Partner merytoryczny: Eleven Sports

Reprezentant Polski skreślony. "Wtopy" z Chorwacją to było za dużo. "Rozpacz, za wysokie progi"

Zanim przyszedł mecz Polska - Chorwacja na PGE Narodowym w Lidze Narodów, spojrzenie w bilans dotychczasowych meczów dowodziło, że "biało-czerwonym" jak po grudzie idzie zdobywanie goli w starciu z tym silnym rywalem. W sześciu wcześniejszych spotkaniach nasza kadra wbiła rywalowi z Bałkanów łącznie trzy bramki. Co z tego, że tydzień temu podwoiła tę liczbę, skoro gra z tyłu woła o pomstę do nieba. Fatalny czas przeżywa m.in. Paweł Dawidowicz, a jego reprezentacyjny koniec ocenia Radosław Kałużny w cotygodniowym "Co powie Tata?" w Przeglądzie Sportowym.

Paweł Dawidowicz (drugi z prawej) zdaniem Radosława Kałużnego nie spełnia kryterium reprezentacyjnego. Jednocześnie "Tata" protestuje przeciwko prostackiej krytyce defensora
Paweł Dawidowicz (drugi z prawej) zdaniem Radosława Kałużnego nie spełnia kryterium reprezentacyjnego. Jednocześnie "Tata" protestuje przeciwko prostackiej krytyce defensora/JACEK PRONDZYNSKI/FOTOPYK/NEWSPIX.PL/Newspix

Wielu powie, że takie mecze, jak starcie reprezentacji Polski z Chorwacją, gdy z obu stron oglądamy wiele trafień, a piłka raz po raz znajduje drogę do siatki, są solą futbolu. I niewątpliwie dużo w tym racji. Ba, to w zasadzie wymarzony scenariusz, aby w każdym spotkaniu kibice radowali się z wielu goli, bowiem łatwiej przeciętnemu kibicowi docenić "fajerwerki" niż zachwycać się myślą taktyczną i wyszukanymi rozwiązaniami, gdy przez 90 minut nie pada ani jedna bramka. Wszystko prawda, ale z jednym zastrzeżeniem - jeśli drużyna daje sobie strzelić więcej bramek, to niech to będą gole po akcjach, którym trudno było zapobiec.

Kałużny o Dawidowiczu: Poziom reprezentacji to dla niego za wysokie progi

I tutaj dochodzimy do sedna sprawy. Co z tego, że reprezentacja Michała Probierza rozegrała w ofensywie bardzo dobre spotkanie, a Dominik Livaković trzy razy wyciągał piłkę z siatki, skoro łatwość, z jaką Orły tracili gole, była zatrważająca. Jednym z głównych sprawców tego nieszczęścia w defensywie był Paweł Dawidowicz. Obrońca Hellasu Verona w najmroczniejszych snach nie mógł przypuszczać, że to będzie dla niego tak upiorny wieczór.

Zawinił przy dwóch straconych golach, przy jednym dosłownie asystując Chorwatom. A gdyby tego było mało, jeszcze nabawił się kontuzji i, jak niepyszny, zszedł z boiska w 38. minucie. Pod względem mentalnym to wielki test dla 29-latka, który od wielu lat ma orędowników swojego miejsca w kadrze, ale potencjału wciąż nie potrafił uwolnić. Choć faktem jest, że nie pomagają mu także permanentne problemy ze zdrowiem.

Reprezentacja nie może być jednak miejscem, w którym selekcjoner stale będzie wyciągał pomocną dłoń piłkarzom, w których albo wierzy, albo chce im pomóc w odbudowaniu się. Nie ma przypadku w słowie "selekcjoner" - sternik kadry ma przede wszystkim za zadanie wybierać najlepszych piłkarzy, którzy są dostępni tu i teraz. Akcji treningowych jest zbyt mało, aby tutaj podchodzić do zawodników tak, jak w piłce klubowej.

100 goli Roberta Lewandowskiego w FC Barcelonie. WIDEO/Do jednej bramki/POLSAT GO

To, co na PGE Narodowym wydarzyło się zwłaszcza między 19., a 26. minutą, były reprezentant Polski Radosław Kałużny nazwał "piętnastominutowym programem kabaretowym". Niegdysiejszy defensywny pomocnik w swojej stałej rubryce "Co powie Tata?" w Przeglądzie Sportowym bardzo ostro ocenił to wszystko, co widział w okolicach naszego pola bramkowego.

- Obrona reprezentacji to naprawdę jest rozpacz. Przecież tym, którzy zasuwają z przodu, zdobywają gole, asystują, wszystko może opaść, kiedy widzą, co się dzieje w tyłach. Strzelisz trzy gole, a i tak możesz być pewien, że nie wygrasz. Ostatecznie wbiliśmy Chorwatom trzy sztuki i uratowaliśmy remis. Nasi obrońcy grają od błędu do błędu. Nawet jeśli któryś zaliczy przyzwoity występ, choć o taki trudno, to kolega z defensywy "naprawi" to jakąś wtopą - jak zwykle bez kurtuazji wypowiedział się popularny "Tata". A następnie przeszedł personalnie do Dawidowicza. I wiemy, że gdyby jakiekolwiek decyzje były w gestii Kałużnego, kariera piłkarza z Serie A w kadrze zostałaby co najmniej wstrzymana.

- Nie śledzę specjalnie ligi włoskiej i być może w niej Paweł Dawidowicz jest solidnym zawodnikiem, na którego klubowy trener chętnie stawia. Ale poziom reprezentacji to dla niego za wysokie progi - wyrokuje 50-latek.

"Dowalać mu za rzeczy niezwiązane z boiskiem? Za to mógłbym nakłaść po pysku"

Tak samo, jak dosadnie Kałużny recenzuje reprezentacyjny poziom młodszego kolegi, tak samo zdecydowanie bierze go w obronę, gdy słyszy, co niektórzy ludzie wyprawiają pod jego adresem. Nie ma zgody "Taty" na to, aby 29-latek był wyszydzany w skandaliczny sposób.

- Kurczę, nie lubię pastwić się nad kimś, a widzę i słyszę, że wobec niego zaczęły się wycieczki osobiste. Lodu, ludzie! Nie jest to piłkarz na miarę reprezentacji, lecz dowalać mu za rzeczy niezwiązane z boiskiem? No nie. Wiem, co to znaczy, i doskonale pamiętam, kiedy włażono mi ofajdanymi buciorami w prywatne życie. Kałużny to słaby piłkarz. Zagrał beznadziejny mecz. Nie powinien zostać powołany. Z takimi zarzutami nie miałem problemu. Ale wp.....ać się do czyjegoś prywatnego życia lub szydzić z czyjegoś wyglądu? Nie! Za to mógłbym nakłaść po pysku - stwierdził na łamach Przeglądu Sportowego.

Paweł Dawidowicz i Michał Probierz/AFP
Paweł Dawidowicz zaliczył fatalny występ podczas meczu z Chorwacją/Grzegorz Wajda/Reporter
Paweł Dawidowicz tuż po odniesieniu kontuzji w meczu z Chorwacją/PIOTR KUCZA/FOTOPYK / NEWSPIX.PL/Newspix
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem