Praca Fernando Santosa w reprezentacji Polski to już historia. W środę Polski Związek Piłki Nożnej poinformował o obustronnym rozwiązaniu umowy z Portugalczykiem. W mediach krążyły informacje, że zarabiał on 160 tys. euro miesięcznie, jednak jak w Porannym paśmie WP powiedział dziennikarz Piotr Koźmiński, pensja ta wynosiła mniej - poniżej 100 tys. - Odejście Santosa nie zrujnuje finansów PZPN-u. Najbardziej prawdopodobny scenariusz jest taki, że trzeba zapłacić selekcjonerowi odszkodowanie za okres do końca eliminacji. Związek to zrobi, to jest normalne, ale te pieniądze nie są takie, by nie było nas stać na kolejnego trenera - stwierdził. Oznaczałoby to, że budżet związku uszczupli się o niecałe 200 tys. euro (wypłaty za październik i listopad). Jak poinformował, niewyjaśniona jest kwestia premii za ewentualny awans na EURO 2024 wywalczony przez nowego selekcjonera. Nie wyklucza się, że Santos takową otrzyma. Według jego wiedzy środowe spotkanie w siedzibie związku przy ulicy Bitwy Warszawskiej rozmowy pomiędzy działaczami a Portugalczykiem zaczęły się około 13:30, a odpowiednie dokumenty zostały podpisane o 16:50. Przypomnijmy, że oficjalny komunikat pojawił się na platformie twitter.com o 17:19. Kto po Fernando Santosie w reprezentacji Polski? Koźmiński przekonuje, że w środowisku mówi się, że następcą Santosa będzie Polak, choć sam Cezary Kulesza ma jeszcze nie wiedzieć, kto konkretnie. - W środę chciał zamknąć sprawę z Santosem, a w czwartek dopiero ma patrzeć w swój telefon i dzwonić - podkreślił. Nawiązał oczywiście do Marka Papszuna i Michała Probierza, którzy wydają się stać w pierwszej linii do wyścigu po objęcie kadry.