Sebastian Staszewski, Interia: W poniedziałek prezes PZPN-u Zbigniew Boniek podjął decyzję, że Jerzy Brzęczek pozostanie selekcjonerem reprezentacji Polski do mistrzostw Europy. Jest pan zadowolony? Antoni Piechniczek: - Uważam, że to dobra decyzja. Rozumiem Zbyszka, który docenił to, że Brzęczek awansował na mistrzostwa Europy z pierwszego miejsca w grupie; zasłużył, aby na taki turniej jechać. Patrzę na naszą piłkę od wielu lat i kilkukrotnie miałem przekonanie, że z selekcjonerów rezygnowano zbyt szybko. Tak było w przypadku Waldemara Fornalika, a później Adama Nawałki. Dobrze więc, że trener otrzymał od prezesa kredyt zaufania. Teraz wszyscy powinniśmy trzymać kciuki za jego sukces. Co jesienią spodobało się panu bardziej: styl reprezentacji czy jej wyniki? - Prowokuje pan... Jedno z drugim nie zawsze idzie w parze. Jeśli drużyna wygrywa, choćby nawet nie grała tak, jak tego oczekujemy, to należy się cieszyć. I lepiej przegrać dwa spotkania w słabym stylu, a później wygrywać, niż za każdym razem być chwalonym za grę, ale schodzić z boiska pokonanym 0-1.Nie pomyślał pan jednak po porażkach 0-1 z Holandią w Amsterdamie oraz 0-2 z Włochami w Reggio Emilia, że przeciwko tym najsilniejszym, najlepiej wyszkolonym jesteśmy bardziej bezbronni niż kilka lat temu? - Patrząc na przebieg tych dwóch meczów mogę stwierdzić, że dziś nie idziemy do przodu, aczkolwiek praca z kadrą to skomplikowany projekt, którego nie można zamknąć w kilku określeniach, których pan użył. Przed wszystkim selekcjoner musi dziś trafić do głów reprezentantów; wyjaśnić im, że nie zależy mu tylko na wynikach, ale także na zawodnikach. Bo coś jest nie tak. Czy w meczu z Włochami widział pan choćby jednego piłkarza, który się wyróżniał? Ja widziałem jednego: Wojtka Szczęsnego. Co powinien więc zrobić Brzęczek? Ma pan dla niego jakieś rady? - Musi zadać sobie pytania, dlaczego zabrakło koncentracji. Od pierwszego gwizdka widać było, że to słaby dzień. Jakby siedział tu z nami Jurek, to myślę, że potwierdziłby te spostrzeżenia. Po rozgrzewce widziałem, że Włosi są niesamowicie zmotywowani, naładowani. I mecz rozpoczęli jak wściekłe byki. My natomiast nie mieliśmy żadnej iskry. Przegraliśmy tamten mecz zanim się na dobre się rozpoczął... Na listopadowym zgrupowaniu zagrało aż 25 piłkarzy. I wciąż nie wiemy, kto jest podstawowym bramkarzem, kto zagra na lewej i prawej obronie, jak wygląda środek pomocy... Do kiedy powinna trwać selekcja? - Sytuacja Brzęczka jest całkiem inna niż na przykład Adasia Nawałki. Jurek przygotowuje się do Euro, ale jednocześnie jest skazany na to - a my z nim -, że rozpocznie także eliminacje mistrzostw świata. Dlatego tak mocno postawił na młodzież: Jakuba Modera, Kamila Jóźwiaka, Przemysława Płachetę. To argument mocno przemawiający za Brzęczkiem. Odmłodzenie kadry to dziś jeden z priorytetów.- Dobrze, że Brzęczek obdarza tych chłopców zaufaniem, bo ci kilkukrotnie udowodnili, że są gotowi, aby wchodzić do reprezentacji. Na przykład taki Moder zagrał naprawdę solidnie, choć bez rewelacji. Ale nie oczekujmy, że oni zagrają w kadrze dwa razy i nagle wezmą na siebie całą odpowiedzialność. Wczoraj obserwowałem mecz Cracovii z Legią Warszawa. Zobaczyłem w składzie Bartosza Kapustkę, który miał być objawieniem. I dziś ten Kapustka, który powinien być liderem reprezentacji, gdzie jest? W Ekstraklasie jest! Ktoś ponosi za to odpowiedzialność. A przecież od Nawałki otrzymał dużą szansę. Czy powołania Arkadiusza Milika i Kamila Grosickiego mają jakieś sensowne wytłumaczenie? Obaj w swoich klubach są zawodnikami niechcianymi, którzy mecze oglądają nie z ławek rezerwowych, ale z trybun. Przyjeżdżają na kadrę i... grają ogony. - Widzę tu winę zawodników, którzy podjęli złe decyzje. Polscy piłkarze to minimaliści, jeśli chodzi o dążenie do celów. Polski piłkarz jak zarobili milion, to jest syty, a Holender, jak zarobili milion, to chce zarobić kolejne osiem. Taką właśnie mentalność ma Robert Lewandowski i dlatego jest wielki. Moim zdaniem tym, który powinien naszym chłopakom wyjaśnić, że robią źle, jest prezes Zbyszek Boniek. Rozumie pan falę krytyki, a momentami wręcz hejtu, z którą zmaga się obecnie Brzęczek? - Każdy selekcjoner musi być na to przygotowany. Ja też zmagałem się z hejtem, chociaż wtedy nikt tak na to nie mówił. Jeden z dziennikarzy powiedział mi przed laty: "Panie trenerze, musi mieć pan twarde podbrzusze". I Jurek też musi mieć. Skorzystam jeszcze ze słów pewnego znaczącego do dziś trenera europejskiego, który stwierdził: "Trener reprezentacji musi pracować szybko i z dobrym rezultatem". Ludzie mają oczekiwania, to normalne. Ale ja w 1982 roku, od rozpoczęcia przygotowań do mundialu aż do samego wyjazdu, spędziłem z kadrą 100 dni. Brzęczek pracuje w PZPN od dwóch lat i nawet się do tego wyniku nie zbliżył. Dlatego musi być dokładny, precyzyjny, zorganizowany. Nie może liczyć na szczęście, działać w chaosie. Jest takie powiedzenie, że wszystkie drogi prowadzą do Rzymu. Można iść do niego przez Alpy i tracić czas, ale można też iść na wprost, porządną drogą. Na razie momentami można odnieść wrażenie, że my jednak idziemy przez Alpy. I w efekcie jest krytyka. Selekcjonera wymownym milczeniem zaatakował nawet kapitan kadry Robert Lewandowski. Trudno pracuje się w warunkach oblężonej twierdzy. - Tu trzeba postawić ważne pytanie: dlaczego Brzęczkowi pewne rzeczy przychodzą z trudem? Bo ich nie umie? A może zależy to od niechęci piłkarzy, tego, że są mniej pojemnymi uczniami? Czy jest coś, co im przeszkadza? Mi się wydaje, że trzecie pytanie jest zasadne. Piłkarze mają dziś na głowie tysiące spraw: układy klubowe, rodzinne, lokowanie kapitału, media. Może problemem są oni, a nie trener? Dam panu przykład Jasia Bednarka. W meczu z Holandią przy rzucie karnym zachował się frajersko. Grałem na obronie i coś tam wiem. Przy stałym fragmencie powinno stać się z boku zawodnika, a nie za nim. A Janek tak się ustawił. Jakbym siedział tam na ławce, to bym chyba wyskoczył w powietrze! Pokazuję, że całej winy nie można zrzucić tylko na selekcjonera. Piłkarze muszą z nim współpracować Na koniec delikatnie ucieknijmy od boiska. Na napisanie swojej autobiografii czekał pan do 2015 roku, choć po raz ostatni pracował pan jako trener 15 lat wcześniej, a na koncie miał pan mistrzostwo Polski i medal mistrzostw świata. Brzęczek książkę wydał będąc na stanowisku, choć może pochwalić się tylko awansem na Euro. To był błąd? - Czasy się zmieniły. Ja miałem innych podpowiadaczy, on ma innych. Być może otacza się ludźmi, którzy widzą w tym biznes. Niby chcieliby mu pomóc, ale przy okazji także skorzystać na tym, mieć coś dla siebie. Prawda jest taka, że o słuszności tej decyzji dowiemy się dopiero po mistrzostwach. Rozmawiał Sebastian Staszewski, Interia