Artur Gac, Interia: Jesteśmy po fragmencie wywiadu selekcjonera Fernando Santosa, przeprowadzonego przez TVP Sport, a dotyczącego meczu towarzyskiego z Niemcami. Najpierw zapytam ogólnie, bo wsłuchując się w słowa trenera, cała sytuacja wydaje się - mówiąc delikatnie - co najmniej kuriozalna. Jak pan w ogóle odebrał stanowisko, zaprezentowane przez Portugalczyka? Z jego słów wynika, że mecz z Niemcami został zakontraktowany w zupełnym braku kooperacji z nim, czyli szefem zespołu narodowego. Henryk Kasperczak: - Rzeczywiście to jest sytuacja kuriozalna, która funkcjonuje już od dłuższego czasu. Nieraz trener nie jest poinformowany o różnych decyzjach, co jest niedobre. Sądzę, że w czasach, gdy trenerami byli Kazimierz Górski i Antoni Piechniczek, takich spraw nie było. Wówczas liczono się z tym, co myśli i chce zrobić trener. Natomiast już od dłuższego czasu, też będąc w Polsce, zauważyłem, że dużo rzeczy trener powinien wiedzieć, dotyczących przygotowania zespołu i sytuacji przedmeczowych. Tu też mówimy o ważnym momencie, bo eliminacjach do mistrzostw Europy. Jeśli to jest prawdą, co powiedział Santos, że omija się selekcjonera, szczególnie w wiadomościach ważnych, takich jak mecz towarzyski z Niemcami przed bojem z Mołdawią, to tak być nie powinno. Ja osobiście nie zgadzam się z taką sytuacją, nie jest to dobre. Można było zapytać trenera, czy mecz z Niemcami będzie dla niego interesujący w kontekście przygotowania zespołu do meczu z Mołdawią. W najgorszym razie, z punktu widzenia trenera, który nie chciał tego rywala w takim momencie, sprawa powinna zostać załatwiona za zamkniętymi drzwiami, a selekcjoner przekonany, że na przykład jest to mecz, którego ważność dalece wykracza poza aspekt sportowy. Czyli w interesie PZPN było zadziałać tak, aby trener nie wyszedł do opinii publicznej z takim stanowiskiem. - W takiej sytuacji, jak ta, trener traci na autorytecie. Nie wiem, czy ktoś to rozumie, czy nie? Nie wolno doprowadzić do tego, aby trener stracił autorytet w oczach zawodników, z którymi pracuje. Przecież piłkarze to obserwują i wyciągają wnioski. Jeśli Santos nie będzie miał ważnego słowa do powiedzenia, to będzie tracił. Ja swego czasu miałem takiego prezesa, który sam coś sobie tworzył z zawodnikami, a czasami mnie omijał. Tak być nie może. Nie wiem, z jakiego powodu pojawiają się takie akcje. Przecież idziemy w jednym kierunku, żeby było dobrze, a trener-selekcjoner jest bardzo ważny. Jeśli się go omija, to jest sygnał, że nie ma za dużo do gadania. Trener Santos, wczuwając się w jego położenie, znalazł się w sytuacji zupełnego potrzasku, dostał w prezencie "konia trojańskiego", z którym nie do końca wiadomo, co zrobić. Bo nawet jeśli mówi, że dla niego oczywistym priorytetem jest mecz o punkty z Mołdawią, bo rozliczony będzie za przebieg eliminacji, to ma świadomość, że z tak groźnym rywalem, jak Niemcy, nie można zagrać na pół gwizdka. Przecież ewentualny, wstydliwy wynik, wyrządzi kolejne szkody. - Takie rzeczy załatwia się za zgodą selekcjonera, przecież on najlepiej wie, jaka sytuacja jest najlepsza z punktu widzenia dobra zespołu. Oczywiście sparing jest sparingiem, ale jesteśmy w trakcie ważnych eliminacji. Przynajmniej można było go poinformować o tym, a dopiero za jego zgodą można by było poprowadzić sprawy w dobrym kierunku. A jeśli za jego plecami załatwia się takie sprawy, nie przekazując mu tego, to po co on jest tym selekcjonerem? Santos nie powiedział, że w ogóle jest przeciwny sparingowi w tym terminie, ale zaznaczył, że testem byłoby granie z drużyną, która gra podobnie do Mołdawii. - Na przykład, można by było szukać przeciwnika w zależności od potrzeby. Mecz z Niemcami można było zrobić może w innym terminie, ale sprawa jest już zaklepana i z niej nie można się wycofać. To na pewno nie jest dobre dla selekcjonera. Jeżeli w ważnych decyzjach się go omija, to nie świadczy to dobrze. Clue pana wypowiedzi jest to, że na tej sprawie bardzo dużo straci sam selekcjoner. - Santos straci w oczach zawodników, a także kibiców. Przecież zaczną się dyskusje, tak jak teraz zadzwonił pan do mnie. Ja pracowałem z wieloma reprezentacjami, zresztą w Afryce wygląda to jeszcze dużo gorzej, bo do różnych spraw wtrącają się politycy. Zawodnicy powinni wiedzieć, że najważniejszy głos należy do selekcjonera i powinni go słuchać, respektując jego założenia. Kuriozum tej historii jest też takie, że przecież na etapie wyboru selekcjonera znów tyle się u nas mówiło, że trzeba postawić na fachowca z zagranicy, z nazwiskiem i autorytetem. Wtedy zyskamy atut, że nie da sobie w kasze dmuchać i nikt nie będzie wpływał na jego decyzje. Tymczasem mamy byłego trenera m.in. Cristiano Ronaldo, który - jak wynika z jego słów - został postawiony przed faktem dokonanym. - Dzieje się tak, bo są dwie władze. Jedna sportowa, związana z samym selekcjonerem, który chce jak najlepiej poprowadzić zespół. I w końcu po to przyszedł, żeby w drodze do osiągania celu realizował założenia. A z drugiej strony są różne układy... Ta sytuacja nie daje dobrego wizerunku Polskiemu Związkowi Piłki Nożnej. Jak pan patrzy na to, jak nasza drużyna pod wodzą Santosa zagrała w dwóch pierwszych meczach eliminacji, czyli najpierw katastrofa w pierwszych minutach meczu z Czechami (1:3), a następnie nieprzekonujące zwycięstwo 1:0 z Albanią, to jak pan zapatruje się na starcie z Mołdawią? - Powiedziałbym, że wszystko zależy od selekcjonera, jego decyzji, ustawienia zespołu i obranej taktyki. Musi poprawić te elementy, które wyszły nam źle w wymienionych przez pana meczach. Z Czechami może jeszcze nie miał czasu, ale przecież trenerzy są od tego, by nie tłumaczyć się krótkim okresem pracy. Podpisujesz kontrakt i przychodzisz, a więc jest oczekiwanie, że drużyna od razu ruszy. W ustawieniu z Albanią już było lepiej, ale też to nie był taki przeciwnik, jak nasi sąsiedzi. Mołdawia będzie się starała, ale czy to im wystarczy na naszych zawodników, którzy na pewno grają w lepszych klubach? Trzeba tak ustawić zawodników, żeby poprawili swoją grę i byli bardziej skuteczni. Graliśmy przecież u siebie z Albanią, czyli drużyną, z którą pewniej powinniśmy wygrać. Liczę, że z Mołdawią, choć będzie to mecz wyjazdowy, pokażemy się z lepszej strony. To wszystko rola selekcjonera, dlatego nie wolno mu przeszkadzać w tym, jaką on ma wizję. Na końcu to trener jest zawsze odpowiedzialny za grę i wyniki. Nie wolno stawiać trenera w sytuacjach trudnych, a myślę, że ta może być taką miną wybuchową. Utrata autorytetu to jedno, do tego w przypadku niepowodzenia akcje trenera też będą spadały. - Oczywiście, to prosta rzecz. Jak selekcjoner może nie wiedzieć, co się dzieje z meczami reprezentacji? Rozmawiał Artur Gac