"Biało-czerwoni" po sześciu kolejkach eliminacji Euro 2016 prowadzą w grupie D. Po meczu z Gruzją w Warszawie (4-0) trener gości Kachaber Cchadadze powiedział, że reprezentacja Polski to jest maszyna, która się rozpędziła i może wiele osiągnąć. Zgadza się pan? Zbigniew Boniek: - Tak do końca nie wiem, jaką taktykę obrać, ponieważ w sporcie, gdy brakuje pokory, z reguły brakuje także sukcesów. Lepiej się nie +podkręcać+, nie podniecać. Jakiekolwiek deklaracje nie mają sensu. W piłce jest jak w boksie. W trakcie ważenia rywale sprawiają wrażenie groźnych, straszą się, a później ring wszystko weryfikuje. Dlatego staramy się zachowywać skromnie i być cicho. Trener Nawałka też niewiele mówi, skupia się na swojej pracy. No właśnie, oprócz konferencji prasowych selekcjoner nie udziela się medialnie. - Taką przyjęliśmy zasadę. Dzięki temu Adam może skoncentrować się tylko na kadrze. Wiadomo jak bywa - jest ogromne zainteresowanie i każde słowo trenera byłoby rozkładane na czynniki pierwsze. Ustaliliśmy, że będzie do dyspozycji dziennikarzy podczas konferencji prasowych. Zresztą podobnie jest w przypadku kilku innych selekcjonerów. W efekcie, gdy coś się dzieje, pan bierze to "na klatę". - Wiem, że jest zapotrzebowanie na informacje dotyczące kadry. Trudno byłoby uciekać od problemów, odpowiedzi, rozmów z mediami. Co ma kadra Nawałki, a czego nie miała kadra Waldemara Fornalika? Jedyną odpowiedzią jest Arkadiusz Milik? - To byłoby uproszczenie. Na pewno obecna reprezentacja jest inna, bo z dwójką napastników w podstawowym składzie. Cała filozofia gry jest inna. Piłkarze są dobrze ustawieni taktycznie, panuje dyscyplina, jest świetny klimat. Kadrowicze czują się dobrze, tworzą "team spirit". Czasami niektórych rzeczy brakowało w poprzedniej drużynie. Ni stąd, ni zowąd w dwóch meczach kończących eliminacje MŚ 2014, z Ukrainą i Anglią, pojawił się w kadrze Mariusz Lewandowski, którego zresztą bardzo lubię i szanuję. Wcześniej chyba nawet nie był specjalnie obserwowany. To oczywiście żadna krytyka pod jego adresem, dobry piłkarz, ale jego powołanie było wtedy zaskoczeniem. Nie brakuje głosów, że Polska praktycznie już awansowała do Euro 2016 we Francji. - Takie opinie trochę mnie irytują, ale wiem, jak funkcjonują media. Byłem ostatnio pytany, czy wybraliśmy już ośrodek we Francji. Dostaliśmy kilka ofert, ale my spokojnie czekamy i koncentrujemy się na eliminacjach. Niemcy już mają taki ośrodek... - Gdybym był prezesem niemieckiej federacji, też bym już wybrał. Przecież z grupy wyjdą bezpośrednio co najmniej dwie drużyny, a może - w zależności od wielu wyników - nawet trzecia, bez konieczności gry w barażach. Ale może być jeszcze ciekawie. Szansę awansu ma nawet czwarta Irlandia. - Wiele się jeszcze może wydarzyć. Oczywiście liczymy tylko na siebie, ale jestem przekonany, że Gruzja nie przegra wszystkich spotkań do końca eliminacji. Kto wie, jakim rezultatem skończy się np. wrześniowy mecz Gruzinów u siebie ze Szkocją. Oni mają swoją dumę narodową, nowego trenera, a na jesienne mecze wróci Lewan Mczedlidze z Empoli. No i lider zespołu Dżaba Kankawa z Dnipro, który w niejasnych okolicznościach nie wystąpił z Polską. - Gruzini chyba pomylili się z Kankawą. Myśleli, że jest zawieszony, tymczasem miał wcześniej tylko dwie żółte kartki (dopiero trzy oznaczają absencję - red.). UEFA wysyła przed każdym meczem listę z piłkarzami, gwiazdka przy nazwisku oznacza jedynie ryzyko wykluczenia. Być może myśleli, że ta gwiazdka to już absencja. Do 60. minuty nie potrafiliśmy strzelić Gruzji gola. Obawiał się pan o wynik? - Powiem tak - to było spokojne spotkanie, bo kontrolowaliśmy grę i w pierwszej połowie prezentowaliśmy się znakomicie. Wiadomo było jednak, że w takim upale nie da się cały czas grać na maksa i przyjdzie gorszy moment. Po kilku zmarnowanych okazjach zaczęło mnie trochę "swędzić". Na szczęście Arek Milik po dobrze rozegranym rzucie rożnym pięknie strzelił i wtedy już wiedziałem, że wygramy. Kadra Nawałki zbiera pochwały, ale nie martwi się pan, że w przypadku - odpukać - absencji dwóch, trzech czołowych graczy zaczną się problemy. Wystarczy np. brak Grzegorza Krychowiaka, a także Milika lub Roberta Lewandowskiego. - Tak jest w wielu zespołach. Gdybyśmy wyjęli z Barcelony Neymara i Leo Messiego, miałaby spore kłopoty. Nie obawiam się jednak o naszą reprezentację. Proszę zobaczyć, jak świetnie pokazał się Michał Pazdan. Mamy ok. 18 piłkarzy, którzy dają gwarancję odpowiedniego poziomu. To podstawowa jedenastka z meczu z Gruzją plus m.in. pauzujący wtedy za kartki Kamil Glik i wracający do kadry Jakub Błaszczykowski. Pamiętajmy o kontuzjowanym ostatnio Arturze Jędrzejczyku. Są Ariel Borysiuk, Sebastian Mila, wróci wypoczęty Tomasz Jodłowiec i jeszcze kilku innych graczy, a nadzieję na przyszłość dają Piotr Zieliński czy Karol Linetty. Kto lub co jest dla pana największym odkryciem ostatnich miesięcy w kadrze? - Myślę, że u każdego są umiejętności techniczne i taktyczne, natomiast bardzo podoba mi się duch, jaki zawodnicy wprowadzają do zespołu. Każdy z nich daje coś mentalnie drużynie. Na pewno odkryciem jest Arek Milik. Na dodatek to piłkarz, który wciąż może się rozwijać. Podobnie jak Robert Lewandowski. Wszyscy w tej reprezentacji są na fali wznoszącej. I to jest właśnie największa zaleta kadry Nawałki. Nie ma żadnego trzydziestokilkuletniego piłkarza, który pod względem sportowym byłby już "po drugiej stronie rzeki". Przywiązuje pan wagę do rankingu FIFA? Po towarzyskim meczu z Grecją (0-0) będziemy losowani z trzeciego, a nie drugiego koszyka w eliminacjach MŚ 2018. - Cała ta zasada rankingu jest nieco śmieszna i dziwna, wystarczy spojrzeć na niektóre drużyny z pierwszego koszyka. Śmieszne, że przez granie meczów towarzyskich można pogorszyć miejsce w rankingu. Odpowiadając na pytanie, nie widzę nic złego w tym, że będziemy w trzecim koszyku. Towarzyskie mecze trzeba kontraktować kilka miesięcy wcześniej. Kto wtedy wiedział, jaki będzie nasz ranking? Słyszałem głosy, żeby z Grecją zrobić siódmą zmianę, co oznaczałoby, że mecz nie byłby oficjalny. To nie w naszym stylu, my nie kombinujemy. A co, jeśli zdobędziemy mistrzostwo Europy? Będziemy się wówczas martwić koszykami? Trzeba patrzeć na siebie, a nie na innych. Już 25 lipca w Sankt Petersburgu odbędzie się losowanie eliminacji mistrzostw świata 2018. Wybiera się pan do Rosji? - Losowanie to tak naprawdę akt formalny. Kiedyś było inaczej, bo trzeba było się spotkać i ustalić terminarz w grupie. Teraz wszystko wychodzi z automatu. Nie wybieram się do Rosji. Zostawmy tematy polityczne, na pewno wyślemy tam jakąś delegację. Zastanowimy się, kto pojedzie. Zobaczymy... Ja swojego wyjazdu nie przewiduję. Jak wygląda sprawa wstąpienia Artura Boruca do Klubu Wybitnego Reprezentanta? Przeciwko Grecji rozegrał 60. mecz w kadrze, ale teraz limitem jest 80 spotkań. W szczególnych przypadkach można jednak robić wyjątki. - Przepisy rok temu się zmieniły, ale poszczególni piłkarze mogą być dokooptowani - poprzez swoje osiągnięcia, wyniki. Artur będzie jeszcze grał w reprezentacji, zostaje przecież z nami. Na pewno jednak zajmiemy się tą sprawą. Ostatnie tygodnie były chyba szczególnie intensywne dla pana i PZPN. Finał Pucharu Polski, finał Ligi Europejskiej, oba w Warszawie. Następnie Kongres FIFA w Szwajcarii, zakończenie ekstraklasy, zjazd PZPN, mecze z Gruzją i Grecją, a teraz jeszcze finał Centralnej Ligi Juniorów... - To był bardzo ciężki okres. Stresu tyle, że starczyłoby na cały rok. Mieliśmy m.in. kilka wspomnianych meczów na Stadionie Narodowym. Były obawy o trawę podczas tych imprez. Na cemencie trudno zrobić odpowiednią murawę. Największy stres był jednak przed finałem Pucharu Polski. Trzy dni wcześniej mieliśmy spotkanie z wojewodą. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze i teraz czas na wakacje... Rozmawiał Maciej Białek