A potem? Wielu już z jakiegoś względu niemal zawyrokowało, że w finale baraży najprawdopodobniej trafi nam się teoretycznie słabszy rywal z drugiej półfinałowej pary (Finlandia - Walia), czyli Finowie. Ale nawet jeśli to będą Walijczycy, to nie powinni oni być jakąś trudną przeszkodą. Z tymi losowaniami ostatnio jest ciekawie, bo prawie za każdym razem wydaje nam się, że mamy fart i los nam sprzyja. Problem, którego wielu zdaje się nie zauważać, jest taki, że od pewnego czasu rywale widząc kartkę z napisem "Polska" też się cieszą i uważają, że lepiej trafić nie mogli. Po tym, co zobaczyłem jesienią w wykonaniu Biało-Czerwonych uważam, że powinniśmy mentalnie zaktualizować status naszej drużyny narodowej - nazwiska piłkarzy w niej grających i klubów, z których na te zgrupowania przyjeżdżają, mają się nijak do tego, co prezentujemy na boisku. To znaczy ciągle uważamy, że mając w składzie Roberta Lewandowskiego (FC Barcelona), Piotra Zielińskiego (Napoli) czy Wojciecha Szczęsnego (Juventus) należymy do europejskiej czołówki. Jaka jest rzeczywistość? Myślę, że najlepszą recenzję występów ekipy pod wodzą Michała Probierza wystawili kibice w meczach z Czechami (1:1), a potem Łotwą. W tym pierwszym, naszych piłkarzy schodzących z boiska żegnały gwizdy i buczenie. W tym drugim spotkaniu recenzją była frekwencja, czyli stadion zapełniony tylko trochę bardziej niż w połowie. Drużyna Probierza gra... jak drużyna Probierza Tymczasem selekcjoner przekonuje, że swoją misję wykonuje co najmniej poprawnie, bo z jednej strony odmładza skład; z drugiej zaś uważa, że w grze tej drużyny widać postęp. A że wyniki takie sobie? To przecież nie jego wina. Ja, póki co jestem po stronie tej rzeszy niezadowolonych fanów, którzy kręcą nosem. Może czegoś nie dostrzegamy?... Aczkolwiek dla każdego kibica dobra gra i duch walki (lub ich brak) są widoczne. Dla przykładu - oglądając mecze w fazie grupowej widać było wyraźnie, że jest jedna drużyna, która grała znacznie lepiej, niż się po niej wszyscy spodziewali. Mam tu na myśli Albanię, w której brazylijski trener Sylvinho i jego sztab wykonali kawał dobrej roboty i wywalczyli bezpośredni awans do turnieju w Niemczech. Od dłuższego czasu z ciekawością obserwuję reprezentację Walii, z którą być może przyjdzie nam się zmierzyć w marcu. Walijczycy zwrócili moją uwagę z jednego względu - od dłuższego czasu są jakby naszym przeciwieństwem. Nawet gdy powoływani do kadry piłkarze w klubach nie byli w najwyższej formie, nawet gdy większość czasu spędzali w nich na ławce rezerwowych, to gdy przyszło im grać dla drużyny narodowej, odzyskiwali swoje najlepsze kolory. Nasi zawodnicy zaś wręcz je tracą... Oby do marca wszystko się odwróciło i abyśmy to my zaczęli wreszcie grać na miarę oczekiwań i potencjału. Ale jak na razie sam siebie przekonuję, żeby za dużo nie oczekiwać. A do piłkarzy apeluję, by z pokorą podchodzili do każdego przeciwnika.