Ostatnie tygodnie Lewandowskiego: wprowadzenie reprezentacji Polski na Euro 2020, śrubowanie rekordów w Lidze Mistrzów i nokautowanie konkurencji w walce o koronę strzelców Bundesligi. - Kiedyś graliśmy razem, byliśmy krok od awansu do Ekstraklasy - mogą mówić jego koledzy zerkając w telewizor, choć niektórym trudno będzie w to uwierzyć, skoro 10 lat później "Lewy" jest jednym z najlepszych graczy świata, a oni... Asysta dla 70 widzów W sobotę Robert Lewandowski zdobył 13. bramkę w Bundeslidze w tym sezonie, a jego Bayern na oczach 75 tys. widzów pokonał Herthę Berlin 2-1. Kilka godzin wcześniej mecz rozgrywał jego kolega ze Znicza - Michał Herman. Humor miał gorszy, bo choć zaliczył asystę, to jego Mazovia Mińsk Mazowiecki w meczu o mistrzostwo czwartej ligi przegrała z KS Łomianki. Mecz oglądało 70 osób. Tego samego dnia spotkanie miał rozegrać ostatni klub Tomasza Feliksiaka, innego kolegi Lewandowskiego ze Znicza. Pomocnik jednak rok wcześniej zrezygnował z gry w LKS Osuchów i chyba dobrze zrobił, bo drużyna nie zdołała nawet zebrać składu na sobotni A-klasowy mecz z Zaborowianką Zaborów. Dziś Feliksiak próbuje sił jako trener. Lewandowski ma już sporo kolegów ze Znicza, którzy skończyli grać w piłkę. Bramkarz Adrian Bieniek jest starszy od niego o zaledwie dwa lata, ale gdy "Lewy" odchodził do Lecha, on przygotowywał się do... zawieszenia butów na kołku. Do niedawana grał jeszcze obrońca Maciej Rybaczuk. Ale nie w Lechu, Borussii, czy Bayernie, ale w Pogoni Grodzisk Mazowiecki, KS Konstancin i Błoniance Błonie. Karierę skończył w 2018 roku. W piłce i tak wytrzymał dłużej niż jego brat Mikołaj Rybaczuk, który "dość" powiedział w 2015 roku. To wtedy Lewandowski zaczynał marsz po swój pierwszy potrójny skalp w Bundeslidze: mistrzostwo, puchar i koronę króla strzelców. Są jednak cechy, które być może Lewandowski chętnie przejąłby od swoich kolegów. Gdyby ze Zbigniewem Kowalczykiem spotkał się na ulicy, a nie w szatni Znicza, to 20-letni wówczas Robert pewnie zwracałby się do niego "per pan". Kowalski podczas pożegnalnego meczu Lewandowskiego miał 38 lat, a ostatni raz w Zniczu zagrał po 40. Zdegradowany do roli nieudacznika Najciekawsze są jednak losy Daniela Kokosińskiego, znanego lepiej jako "Kokos", a raczej pierwszy członek "Klubu Kokosa". O co chodzi? Rok po Lewandowskim Kokosiński przeniósł się ze Znicza do Polonii Warszawa. Ówczesny prezes Józef Wojciechowski nie był jednak - delikatnie mówiąc - z niego zadowolony. - Stworzyliśmy wokół niego klub nieudaczników. Nie chcemy, by psuli Młodą Ekstraklasę, nie chcemy, by zarażali młodych chłopaków swoją indolencją i nieudacznictwem - grzmiał Wojciechowski i skazał Kokosińskiego na siedzenie w siłowni albo bieganie po parku lub... schodach prowadzących na trybuny.W taki sposób chciano go zmusić do rozwiązania umowy, ale Kokosiński w Polonii - nieoficjalnie - zarabiał 20 tys. miesięcznie, więc nie zamierzał odchodzić. Dlatego zamiast zmiany klubu, "trenował" indywidualnie. Trwało to 2,5 roku, po czym umowa z Polonią skończyła się. Powoli też kończyła się przygoda Kokosińskiego z poważną piłką, bo podczas gdy "Lewy" podbijał Bundesligę, on grał w coraz słabszych polskich klubach, a dziś występuje w A-klasowym KTS Weszło Warszawa. Dwóch, góra zrobiło karierę Znicz za Lewandowskiego był czołową ekipą zaplecza Ekstraklasy i do końca bił się o awans, więc z tamtej drużyny kilku graczy w końcu wkroczyło na polskie piłkarskie salony. Co prawda Łukasz Grzeszczyk nie pokręcił się po nich długo, bo zaliczył dwa mecze w Widzewie Łódź i cztery w GKS-ie Bełchatów, ale 32-letni pomocnik do dziś gra w piłkę na niezłym poziomie, bo w pierwszoligowym GKS-ie Tychy. Paweł Zawistowski i Igor Lewczuk odeszli ze Znicza razem z Lewandowskim. Ten pierwszy w Ekstraklasie uzbierał 68 spotkań (w Jagiellonii Białystok, Arce Gdynia i Koronie Kielce), drugi talentem okazał się najbardziej zbliżony do "Lewego". Zresztą długo mówiło się, że dwaj panowie "L" odejdą ze Znicza w pakiecie. Interesowała się nimi Wisła Kraków, ale była mało przekonująca. Wówczas "Biała Gwiazda" była potęgą, więc krakowianie liczyli, że nie odmówi im nikt. Zaproponowali więc warunki i czekali aż zawodnicy - a szczególnie Lewandowski - stawią się na Reymonta. Przeliczyli się, bo w tym czasie "Lewego" ze wszystkich stron kusił Lech Poznań. Działacze wydzwaniali, roztaczali świetlaną wizję i podbijali zarobki, byle tylko go pozyskać. I tak Lewandowski zdecydował się na Wielkopolskę, a Lewczuk przeniósł się do Jagiellonii Białystok. Lewczuk narzekać nie mógł, bo z klubem z Podlasia zdobył Puchar Polski, podobnie jak później z Zawiszą Bydgoszcz. To właśnie z tego klubu trafił do Legii Warszawa, gdzie sięgnął po dwa mistrzostwa, trzy Puchary Polski, a w docenieniu pracy i talentu pozyskało go Girondins Bordeaux. Tam zaczął bardzo dobrze, później było słabiej i dziś znów jest zawodnikiem Legii oraz kolegą Lewandowskiego ze Znicza Pruszków z sezonu 2007/2008, który - oczywiście zaraz po napastniku Bayernu Monachium - osiągnął w piłce najwięcej. Piotr Jawor Podstawowy skład Znicza Pruszków z ostatniego meczu Roberta Lewandowskiego (24.05.2008, porażka w Bielsku-Białej z Podbeskidziem 0-1): Bieniek - Lewczuk, Kokosiński, Kowalski, Maciej Rybaczuk - Mikołaj Rybaczuk, Grzeszczyk, Zawistkowski, Herman, Feliksiak - Lewandowski.