Fernando Santos wzbudził ostatnio sporo kontrowersji swoimi wypowiedziami na temat planowanego meczu reprezentacji Polski z Niemcami. Zobacz: Wielka burza po słowach Fernando Santosa. Portugalczyk sprzeciwia się decyzji PZPN. W niedzielę selekcjoner "Biało-czerwonych" był gościem Tomasza Ćwiąkały w studio Canal Plus. Postanowił tam wyjaśnić nieco swoje podejście do starcia z niemiecką kadrą i rozwiać nagromadzone wątpliwości. Dość brutalnie obszedł się za to z polską Ekstraklasą. Na wstępie dziennikarz Canal Plus chciał dociec, dlaczego Santosowi tak zależało na tym, by w polskiej kadrze współpracować z Grzegorzem Mielcarskim. - Przybywasz do nowego kraju i niewiele wiesz o polskiej kulturze, charakterze. Potrzebowałem kogoś, kto będzie miał rozeznanie pod tym kątem. A ponadto będzie znał też mnie. Greg pracował ze mną nie tylko w Porto. Doskonale znał mój sposób myślenia. Mielcarski zna się na piłce, wiem, że bardzo dobrze rozmie futbol. To idealna osoba do pomagania mnie i pozostałym członkom sztabu. Nie mogła to być osoba, która tylko zna portugalski, ale zna także mnie - zaznaczał Santos. Fernando Santos o aferze premiowej. "Nie możemy sami do siebie strzelać" Przyznał też, że gdy trafiał do Polski i podejmował się pracy selekcjonera, nie miał wielkiego rozeznania w tym, jak grają polscy piłkarze, poza tymi, którzy występują w czołowych drużynach Europy, jak Robert Lewandowski czy Piotr Zieliński. - Nie znałem ligi, nie znałem większości zawodników. Znasz 5, 6 piłkarzy. Większości nie oglądałem nigdy i musiałem ich poznać. Pewne rzeczy możesz zauważyć na wideo, potem jednak musisz poznać osobowość gracza. Jak nie poznasz charakteru, będzie ciężko - wskazywał. Portugalczyk wyznał też, że o aferze premiowej, którą żyły ostatnio w kontekście polskiej kadry media, dowiedział się bardzo późno. Przed podjęciem pracy nie został o niej uprzedzony - tak przynajmnie wynika z wypowiedzi Santosa. - Dowiedziałem się o tym na zgrupowaniu. Zrozumiałem, że jest taki temat - zaznaczył. I wyjaśnił, co wówczas postanowił uczynić, by chociaż trochę ugasić pożar. - Czułem, że może wytworzyć się zła atmosfera. Zebrałem zawodników i powiedziałem im: "Jeśli ta sytuacja ma wytworzyć kiepską atmosferę, załatwcie to. Nie możemy sami do siebie strzelać". Życie toczy się dalej normalnym rytmem - uspokajał. Fernando Santos tłumaczy, jak doszło do falstartu w meczu z Czechami w Pradze Portugalczyk tłumaczył też, jak to się stało, że zaczął pracę w kadrze od falstartu, którym była porażka 1-3 z Czechami w Pradze. - Co się wydarzyło w meczu z Czechami? Czy piłkarze nie byli wystraszeni? - pytał prowadzący wywiad redaktor Ćwiąkała. - Nigdy mi się coś takiego nie przytrafiło. Rzadko zdarza się tracić dwa gole w pierwszych minutach meczu. Nagle tracisz dwa gole, to normalne, że u piłkarzy pojawiają się wątpliwości, czy powinni patrzeć do przodu, czy do tyłu. W meczu z Albanią odpowiedzieliśmy na te problemy zdecydowanie lepiej. Zawodnicy mają jakość, ale wyczułem, że podczas meczu piłkarze nie mieli wystarczającej pewności - wspominał Santos. I przyznał się do tego, że post factum naszła go pewna ważna refleksja. - Chodzi o to - i być może tu popełniłem błąd - czy mogę wprowadzić swoje pomysły od razu? Dziś powiedzałbym, że nie. Chciałem, by drużyna od razu była w stanie przejąć inicjatywę w meczu, kontrolować każdą fazę gry przeciwnika. Tymczasem zrozumiałem, że dopiero z czasem zdołamy to osiągnąć. Działaliśmy zbyt szybko. Po pierwszym meczu [z Czechami - przyp. red] musiałem się zastanowić. Przyznać, że drużyna była przyzwyczajona do pewnego sposobu gry. Wszystko musi się zacząć dziać krok po kroku - tłumaczył, przyznając się do popełnienia błędu. Santos odniósł się do burzy, którą wywołał jego poprzedni wywiad, dla TVP, w którym skrytykował ideę towarzyskiego meczu z Niemcami. Upierał się, że nie ma problemu komunikacyjnego na linii PZPN - selekcjoner. - Nasza komunikacja wygląda bardzo dobrze - przekonywał. - Natomiast wkrótce po przyjeździe dowiedziałem się, że taki mecz jest ustalony. OK - powiedziałem. Jest ustalony, więc już nie można niczego zmienić. Zobacz również: Kulesza reaguje na wywiad Santosa. Trwa komedia pomyłek. "To jest naprawdę Bareja" Santos wyjaśnił, że gdyby przed startem roku zapytano go o dobór rywali na 2023 rok, to na Niemców - ze względów sportowych - by się sam nie zdecydował. - Wybrałbym rywala bardziej zbliżonego do Macedonii - zaznaczył. - Ale jako, że decyzja jest już podjęta, muszę to uszanować. Po czym nawiązał do roli meczu z Niemcami dla polskiego społeczeństwa. - Nie znam historii Polski bardzo dobrze, ale przeczytałem na tyle dużo, by ją zrozumieć. Po przyjeździe tu kupiłem książkę o historii Polski. Identyfikuję się z wami i doskonale rozumiem, jakie ogólnie relacje funkcjonują między Polską a Niemcami. Ja w tym momencie jestem Polakiem i muszę spojrzeć na ten mecz z innej perspektywy. Muszę ten naród uszanować, moja drużyna musi pokazać charakter narodu - podkreślał Portugalczyk. Prowadzący wywiad dopytywał jednak, czy kibice, którzy zakupią - wcale nie będące tanimi - bilety na spotkanie z Niemcami, nie będą się czuli rozczarowani, jeśli nie zobaczą w akcji np. Roberta Lewandowskiego, tylko mniej znanych reprezentantów Polski. - Po pierwsze, nikt nie powiedział, że Lewandowski nie zagra. Zagrają ci w których wierzę i ich akurat powołam. Powiedziałem tylko, że nie będę podejmować ryzyka - zastrzegł Santos. - Dla mnie najważniejszym meczem jest Mołdawia. Dla mnie i dla Polaków, chyba że się mylę. Nie chciałem powiedzieć, że mecz z Niemcami nie jest ważny. Nienawidzę przegrywać i moi zawodnicy muszą się nauczyć takiego podejścia. Na koniec Portugalczyk odniósł się na antenie Canal Plus do tego, jak odbiera polską Ekstraklasę. Oglądał już nieco spotkań w wykonaniu polskich ligowców i jedną rzecz zdecydowanie pochwalił. - Byłem pod wrażeniem atmosfery na meczach Ekstraklasy, która jest fantastyczna. W Portugalii jest wiele meczów na które przychodzi po dwa - trzy tysiące ludzi. Tu są świetne warunki, by stworzyć wspaniałą ligę - wskazywał. Zastrzegł jednak, że nie ma tu obecnie drużyn mogących grać w Lidze Mistrzów. Był też głęboko rozczarowany niewielką relatywnie liczbą rodzimych zawodników rywalizujących na polskich boiskach - Czy tu w Polsce nie sprzedajemy graczy tylko po to, żeby sprzedawać? - zastanawiał się głośno Portugalczyk. I wskazywał: - Praca trenerów jest w Ekstraklasie dobra, rozumiałem tu, co się dzieje podczas meczu pod względem organizacji gry. Niektóre zespoły grają nie w moim stylu, ale w pełni to szanuję. Natomiast w Ekstraklasie gra wielu obcokrajowców, przy których mam wątpliwości, czy się nadają. Pomyślmy o tym. Zastanawiam się: naprawdę w Polsce nie ma lepszych graczy? Polskie kluby muszą podjąć rywalizację na poziomie europejskich pucharów. Czytaj także: Lewandowski przyjął wyzwanie Benzemy. "On nie z tych, co rzucą ręcznikiem"