Sytuację Roberta Lewandowskiego można w pewnym stopniu odnieść do tej, w jakiej w AC Milan znalazł się Krzysztof Piątek. Kadra Nawałki była jak Milan z zeszłego sezonu - stwarzała swojemu napastnikowi nieliczne sytuacje, ale ten wykorzystywał je z zabójczą skutecznością. Kadra Brzęczka, jak Milan Giampaolo - nie ma sytuacji, nie ma bramek "dziewiątki". Z problemu zdają sobie sprawę zarówno kapitan, jak i selekcjoner reprezentacji. Lewandowski, gdy podczas konferencji prasowej został zapytany o swoją skuteczność, aż się uśmiechnął. - A czym jest skuteczność? - zapytał. - Wykorzystywaniem sytuacji - usłyszał w odpowiedzi. Napastnik Bayernu tylko z zadowoleniem skinął głową i powtórzył odpowiedź, dobitnie akcentując ostatnie słowo. Przekaz nie mógł być bardziej dobitny: jak mam zdobywać bramki, nie mając żadnych okazji? - Naszym zadaniem jest stwarzanie większej liczby sytuacji - zapowiedział siedzący obok niego Brzęczek, potwierdzając, że sam zdaje sobie sprawę z wagi problemu. Spotkania z Łotwą i Macedonią Północną będą 13. i 14. meczem kadry z Brzęczkiem za sterami. To wystarczająco, by drużyna przyswoiła pomysł na grę swojego selekcjonera. O ile taki istnieje. Kto poda "Lewemu"? Chętnych brak Problem ze stwarzaniem sytuacji ma dwie strony medalu. Pierwszą jest pomysł na grę selekcjonera, drugą - kwestia odpowiednich wykonawców. Od kilku lat jedynym zawodnikiem, potrafiącym zagwarantować Lewandowskiemu regularne asysty jest Kamil Grosicki. Dane pod tym względem są zatrważające. Od czasu Euro 2016 Grosicki - podaniem bądź dośrodkowaniem - asystował przy czterech trafieniach Lewandowskiego. To dokładnie tyle samo razy, ile wszyscy pozostali zawodnicy razem wzięci. Resztę bramek "Lewy" wypracował sobie sam. To w ogóle niespotykane, ile bramek kapitan reprezentacji zawdzięcza wyłącznie sobie. W meczach o punkty "Lewy" - w trakcie analizowanego okresu od Euro 2016 - zdobył 19 bramek. Za 11 z nich odpowiada niemal wyłącznie on sam - dziewięć zostało zdobytych bezpośrednio z rzutów wolnych i karnych (pięciokrotnie faulowany był sam Lewandowski), a dwa inne padły po indywidualnych akcjach Lewandowskiego. Udział w połowie z pozostałych ośmiu bramek miał Grosicki, asystując "Lewemu" celnym podaniem lub dośrodkowaniem. Asysty od innych piłkarzy - cztery w 26 meczach (!) - są zjawiskiem po prostu incydentalnym. Prześledźmy je krok po kroku: 11 października 2016 - w ostatniej akcji meczu Błaszczykowski dośrodkowuje z rzutu wolnego, a Lewandowski głową daje wygraną 2-1 z Armenią, 11 listopada 2016 - po zgraniu od Teodorczyka Lewandowski mija trzech rywali i mocnym strzałem z linii pola karnego podwyższa wynik na 2-0 z Rumunią, 10 czerwca 2017 - Lewandowski zdobywa bramkę na 2-0 z Rumunią po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Piotra Zielińskiego, 24 marca 2019 - po dośrodkowaniu Recy Lewandowski strzałem głową kończy okropne męczarnie z Łotwą na Narodowym. Cztery bramki w 26 spotkaniach. Tyle zafundowali "Lewemu" koledzy, wyłączając "Grosika". Taki prezent to - bez cienia przesady - coś, zdarzające się raz na rok. Więcej pożytku z "Grosika", niż z Ribery'ego Słuchając opinii o kadrze, można odnieść wrażenie, że współpraca Lewandowskiego z Grosickim jest mocno niedoceniana. Być może jest tak dlatego, że mecze kadry odbywają się na tyle rzadko, że pewne prawidłowości łatwo zauważalne w klubie, w kadrze są zwyczajnie pomijane. Gdy w dwóch kolejnych meczach ligowych skrzydłowy nie przeprowadzi akcji bramkowej, wszyscy zachowują spokój. Po dwóch słabszych meczach w kadrze - przypadających raz na kilka miesięcy - padają pytania o przydatność zawodnika do drużyny. A jeśli spojrzymy na częstotliwość bramek wypracowywanych przez duet Grosicki - Lewandowski, ujrzymy podobną zależność, jak w przypadku współpracy "Lewego" z topowymi zawodnikami Bayernu i Borussii. Oto, ile czasu potrzebuje "Lewy" w duecie z różnymi piłkarzami na wypracowanie jednego gola: Duet z Marco Reusem: gol średnio co 300 minut gry, z Thomasem Muellerem: średnio co 314 minut, z Mario Goetze: średnio co 344 minuty, z Kamilem Grosicki: średnio co 359 minut, z Arkiem Milikiem: średnio co 375 minut, z Arjenem Robbenem: średnio co 417 minut, z Franckiem Riberym: średnio co 433 minuty, z Kubą Błaszczykowskim: średnio co 474 minuty, z Kingsleyem Comanem: średnio co 478 minut, z Joshuą Kimmichem: średnio co 526 minut. Wymowne, prawda? Grosicki, piłkarz z deprecjonowanej przez Brzęczka Championship, daje Lewandowskiemu tyle, co najlepsi piłkarze globu. To kolejny kamyczek do ogródka selekcjonera, który przecież w swoich pierwszych powołaniach w ogóle nie uwzględnił piłkarza Hull City. Statystyka ta odzwierciedla również, ile dla "Lewego" znaczył zdrowy Arkadiusz Milik. To właśnie ten duet był znakiem rozpoznawczym pierwszych eliminacji pod wodzą Nawałki. Zdrowy Milik potrafił odciążyć Lewandowskiego, skupić na sobie uwagę obrońców, a także samemu dochodzić do bramkowych sytuacji. To w połączeniu z dobrze pracującym kolektywem za plecami napastników, gwarantowało bramki dla Polski. Piotr Zieliński. Etatowy kozioł ofiarny Odpowiedzialność za występy, w których Lewandowski nie zdobywa bramek, niemal zawsze spada na barki Piotra Zielińskiego. Bez względu, czy ten występuje akurat na skrzydle, czy na "dziesiątce". Sytuacja "Ziela", jak chyba wszystko co związane z tym chłopakiem, nie jest czarno-biała. Z jednej strony - liczby faktycznie nie rzucają na kolana. Zieliński w kadrze ani razu nie asystował Lewandowskiemu z gry. Raz uczynił to z rzutu rożnego, dwukrotnie pośrednio - gdy "Lewy" zdobywał bramki po stałych fragmentach po faulach na graczu Napoli. Sam z podania napastnika Bayernu zdobył jedną bramkę - przeciwko Włochom w Lidze Narodów w debiucie Brzęczka. Z drugiej - częściej udział - nawet tak pośredni jak wywalczenie karnego - przy bramkach Lewandowskiego w kadrze mieli jedynie Błaszczykowski, Grosicki i Milik. Do tego "Zielu", niczym swego czasu Jakub Wawrzyniak, ciągle zastępuje piłkarza, którego nie ma - a to cofniętego napastnika, a to drugiego skrzydłowego. Rzadko gra na swojej nominalnej pozycji cofniętego rozgrywającego. Zieliński, który z natury nie jest urodzonym asystentem (w Napoli zbiera dobre recenzje, mimo zaledwie 10 asyst w 151 meczach), staje się kozłem ofiarnym braku alternatywny w przypadku słabszej formy "Grosika". Jego sytuację najlepiej podsumował chyba Łukasz Piszczek podczas rozmowy na kanale "Food Truck". - Grał prawie całe eliminacje na jednej pozycji [jako "ósemka" - przyp.] u trenera Nawałki i każdy widział, jaką dawał jakość. To trochę tak, jak graliśmy w trójkę w Borussii Dortmund i mieliśmy ciągnąć całą reprezentację, a tak się nie dało. Pewnych rzeczy się nie da przeskoczyć i tyle - uważa Piszczek. Mecze z Łotwą i Macedonią Północną dadzą odpowiedź, czy selekcjoner Jerzy Brzęczek znajdzie sposób na tworzenie sytuacji podbramkowych, czy wciąż będzie czekał, aż Zielińskiemu "coś przeskoczy" w głowie. Na razie jednak Robert Lewandowski, w obliczu słabszej formy Piątka i Milika, musi wziąć sobie do serca wyświechtane porzekadło. Umiesz liczyć? Licz na siebie. Wojciech Górski