Kamil Jóźwiak z Lecha Poznań to debiutant w drużynie narodowej. Do tej pory koszulkę z białym orłem zakładał tylko w niższych kategoriach wiekowych. Za moment może mieć za sobą debiut w ekipie Brzeczka. Okazja nadarzy się 19 listopada, gdy na zamkniecie eliminacji ME 2020 zmierzymy się w Warszawie ze Słowenią. Trzy dni wcześniej, w Jerozolimie, "Biało-Czerwoni" zagrają z Izraelem. - To jest właściwy moment na szansę dla tego chłopaka, ma już przecież 21 lat - przekonuje w rozmowie z Interią Roman Kosecki, który sam w dorosłej kadrze debiutował dziewięć dni przed 22. urodzinami. - Kamil od dłuższego czasu wyróżnia się w Ekstraklasie, więc nie ma na co czekać. Nie trzeba się bać młodego wieku. Wystarczy spojrzeć na reprezentacje choćby Włoch czy Niemiec. Zobaczmy, jak pięknie rozwija się taki Federico Chiesa. Tam młody wiek i brak doświadczenia międzynarodowego nikomu nie przeszkadza. Jóźwiak nie może być zaskoczony powołaniem, bo zanosiło się na to przynajmniej od kilku miesięcy. O tym, że w piłkę grać potrafi lepiej niż poprawnie, wie doskonale. Przekonywali go o tym między innymi Maciej Skorża i Jan Urban, którzy prowadzili go w seniorskiej ekipie Lecha. Ten drugi oznajmił właśnie, że Jóźwiak to... następca Jakuba Błaszczykowskiego. Kosecki na tak odważną teorię się nie zdecydował. Próbuje raczej tonować emocje. - Kamil codziennie rano powinien szczypać się przed lustrem - mówi były wiceprezes PZPN. - Chodzi o to, żeby mu sodóweczka nie uderzyła do głowy. Musi też bardzo starannie wybrać zagraniczny klub, w którym będzie kontynuował karierę. Przykład nieudanej emigracji Rafała Kurzawy powinien być przestrogą dla innych. UKi