Przypadek Helika - pojawia się i znika Największym przegranym zgrupowania wydaje się być Michał Helik. Sporo oczekiwali po nim nie tylko kibice, którzy regularnie dostawali informacje o golach Polaka w Championship i jego występach w Barnsley, ale także selekcjoner. Sousa na 25-latka postawił więc już w meczu z Węgrami, rezygnując tym samym z Kamila Glika. I okazało się, że był to spory błąd. Helik grał niepewnie, a w oczy rzucała się jego debiutancka trema. Szybko dostał także żółtą kartkę, która przez kolejne minuty wisiała nad jego głową jak topór. Zauważył to w końcu Sousa, który przyznał się do pomyłki i jeszcze przed upływem godziny wpuścił na murawę Glika. Raczej nie było przypadku także w tym, że kolejne spotkanie - z Andorą - Helik obejrzał z trybun stadionu Legii Warszawa. Postawienie na Helika od pierwszej minuty na Wembley było więc zaskakujące tym bardziej, że w pamięci mieliśmy mecz z Węgrami i późniejsze zesłanie. Ale Sousa po raz kolejny podjął ryzyko i po raz kolejny... szybko tego pożałował. W pierwszej połowie Helik podarował Anglikom rzut karny i podciął skrzydła naszej kadrze. I tak jak w Budapeszcie zszedł z boiska w 57. min., tak w Londynie plac gry opuścił już w 53. Wiele wskazuje na to, że na ostatniej prostej przed Euro Helik zminimalizował swoje szanse na grę w kadrze, potwierdzając, że mentalnie jest jeszcze daleko od poziomu reprezentacji. Z drugiej strony klub Polaka zajmuje w lidze piąte miejsce i ma szanse na baraże do Premier League, a Helik jest tam filarem. Skreślanie go po jednym zgrupowaniu byłoby więc przesadą. Ale widzenie w nim zbawcy defensywy - także. Piątkowski pechowy. Ale wygrany O pechu może mówić Kamil Piątkowski. 20-latek zaprezentował się na tyle dobrze, że na liście Sousy znalazł się wyżej niż Paweł Dawidowicz. I gdyby nie koronawirus, piłkarz Rakowa Częstochowa trafiłby do podstawowego składu na Anglię. W starciu na Wembley miałaby miejsce prawdziwa weryfikacja kupionego przez Red Bull Salzburg za 5 mln euro defensora, który wcześniej rozegrał 90 minut w spotkaniu z Andorą. - Dla mnie największym wygranym tego zgrupowania jest Piątkowski. Gdyby nie miał koronawirusa, zagrałby na Wembley z Glikiem i Bednarkiem. Na treningach był pozytywnie oceniany przez kolegów. Starsi piłkarze czują, kto co potrafi - powiedział w rozmowie z Romanem Kołtoniem z "Prawdy Futbolu" prezes PZPN Zbigniew Boniek. Niezależnie od klasy Andory trzeba przyznać, że w tym meczu Piątkowski nie zawiódł. Nie bał się wyprowadzać piłki, nie popełniał błędów, raz był nawet bliski zdobycia gola po dośrodkowaniu Piotra Zielińskiego. Swoją postawą, a także atutami, które pasują do ustawienia w systemie z trzema obrońcami (występuje zarówno jako półprawy, jak i półlewy stoper, ma dobre warunki fizyczne), zagwarantował sobie kolejne powołanie. Gol i słabe 45 minut Dobre wspomnienia będzie miał po swoim pierwszym zgrupowaniu Karol Świderski. Jego powołanie było dość zaskakujące, bo selekcjoner Jerzy Brzęczek napastnika PAOK-u Saloniki pomijał regularnie, chociaż ten regularnie trafiał do siatki. Sousa 24-latka nie tylko dołączył do reprezentacji, ale także dał mu zadebiutować. Świderski odwdzięczył się Portugalczykowi bramką w meczu z Andorą. Jego wejście na boisko było powiewem świeżości. "Świder", który w spotkaniu z Węgrami znalazł się tylko na trybunach, pokazał się z tak dobrej strony, że na Wembley wyszedł w podstawowej jedenastce z należącym do Roberta Lewandowskiego numerem 9 na koszulce. Z Anglią Świderski nie zagrał na miarę oczekiwań. Murawę opuścił jako pierwszy, już w 45 min. Ale jeżeli Sousa wciąż ma zamiar powoływać czterech napastników, to wydaje się, że Świderski będzie miał miejsce obok Lewandowskiego, Arkadiusza Milika czy Krzysztofa Piątka. Wiele zależy od jego postawy w najbliższym czasie, a okazji do popisania się będzie miał sporo, bo PAOK rozpoczął właśnie zmagania w play-off’ach. Przed Kozłowskim tylko... Lubański Debiuty w biało-czerwonych barwach zaliczyli Kacper Kozłowski i Rafał Augustyniak. W dobrym stylu zameldował się na boisku szczególnie 17-latek z Pogoni Szczecin, który w meczu z Andorą popracował w środku pola na gola Świderskiego. Kozłowski tym bardziej zasłużył na pochwałę, że jest przecież drugim najmłodszym debiutantem w historii naszej reprezentacji - młodszy od niego był 16-letni Włodzimierz Lubański. - To jest nadzieja polskiej piłki. Swego czasu na Letniej Akademii Młodych Orłów widziałem 12-letnich Kozłowskiego i Buksę. Nie wiem, co się dzieje z tym drugim chłopakiem. Niech wróci na boisko jak najszybciej. A Kozłowski pokazał, że talent i praca mogą zaowocować debiutem - dodał w "Prawdzie Futbolu" prezes PZPN. Dziesięć lat starszy od Kozłowskiego jest natomiast Augustyniak, którego regularne występy w rosyjskim Uraku Jekaterynburg Sousa docenił dość niespodziewanie. Co więcej: 27-latek szansę na debiut dostał w świątyni futbolu, czyli na Wembley, ale o jego zaledwie piętnastominutowym występie nie można powiedzieć zbyt wiele. Pierwszego meczu w seniorskiej reprezentacji nie rozegrali natomiast Sebastian Kowalczyk oraz Bartosz Slisz. Ten drugi aż trzykrotnie znalazł się... poza kadrą. Ale powołaniami całej siódemki Sousa i tak udowodnił, że nie boi się stawiać na nowe nazwiska. To które z nich przekonało do siebie Portugalczyka, okaże się już w maju. Sebastian Staszewski, Interia