Nasi piłkarze w piłce klubowej osiągnęli historyczny sukces – w trójkę awansowali do finału Ligi Mistrzów. Dwa tygodnie później, opakowani w polską myśl szkoleniową w wydaniu Waldemara Fornalika, nie byli w stanie ograć Mołdawii z drugiej setki rankingu FIFA.
Wszystkim dopisuje humor, trener Fornalik piłkarzom wystawia laurki, bo przecież "tak wielu okazji nie wypracowali od dawna". I tylko to szczęście, dla Polaka zawsze zezowate, nie było po naszej stronie. Pomyślałem: "Hola, hola, czy to czasem rzutu karnego po faulu Krychowiaka nie przegapił sędzia? Kto zatem nie miał szczęścia?".
Idźmy zatem zgodnie z tezą selekcjonera - jest dobrze, naprawdę dobrze. Jak wyliczył Michał Szadkowski z "GW", po raz ostatni w meczu o stawkę z równie nisko sytuowanym w rankingu FIFA rywalem wtopiliśmy punkty w 1995 roku, remisując w Trabzonie ze słabiutkim Azerbejdżanem 0-0. To były czasy, gdy w kadrze grał jeszcze nie tylko Wojtek Kowalczyk, ale też Kosecki, tyle że nie Jakub, lecz jego tata - Roman.
Moim zdaniem Waldemar Fornalik najzwyczajniej na selekcjonera się jeszcze nie nadaje. To świetny trener, ale na asystenta głównego coacha kadry. A po gwarantującego rozwój tej kadry selekcjonera trzeba ruszyć za granicę. Taki ekspert, z wizją i charyzmą, otoczony młodymi polskimi asystentami, rozwiązałby nam problem z kadrą na lata.- Powinniśmy przyjąć system koreański. Przed MŚ 2002 roku Koreańczyków prowadził Hiddink, poukładał klocki, wprowadził styl gry i w tej chwili Koreańczycy radzą sobie sami - podkreśla Jan Tomaszewski w rozmowie z RMF FM i trudno się z nim nie zgodzić. - Gdy szukano następcy Franka Smudy, proponowałem Vogtsa, Svena Gorana Erikssona, a razem z jednym z nich mógłby pracować Fornalik, Skorża, czy Probierz, by później przejąć pałeczkę.
Ówczesny prezes PZPN-u - Grzegorz Lato, w rozmowie z dziennikarzami po porażce na Euro 2012, przyznał, że jednym z kandydatów na nowego selekcjonera jest Berti Vogts. Niestrudzony obrońca polskiej myśli szkoleniowej - Antoni Piechniczek postawił jednak na swoim - dzisiaj mamy Waldemara Fornalika, a razem z nim niezły pasztet, gdy obejrzymy grę reprezentacji i spojrzymy na tabelę grupy H eliminacji MŚ. A przecież gra toczy się nie tylko o prestiż, lecz również o wielką kasę - brak awansu na mundial równa się ze stratą około 10 mln euro dla naszej federacji.
PZPN-owi nie pali się ze zwalnianiem Fornalika. Nie chodzi tylko o konieczność wypłacenia mu odszkodowania za ewentualne zerwanie, obowiązującego do końca 2013 roku kontraktu, ale także brak następcy, który za rozsądną cenę zagwarantuje dokonanie postępów z "Biało-czerwonymi".
- Przecież trener z wielkim nazwiskiem i doświadczeniem pracował już z reprezentacją Polski, na dodatek z dobrym efektem. Fornalik zarabia prawie 40 tys. euro miesięcznie, podczas gdy pierwotnie Leo Beenhakker zarabiał u nas 35 tys. euro - porównuje w programie Cafe Futbol komentator Polsatu Sport Roman Kołtoń, który jest również rzecznikiem idei powierzenia kadry doświadczonemu obcokrajowcowi, spoza polskiego piekiełka.
Oczywiście, znalezienie nowego "Beenhakkera", który poukłada i porwie za sobą polskich piłkarzy, nie jest prostym zadaniem. Ale kto ma mu sprostać, jeśli nie najlepszy prezes, na jakiego stać nasze środowisko piłkarskie?
Czy Waldemar Fornalik powinien pozostać trenerem naszej reprezentacji? Dyskutuj!