Zawieszenie Bartosza Salamona było poważnym ciosem zarówno dla reprezentacji Polski, jak i Lecha Poznań. U środkowego obrońcy w kwietniu w organizmie wykryto niedozwoloną substancję - chortalidon. Przez dłuższy czas kierownictwo "Kolejorza" czekało na oficjalną decyzję UEFA w jego sprawie. Takowa ku rozgoryczeniu klubu nadeszła 13 kwietnia, dokładnie w dniu meczu z Fiorentiną w Lidze Konferencji Europy. Na Salamona nałożono 8-miesięczne zawieszenie. Mimo wyjaśnień ze strony piłkarza, a także władz Lecha Poznań UEFA zdania nie zmieniła. Stoper aż do 13 grudnia pozostawał poza grą i przez cały ten czas utrzymywał, że nie przyznaje się do zarzucanej mu winy. Wreszcie 16 grudnia mógł wystąpić w ligowym spotkaniu z Radomiakiem Radom, a czas "piłkarskiej banicji" się zakończył. W piątek na YouTube na kanale Lecha Poznań ukazała się długa i szczera rozmowa z Bartoszem Salamonem. Naturalnie głównym wątkiem w niej poruszonym było zawieszenie w związku z wykryciem u niego niedozwolonej substancji. 32-latek jasno podkreślił, że feralna sytuacja "była pomyłką". Spowiedź Bartosza Salamona. Obrońca nie czuje się winny. "Wiedziałem, że to musi być jakaś pomyłka" Decyzja zapadła, chodzi o "kontrakt" Messiego. Nie do wiary, za ile można go wylicytować - Jestem alergikiem, więc muszę bardzo uważać na to, co zażywam. Mam alergie pokarmowe, reaguję na nie duszeniem. Każdy, kto ma podobne problemy wie, z czym to się wiąże. Wszystko, co jadłem czy zażywałem, wiedziałem, czym jest. Gdy dowiedziałem się, jak nazywa się wykryta substancja, byłem bardzo zdziwiony, bo to substancja, której nie znałem. Po pozytywnym wyniku oddałem się w ręce klubu i lekarzy. Chciałem, żeby mnie dokładnie przebadali, żeby zrozumieć, czy to w ogóle mój test. Miałem co do tego duże wątpliwości - opisywał obrońca Lecha Poznań. "W moim ciele nie wykryto żadnych środków dopingujących". Salamon nie mógł pogodzić się z dotkliwą karą Reprezentantowi Polski zależało na udowodnieniu swojej niewinności. W tym celu wykonał szereg testów. Ich wyniki były jednoznaczne. - Pojechałem od razu do medycyny sądowej na testy włosów, paznokci. Powiedziałem jasno, że mają mnie przebadać całego, bo wiem, że jestem czysty. Wyniki testów wykazały moją rację. W moim ciele nie wykryto żadnych środków dopingujących. Była znaleziona tylko ta mikro-objętość diuretyku i musieliśmy znaleźć odpowiedź, skąd się wzięła. Ale dowiedziałem się, że gdybym zażył pełną tabletkę tego leku, to stężenie wykrytej substancji byłoby kilkaset razy więcej. Eksperci stwierdzili, że to oczywiste, że doszło do zanieczyszczenia. [...] Dla mnie najważniejsze, że udowodniłem, że nie chciałem nikogo oszukać. Dopingu nie brałem, ale w moim organizmie znalazła się substancja zakazana, więc musiałem swoje odczekać - dodał. Salamon podkreślił, że w trakcie zawieszenia najbardziej ciążyła mu niepewność. Najtrudniej było zaakceptować "nową rzeczywistość" w trakcie dwóch pierwszych miesięcy kary. - Najtrudniejsza była niepewność. Wierzyłem, że jestem czysty, więc liczyłem na szybki powrót. Pierwsze dwa miesiące były bardzo ciężkie. Mieszkam przy stadionie, odwoziłem syna do przedszkola, a nie mogłem na ten stadion wejść - zdradził.