Szkoleniowiec podsumował start w mundialu i przedstawił wnioski. Jak się okazuje, problemy związane z wyrzuceniem z kadry czwórki zawodników za spożywanie alkoholu, można było przynajmniej zminimalizować. Po odesłaniu do domu Oskara Tomczyka, Filipa Rózgi, Jana Łabędzkiego i Filipa Wolskiego trenerowi zostało 14 zawodników z pola. Trudno było trenować, a co dopiero mieć siły na cały turniej. Można jednak było temu zapobiec. Jak się okazuje, zaledwie dwie reprezentacje, w tym właśnie Polska zabrało do Indonezji tylko 21 zawodników. Pozostałe wzięło 24 i dopiero dzień przed turniejem zgłaszało kadrę na mundial. Gdyby tak zrobili też biało-czerwoni, to nawet po wyrzuceniu czwórki piłkarzy, trener miałby na miejscu 20 dostępnych graczy, a nie tylko 17. Włodarski: Nie jesteśmy przygotowani, by grać co trzy dni - Wyszło to na jaw przed sparingiem z USA na Bali. Chcieliśmy się z nimi dogadać, by zrobić zmiany powrotne, bo chcieliśmy oszczędzać zawodników. Nie rozumieli dlaczego, bo okazało się, że oni mieli 24 zawodników na miejscu - przyznał Włodarski. - W ostatni dzień decydowali, kto będzie w kadrze na turniej. W ten sposób nawet, gdyby trzeba było kogoś dowołać, to mieliby go na miejscu i uniknęliby choćby jet lagu. Brak czwórki zawodników wpłynął na postawę drużyny, zwłaszcza że trener właśnie słabe przygotowanie fizyczne i siłowe wskazuje jako największy problem drużyny. I wskazywał wiele przykładów. - Odstawaliśmy bardzo mocno pod tym względem. Zawodnicy, którzy w sparingu z USA zagrali 45 minut, potem ponad pół godziny odpoczywali, wrócili około 70 minuty i w 90 minucie prosili o zmianę. Jakby im jeszcze kazał przebiec pięć metrów, to by upadli - uważa trener Włodarski. - Nie jesteśmy przygotowani, by grać co trzy dni. Za mało trenujemy. Kolejne przykłady? - Na mistrzostwach Europy Irlandczycy po meczu z nami następnego dnia normalnie trenowali. Niemcy dzień przed meczem z nami robili taktykę pod nas i małe gry, a my robiliśmy zabawy i kopaliśmy w poprzeczkę, bo nie mieliśmy siły. Po meczu na Euro ledwo chodziliśmy, dlatego też na mundial zabraliśmy trzech fizjoterapeutów - mówi szkoleniowiec. Na Indonezji Polacy mieszkali w hotelu z grupowymi rywalami. Tam też selekcjoner spostrzegł wiele różnic, przede wszystkim w wyglądzie zawodników. - Wyglądaliśmy przy rywalach jak dzieci. My zapadnięte klaty, a im uda ledwo mieściły się w spodenki - porównuje Włodarski. - Japończyków w siłowni można było spotkać rano i wieczorem, Argentyńczycy byli tam nawet w dniu meczu. Tylko Senegalczycy nie chodzili, ale oni genetycznie są silni. Włodaski: Japończycy wiedzieli nawet, że moi zawodnicy wymiotowali I to właśnie siła fizyczna i szybkość decydowały o wynikach. Z pierwszym meczu z Japonią Polacy przegrali tylko 0:1, ale w kolejnych różnice było widać mocniej - 1:4 z Senegalem i 0:4 z Argentyną. - Japończycy byli przygotowani perfekcyjnie. Może nie mieli swojego stylu, ale dostosowywali się do rywala - przyznaje Włodarski. - Byli na nas przygotowani, wiedzieli, że zaatakujemy wysoko, dlatego bramkarz ani razu nie rozpoczął krótko. A po długim wybiciu raz popełniliśmy błąd i straciliśmy jedynego gola z Japonią. Szkoleniowiec przyznał, że to co sprawdzało się i wychodziło podczas mistrzostw Europy, na których Polacy zajęli trzecie miejsce, to było za mało na mistrzostwa świata. I przedstawiał analizę. Np. gdy na Euro zawodnik był średnio osiem metrów od rywala, to pressing był skuteczny. Na mundialu przeciwnik zdążył się odwrócić i zagrać. - Nie wykorzystywaliśmy sytuacji, które w mistrzostwach Europy kończyły się golami. Na poziomie europejskim to zdawało egzamin, z Argentyną to nie działało, oni wychodzili spod pressingu. Byli bezwzględni, przegrywaliśmy mnóstwo pojedynków siłowych - dodał szkoleniowiec. - Byliśmy najczęściej blokowaną w strzałach drużyną na mistrzostwach. W lidze czy na Euro był czas i miejsce, by przyjąć i strzelić. Na mundialu nie. Z Argentyną oddaliśmy 22 strzały, 10 zostało zablokowanych. Brakowało ułamka sekundy. Najsłabiej utrzymywaliśmy piłkę w strefie wysokiej. A to był nasz atut w Europie. Szkoleniowiec uważa, że mimo wyników są też plusy. - Taktycznie i technicznie byliśmy w czołówce mistrzostw. Brakuje nam detali, bo indywidulanie mamy dobrych zawodników. Musimy jednak więcej, mocniej i intensywniej trenować na poziomie klubów - mówi Włodarski. - W podaniach za linię obrony byliśmy na trzecim miejscu, przełamujących linie na pierwszym, w udanych dryblingach na czwartym. Mieliśmy też dziewięć prób odbioru piłki na minutę. Byliśmy w tym najlepsi, ale wyniki znamy. W kwestii wyrzucenia czwórki piłkarzy trener Włodarski powiedział tylko: - Wniosek jest taki, że jeśli hotel nie pozwala nam, byśmy nie byli wszyscy na jednym piętrze, to nie jedziemy do takiego hotelu. Chociaż jak będzie trzeba to oni i tak przez okno uciekną.