z kim przebywa na boisku w danym momencie - tłumaczył. Wielu stałych bywalców w kadrze podkreśla, że zrobiła się w niej dziwnie grobowa cisza. - Wszedłem na obiad, a tu słychać było same łyżki - dziwił się jeden z nich. - Za Smudy chłopaki byli jacyś żywsi, bardziej energiczni - opowiadał inny obserwator kadry od środka. Trener Fornalik zapytany o tę ciszę w kadrze odparł: - Różne są momenty. Ja widziałem także te, w których moi piłkarze byli uśmiechnięci i weseli. Stara, góralska prawda głosi, że nic tak nie buduje atmosfery, jak wyniki. Dlatego najczęściej sztuczne chwyty polegające na opowiadaniu starych dowcipów można sobie schować tam, gdzie słońce nie zagląda. O dobrą atmosferę trzeba się bić na boisku w meczach takich jak ten piątkowy. Poczynania piłkarzy na Stadionie pod Goricą, bacznym okiem obserwował "Ojciec Chrzestny" selekcjonera - Antoni Piechniczek. Nie da się ukryć, że powołanie Waldemara Fornalika na trenera reprezentacji to jego autorski pomysł. Gdy podróżowaliśmy z lotniska do centrum Podgoricy i przewodnik delegacji PZPN-u tłumaczył: "Po obiedzie ruszamy na wycieczkę do nadmorskiego kurortu Budva, skąd wracamy o godzinie 21", choć trening Polaków przed starciem z Czarnogórą był o godz. 20. - Trener Piechniczek akceptuje taki plan - podniósł na głos larum komentator Polsatu Sport, laureat Telekamery 2012 - Mateusz Borek. Piechniczek usłyszał te słowa i zareagował: - Będę musiał go zweryfikować. Faktycznie, zamiast do kurortu, Piechniczek przybył na konferencję Fornalika i na trening. Czy nam się pomysł Piechniczka z Fornalikiem-selekcjonerem podobał, czy nie, trzymajmy kciuki za jego powodzenie. Dla dobra całej polskiej piłki. Z Podgoricy Michał Białoński <a href="http://nazywo.interia.pl/relacja/czarnogora-polska,3513">Dołącz do relacji tekstowej na żywo z meczu Czarnogóra - Polska</a> <a href="http://www.rmfon.pl/play,90">Posłuchaj relacji Michała Białońskiego i Macieja Jermakowa z meczu Czarnogóra - Polska </a>