Tomasz Moczerniuk, Polska Agencja Prasowa: Na początek gratulacje z okazji pierwszego powołania do reprezentacji Polski. W jakich okolicznościach do tego doszło? Sebastian Walukiewicz: Dziękuję, to naprawdę bardzo miła sprawa. Kiedy trener Brzęczek do mnie zadzwonił, przebywałem akurat w Polsce na krótkim urlopie po długim sezonie we Włoszech. Selekcjoner pogratulował mi udanych występów w Cagliari i zaprosił na zgrupowanie kadry we wrześniu. Bardzo mnie ucieszył ten telefon, bo od dziecka marzyłem o takiej chwili. To wspaniałe uczucie, kiedy takie marzenie się spełnia. Dostałem szansę i teraz postaram się ją wykorzystać. Powołanie było zapewne efektem udanej końcówki rozgrywek i regularnych występów w klubie. Jak oceniłby pan swój debiutancki sezon w Cagliari? - Przed sezonem założyłem sobie, że chciałbym wyjść na boisko w przynajmniej 15 meczach. Udało mi się ten cel zrealizować, bo wystąpiłem w sumie w 14 spotkaniach Serie A i dwóch Coppa Italia. Bardzo się z tego cieszę, ale to nie przyszło samo. Ciężko na to pracowałem, dlatego myślę, że swoją postawą zasłużyłem na to, co się teraz dzieje wokół mnie. Co było największym plusem dotychczasowej przygody z Serie A? - Na pewno współpraca z trenerem Walterem Zengą, który - jako były reprezentacyjny bramkarz - jest przecież specjalistą od gry w defensywie. Nie miał łatwego zadania, bo przyszedł do nas tuż przed wybuchem pandemii koronawirusa. Przez całą kwarantannę nie mieliśmy praktycznie styczności, ale pokazał swój fach po restarcie, kiedy mieliśmy do rozegrania cały maraton meczów. To on nauczył mnie grać w systemie na trzech środkowych obrońców i myślę, że dzięki temu odnotowałem spory progres. Nie spoczywam jednak na laurach i mimo wielu nowych doświadczeń wiem, że przede mną dużo ciężkiej pracy. Klamrą spinającą cały sezon były mecze z mistrzem Włoch Juventusem Turyn. W tym styczniowym doczekał się pan debiutu w pierwszym składzie, a w lipcu zaliczył najlepszy występ w sezonie, radząc sobie z Cristianem Ronaldo. Jak bardzo się pan zmienił jako piłkarz pomiędzy tymi dwoma meczami? - Myślę, że przede wszystkim nabrałem doświadczenia. To pierwsze starcie na wielkim stadionie w Turynie, przy komplecie publiczności, przeciwko gwiazdom światowego formatu było dla mnie chrztem bojowym. Staraliśmy się, ale zakończyło się porażką 0-4, a pierwsze skrzypce grał Ronaldo, który ustrzelił hat-tricka. Dlatego bardzo się cieszę się, że w rewanżu udało się "Starą Damę" pokonać i to bez straty gola. Takie momenty zostają w pamięci na zawsze. Zacząłem także chodzić na jogę i uważam, że to też mi bardzo pomaga.