Pierwsze ujęcie mistrzowskie. "Lewy" siedzi na ławce, mając po lewej Javiego Martineza, a po prawej Rafinhę. Nie może spokojnie usiedzieć, widząc jak "Wilki" gryzą przebywających na murawie jego kolegów. I jak u Bahdaja "Do przerwy 0-1". A później następuje pierwszy przebłysk geniuszu szczupłego chłopaka wychowanego w Lesznie, koło Puszczy Kampinoskiej, a po nim cztery następne. Ostatnia bramka powoduje opad szczęki nawet u największych koneserów futbolu. Po czwartej z fotelika wstał nawet ten, co tak uwielbia holować piłkę i w ten sam sposób nie podawać jej Robertowi - Arjen Robben. Czy to przypadek, że do tak olśniewającego występu Roberta doszło właśnie teraz, gdy wielki Holender był kontuzjowany? To był ważny mecz mistrza z wicemistrzem Niemiec, ale tylko wyczyn Roberta Lewandowskiego spowodował, że mówił o nim cały świat. I to nie tylko serwisy sportowe. Polak - już po raz drugi w życiu - pokazuje, jak sport pozytywnie może wpływać na społeczeństwa. Komiksy o "Lewym" zalały sieć. Najbardziej spodobały mi się dwa. W pierwszym żona budzi trenera Wolfsburga - Dietera Heckinga: - Kochanie wstawaj, już szósta. - Jak to? Znowu Lewandowski? - odpowiada przerażony mąż z zimnym potem na czole. Drugi pochodzi z "realu" i urzeka swą prostotą. Oto Anna Lewandowska całuje swojego męża, w trakcie tego robi zdjęcie i opatruje je podpisem: "Kosmita atakuje. Dumna!" Po wtorkowym popisie Robert Lewandowski stał się najpopularniejszym hasłem w internecie, w kategorii trendów wyprzedzając nawet przebywającego z wizytą w USA papieża Franciszka. Pep Guardiola po piątym trafieniu złapał się w głowę, a jego zdezorientowane oczy mówiły: "To chyba musi być sen". Na konferencji Katalończyk powtarzał mantrę, że jeszcze nigdy - w karierze zawodniczej, ani trenerskiej nie widział czegoś takiego, by ktoś w niespełna dziewięć minut, dziewięcioma dotknięciami piłki zdobył pięć goli. Nie juniorom, tylko wicemistrzom Niemiec z VfL Wolfsburg. Ale Guardiola do sukcesu Roberta dorzucił małą cegiełkę. Gdyby nie jego decyzja o pozostawieniu w rezerwie RL9, ciężko byłoby o tak rekordowy występ Polaka po przerwie. Rywale - mając świeże siły - bronili się zaciekle, a u Roberta na ławce rosła złość sportowa wprost proporcjonalnie do utraty sił przez "Wilki". Najważniejsze, że "Lewy" pozostał sobą. Otoczony lasem niemieckich kamer skromnie stwierdził: - Ja tylko pomogłem drużynie.Te słowa dobrze się wpisują do hasła, które zapadło mi w głowie ostatnio: "Cnota pokory w dzisiejszych czasach jest jakby zapomniana". Szef polskiej piłki - Zbigniew Boniek na każdym kroku podkreśla, że Robert nie byłby światowym napastnikiem bez fantastycznego przygotowania atletycznego. I zachęca do ciężkich treningów wszystkich piłkarzy z polskiej ligi. Na razie u nas obowiązują hasła: "Dbamy o świeżość", "Żeby nas nie zajechali". A trenerzy, którzy chcą zmusić piłkarzy do zwiększonego wysiłku tracą popularność. Franz Smuda jest bez pracy, bo komuś nie podobał się wysoki pressing. Dan Petrescu wyleciał z naszej ligi, bo chciał poprawić kondycję zawodników, a ci poskarżyli się właścicielowi klubu - "Panie prezesie, ona nas zamorduje tymi treningami". Za to w jednym jesteśmy mistrzami. W odliczaniu lat bez polskiego zespołu w Lidze Mistrzów. Doszliśmy już do 19.