Selekcjoner powinien być odpowiedzialny za pierwszą reprezentację. Nie tylko za jej wyniki, ale i rozwój. W idealnym systemie jego sztab powinien sprawować pieczę także nad reprezentacjami młodzieżowymi, w każdym z roczników. Wiele mówi się o tym, jak bardzo trudne jest przejście młodych zawodników do piłki seniorskiej, jak na tej wyboistej drodze giną nieoszlifowane diamenty. I tak się rzeczywiście dzieje, z prostej przyczyny - nie ma w Polsce systemu szkolenia z prawdziwego zdarzenia i kontynuacji wyznaczonej strategii. Za ten proces odpowiada PZPN, w którego gestii jest szkolenie młodzieży oraz selekcja piłkarzy do poszczególnych reprezentacji. Szkolenie zaczyna się od najmłodszych lat. I już na tym etapie potrzebne są zmiany. We wrześniu ubiegłego roku Zarząd PZPN zdecydował o tym, że w rozgrywkach od skrzatów do orlików (6-11 lat) znika ewidencja wyników i tabel. Brawo! Prezes Kulesza napisał wtedy na TT, że to pierwszy element szeroko zakrojonej reformy szkolenia. No właśnie. Pierwszy element. Trzeba postawić pytanie - gdzie kolejne, co dalej? Trzeba zapytać, czy młode dziewczęta i młodzi chłopcy mają odpowiednie warunki do uprawiania piłki nożnej w naszym kraju? Myślę, że w tej kwestii jest lepiej, niż jeszcze kilkanaście lat temu, jednak wciąż wiele pozostaje do życzenia. Oczywiście 30 lub 50 milionów złotych sytuacji nie zmieni, potrzebne są dużo większe środki. Natomiast kwoty, które padały w katarskich okolicznościach przyrody na pewno dają do myślenia, także w kontekście szkolenia. Trzeba zapytać, dlaczego nastoletni zawodnicy "giną", gdy zaczynają wchodzić do seniorskiej piłki? Sądzę, że brakuje odpowiedniego prowadzenia młodych zawodników, od juniora aż do "dorosłej" piłki. Prowadzenia systemowego. Za to odpowiedzialny jest PZPN, a w idealnym świecie panować nad tym powinien sztab, na którego czele stoi selekcjoner pierwszej reprezentacji. Trzeba zapytać, dlaczego już w wieku juniora wyjeżdża z Polski grono uzdolnionych młodych piłkarzy? Znów wypada wrócić do warunków i możliwości rozwoju w naszym kraju w porównaniu do innych państw, i wcale nie trzeba szukać w Europie Zachodniej, wystarczy spojrzeć na sąsiednie Czechy i ich podejście do sportowego wychowywania dzieci. To tylko kilka podstawowych pytań, na które wreszcie poważnie musi odpowiedzieć Zarząd PZPN. Powinien po analizie stworzyć system, którego jednym z trybów będzie selekcjoner pierwszej reprezentacji Polski wraz ze swoim sztabem. Na koniec dnia, gdy system szkolenia i selekcji powstanie, potrzebny jest oczywiście właściwy człowiek. I takiego właśnie należy zatrudnić. Nie myślę oczywiście o selekcjonerze, który osobiście wybiera zawodników do reprezentacji U-16, czy śledzi rozgrywki juniorskie w każdym z regionów. Myślę natomiast o kimś, kto zdaje sobie sprawę z tego, jak ważny to jest proces, czynnie w nim uczestniczy, dobiera odpowiednich współpracowników, osobiście natomiast pomaga i podpowiada. Marzy mi się ktoś, kto myśli kilka lat do przodu. W Niemczech od II wojny światowej pierwszą reprezentację prowadziło dziesięciu selekcjonerów. Dziesięciu, na przestrzeni prawie 78 lat! W XXI wieku było ich czterech, podczas gdy w Polsce po Michniewiczu doczekamy się dwunastego. Dwunastego, na przestrzeni 22 lat! W Niemczech, w zasadzie w RFN jeszcze, Helmut Schoen był 8 lat asystentem, by na 13 lat zostać selekcjonerem, Jupp Derwall 8 lat pomagał Schoenowi, by później na prawie 6 lat samodzielnie objąć stery. W najnowszej historii również jest podobnie - Joachim Loew dwa lata pomagał Juergenowi Klinsmannowi, po czym objął kadrę na lat 15. Jeśli dodamy do tego, że Hansi Flick pozostał na stanowisku mimo klęski na mundialu w Katarze, jakim bez wątpienia było odpadnięcie w fazie grupowej - widać wyraźnie, że włodarzom DFB przyświeca większa myśl, zbudowali przenoszący efekty system, do którego dopasowują selekcjonerów. Wspomniany Flick nie wybiera zawodników do niemieckiej kadry U-16, są od tego inni ludzie. Natomiast jest umocowany w systemie, który młode talenty wyławia, szlifuje i odpowiednio prowadzi. Dodatkowo w Niemczech są warunki do tego, by ściągać obiecujących juniorów i - niezbyt eleganckie to słowo, ale dobrze oddaje sytuację - wtłaczać ich w system, wkładać do dobrze naoliwionej maszyny. Uważam, że w Polsce takiej maszyny nie mamy. Musimy ją zbudować, jeśli chcemy mieć profesjonalnych piłkarzy, ligę i reprezentację na naprawdę wysokim poziomie. Musimy szkolić młodzież i ją promować, by podstarzały randomowy piłkarz z Bałkanów nie był faworyzowany kosztem zdolnego chłopaka tylko dlatego, że zarobić musi jakiś menago. Musimy szkolić młodzież, by myśleć o przyszłości polskiej piłki. Kylian Mbappe kilka dni temu skończył 24 lata i jest gwiazdą światowego formatu, w wieku 17 lat zadebiutował w reprezentacji Francji, mając lat 18 został mistrzem świata, kilka dni temu został wicemistrzem, królem strzelców mundialu i jego wielką gwiazdą. Krystian Bielik jest prawie o rok starszy (ten sam rocznik, urodził się w styczniu), a u nas uchodzi za młodego zdolnego i perspektywicznego. To oczywiście tylko przykład, jaskrawy i łatwy do skontrowania. Jednak właśnie takie przykłady pokazują różnicę i drogę, jaką mamy jeszcze do przebycia. Nie liczę na to, że wraz z ogłoszeniem nazwiska nowego selekcjonera wszystko się zmieni, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. To niemożliwe. Liczę natomiast na to, że przyjdzie człowiek, który będzie chciał coś zmienić także systemowo. Być może PZPN potrzebuje takiego impulsu i od tej strony, by na poważnie rozpocząć budowanie strategii, a nie taktyki. Daleki jestem od podawania konkretnych nazwisk kandydatów na nowego selekcjonera, tych "na giełdzie" nie brakuje. Czy będzie to trener zagraniczny, czy Polak? Nie wiem. Chciałbym natomiast, by był to ktoś, kto ma doświadczenie, także w pracy z młodzieżą, kto wniesie nową jakość, pod każdym względem. Ktoś dbający o szczegóły, choćby takie, wydawałoby się niektórym, odległe od codziennej pracy selekcjonera, jak wyliczenie szans na rozstawienie w barażach do mundialu i długofalową ocenę ryzyka związanego z wystawieniem bądź nie Roberta Lewandowskiego w kluczowym w tym kontekście meczu z Węgrami. Ktoś, kto powie trenerom, że na takie boisko, na jakim szkoli się w Polsce młodzież nie wyprowadziłby nawet swojego psa, gdyż mógłby złamać łapę i - co najważniejsze - da mocny impuls, do zmiany tego stanu rzeczy. Ktoś, kto da szansę młodym, kto wyprowadzi nas z "drewnianych chatek", kto wzniesie nas wreszcie na "international level". Ktoś, kto przybędzie z zagranicy i na asystenta weźmie sobie zdolnego trenera, który później zostanie selekcjonerem. Może to być też ktoś, kto pracował ostatnie 6 lat i 8 miesięcy w jednym klubie i wie doskonale, jak zbudować coś trwałego, mający długofalową perspektywę. Ktoś, kto w ciszy i spokoju budował zespół pewnie zmierzający po mistrzostwo Polski. Życzę Prezesowi Kuleszy, by wybrał mądrze, by nie martwił się zbytnio przyszłorocznymi eliminacjami do Euro 2024. Te, z uwagi na zasady kwalifikacji, z całym szacunkiem do rywali - parafrazując klasyka - "przejdzie moja teściowa". Życzę Prezesowi PZPN, by nie spieszył się z wyborem, by zaprosił na spotkanie kandydatów i każdego zapytał o kompleksowy plan, o strategię, w jakiej chciałby pracować nie tylko na rzecz reprezentacji Polski, ale także na rzecz rozwoju polskiej piłki. Dopiero, gdy wizja i strategia będą się zgadzały, będzie można przejść dalej, nie zapominając o szalenie ważnym aspekcie - na takiego selekcjonera trzeba wyłożyć duże pieniądze. To oczywiste, że fachowcom trzeba dobrze zapłacić, w myśl kultowego już sloganu z reklamy jednego z banków "Leo, why? For money!". I liczyć na to, że fachowiec wykona dobrze swoją pracę i zostanie na stanowisku na lata. Możemy przegrać w 1/8 finału Euro 2024, możemy przegrać w 1/8 finału na kolejnym mundialu. To tylko sport, raz się wygrywa, raz przegrywa. Ale jeśli wszyscy w kraju, zapaleni kibice i ci niedzielni, kilkuletnie "skrzaty" i reprezentanci Polski, trenerzy w szkółkach piłkarskich i sztab wraz pierwszym selekcjonerem, pan woźny opiekujący się przyszkolnym boiskiem i premier naszego rządu, jeśli wszyscy zobaczymy różnicę, to znaczy, że system i długofalowa strategia zaczynają działać. A od tego miejsca do powtarzalnego sukcesu sportowego już tylko krok.