Polacy przed piątkowym meczem mieli problemy. Ostatecznie selekcjoner Fernando Santos zdecydował się wystawić na środku obrony dwóch graczy z Premier League - Bednarka i Jakuba Kiwiora. Tylko że ten pierwszy przyjechał z urazem po ostatnim meczu ligowym Southampton, a ten drugi prawie w ogóle nie grał po transferze do Arsenalu. Nikt się jednak nie spodziewał, że tak szybko stracimy gole. Najpierw w 27. sekundzie trafił Ladislav Krejči, a w trzeciej minucie gola dołożył debiutujący w kadrze Tomaš Čvančara. "Ciężko cokolwiek powiedzieć po takim początku, to jest nie do zaakceptowania. My, jako piłkarze na takim poziomie, nie możemy sobie pozwolić na taki start. To był szok dla całej drużyny. Wypada tylko przeprosić kibiców i powiedzieć sobie kilka ważnych rzeczy w szatni. Jest to początek eliminacji i gorzej być nie może. Musimy być wobec siebie szczerzy i nie zakłamywać rzeczywistości - to był bardzo słaby mecz w naszym wykonaniu. Nie zagramy drugi raz tego spotkania, w poniedziałek mamy przed sobą bardzo ważny pojedynek. I musimy zrobić wszystko, by je wygrać" - powiedział Bednarek w rozmowie z TVP Sport. Czechy - Polska. Jan Bednarek: Było wiele złych rzeczy Co wpłynęło na tak szybko stracone gole przez reprezentację Polski? "Wiedzieliśmy, że rywale zagrają daleki aut, a przeciwnik sam wbiega w pole karne, potem wrzutka i następny gol. Małe detale decydują na takim poziomie. Nie ma, co się rozczulać i mówić, co było złe, bo było wiele złych rzeczy, ale musimy usiąść i porozmawiać wewnątrz grupy, to jest najważniejsze" - dodał obrońca "Świętych". W drugiej połowie bramkę dołożył Jan Kuchta i było wiadomo, to już koniec nadziei. "Biało-Czerwoni" w końcówce byli stanie strzelić tylko honorowego gola po trafieniu Damiana Szymańskiego, ale nie miało to wpływu na wynik. Polacy nie mają czasu na rozdrapywanie ran. Muszą teraz się zresetować, ponieważ w poniedziałek czeka ich drugi pojedynek w eliminacjach. Na PGE Narodowym w Warszawie podejmą Albanię. Początek o 20.45.