Nikt nie przypuszczał, że przygoda Fernando Santosa z reprezentacją Polski potrwa niespełna osiem miesięcy. Pod jego wodzą kadra zdążyła rozegrać sześć spotkań. Porażką zakończyła połowę z nich, za każdym razem potykając się boleśnie w el. Euro 2024. Koniec kadencji Portugalczyka nastąpił w trybie nagłym, po wyjazdowej przegranej z Albanią (0-2). W niedzielę poległ w Tiranie, a w środę (13.09) musiał ustąpić ze stanowiska. Umowę rozwiązano za porozumieniem stron. Jest nowy selekcjoner kadry U-21. PZPN wybrał następcę Michała Probierza Santos zabezpieczył swoje interesy. PZPN nie może go publicznie krytykować Na co dokładnie PZPN umówił się z 68-letni szkoleniowcem? Do tej poty było to spowite klauzulą top secret. Niespodziewanie jeden z kluczowych zapisów dokumentu rozwiązującego kontrakt Santosa ujawnił - świadomie lub przez roztargnienie - Henryk Kula, wiceprezes PZPN. - Nie będę oceniał trenera Santosa. Każde słowa wypowiedziane na jego temat mogą kosztować związek 50 tys. euro. Uważam, że był dobrym człowiekiem, ale jak to w życiu bywa, nie zawsze wychodzi - oznajmił Kula na antenie Radia eM. Oto kulisy zatrudnienia Michała Probierza. "PZPN bał się Marka Papszuna" Wymieniona przez szefa Śląskiego ZPN kwota będzie musiała trafić na konto portugalskiego trenera, jeśli ktokolwiek ze struktur PZPN publicznie wypowie się na jego temat krytycznie. Wtedy do gry wejdą prawnicy Santosa. Mają dobrą renomę, potrafią być skuteczni. - Mówi się, że jak PZPN negocjował rozwiązanie umowy z Santosem, to musiał zapłacić dziesiątki milionów złotych. Nie ma to nic wspólnego z rzeczywistością - zapewniał niedawno na antenie Canal+ sekretarz generalny krajowej federacji Łukasz Wachowski. Sprawa wzajemnych rozliczeń - przynajmniej w teorii - nie jest jednak definitywnie zamknięta. Santos zabezpieczył swoje interesy. Nie wiadomo natomiast, czy na podobny krok zdecydowało się kierownictwo PZPN