Październikowe zgrupowanie reprezentacji Polski było dla Jerzego Brzęczka jak długo wypatrywany list z dobrą nowiną. Rzadko zdarza się, aby selekcjoner miał okazję by w tak krótkim okresie rozegrać aż trzy wartościowe mecze z różnymi rywalami: rezerwową Finlandią, silną Italią oraz solidną Bośnią i Hercegowiną. Brzęczek taką szansę w końcu dostał i porządnie z niej skorzystał. Co istotne dla nas wszystkich: po trójmeczu dostaliśmy kilka ważnych informacji. Lecz nie dla wszystkich są one dobre. Młodzież wysłała ważny sygnał Najważniejszy sygnał wysłała młodzież: Jakub Moder, Sebastian Walukiewicz czy Michał Karbownik. Każdy z nich - jeśli tylko będą zdrowi - zagwarantował sobie powołanie na listopadowe zgrupowanie, gdy kolejny raz rozegramy trzy mecze (z Ukrainą, Włochami i Holandią). Okazuje się więc, że kołdra wcale nie jest taka krótka. Za kadencji Adama Nawałki często słychać było narzekania, że na niezłym poziomie mamy tylko podstawową jedenastkę. I była to prawda, co widać po przeprowadzanych na Euro 2016 zmianach. Dziś widzimy jednak, że trener ma do dyspozycji przynajmniej 20 zawodników. Najbliżej wyjściowego składu wydaje się być Moder. Sporą szansę ma także Kamil Joźwiak, który w ostatnich dniach zaprezentował się dużo lepiej (asysta w meczu z Bośnią) niż inny młody wilczek, Sebastian Szymański. Walukiewicz na razie będzie zbierał doświadczenie u boku Kamila Glika i Jana Bednarka, tak samo jak Karbownik, który wydaje się ciekawą alternatywą na lewej stronie defensywy. "Do młodzieży świat należy" - mogą zaśpiewać nasi kibice i nie będzie w tym choćby krzty przesady. Renesans Linettego Kilku zawodników z przyjazdu na kadrę może być bardzo zadowolonych. To na pewno Karol Linetty. W Torino nie musi się martwić o miejsce w składzie, ale w reprezentacji bywał dotychczas statystą. Być może teraz się to zmieni, bo 25-latek mocno popracował nad swoją pozycją. Najpierw skorzystał z autostrady, którą w środku pola zostawili Finowie, a później biegał za dwóch w meczu z Bośniakami. Popracował nie tylko w destrukcji, ale też pomógł w ataku: po jego podaniu piętą Jacek Góralski wyłożył piłkę Robertowi Lewandowskiemu, który jednak fatalnie przestrzelił; następnie to Linetty dośrodkował w pole karne, gdzie po błędzie Bośniaków kapitan Polaków uderzył w słupek; aż w końcu wziął udział w bramkowej akcji "Lewego". A na piękne podsumowanie swojej październikowej szarży strzelił gola - w kadrze pierwszego od debiutu w 2014 roku, a więc w sumie dopiero drugiego. Powodów do smutku nie ma także Kamil Grosicki, który w West Bromwich Albion jest przyspawany do ławki, a w meczu z Finlandią zdobył hat tricka. Dla "Grosika" kadra okazała się dawcą minut oraz pewności siebie. I być może po powrocie do Anglii trener WBA Slaven Bilić weźmie to pod uwagę. Trzecim wygranym jest Kamil Glik, który pokazał, że wciąż ma siły i chęci, aby być liderem obrony i to u jego boku powinna zbierać doświadczenie nasza młodzież. Glik w kadrze jest solidny - nieważne czy gra w półfinale Ligi Mistrzów z AS Monaco, czy też walczy o środek tabeli Serie A z Benevento Calcio. Co dalej z Krychowiakiem? Najwięcej znaków zapytania pojawiło się przy nazwisku Grzegorza Krychowiaka. W jego przypadku kilka spraw złożyło się na bardzo negatywny odbiór. Po pierwsze: piłkarz Lokomotiwu Moskwa dał słabą zmianę w meczu z Finlandią i zagrał przeciętnie przeciwko Włochom. Po drugie: wyglądał źle pod względem fizycznym, a to do tej pory było jego konikiem. Po trzecie: dobrze zaprezentowali się inni środkowi pomocnicy - Moder i Linetty. To sprawia, że listopadowa sytuacja Krychowiaka będzie nie do pozazdroszczenia. Nie ma oczywiście mowy o rezygnowaniu z tak doświadczonego piłkarza, ale Brzęczek będzie musiał się nagłowić, czy aby na pewno po raz kolejny zaufać zawodnikowi Loko. Zaufanie selekcjonera nadszarpnął także Sebastian Szymański, który dla Brzęczka miał być tym, kim dla Adama Nawałki Arkadiusz Milik. Przecież to on - obok Bednarka - miał największe doświadczenie z grona młodych i ambitnych. 21-latek nie wykorzystał jednak szansy danej mu w meczu z Włochami. Na pewno bez znaczenia nie jest koronawirus, na który Szymański chorował w Moskwie. Na słabszej dyspozycji zawodnika Dynama skorzystał Jóźwiak, który w rankingu skrzydłowych jest dziś wyżej. Niezbyt wiele ciepłych słów można powiedzieć o duecie Piątek-Milik. Co prawda obaj trafili do siatki w meczu z Finlandią, ale jednocześnie udowodnili, że są niezwykle daleko od dobrej formy. Wiadomo już, że Milik do stycznia będzie tylko rezerwowym Napoli, niezbyt wielkie szanse na regularną grę w Herhcie Berlin ma także Piątek. W tym momencie całą nadzieję pokładamy więc w Lewandowskim. Warto na koniec wspomnieć także o Piotrze Zielińskim, którego zabrakło z powodu koronawirusa i którego... nikomu nie brakowało. To powinno sprawić, że 26-latkowi zapali się lampka ostrzegawcza. Brzęczek poprawił humor Z pewnością należy pochwalić także Jerzego Brzęczka. Październikowe zgrupowanie rozpoczynał w katastrofalnej atmosferze: słaby był styl jego reprezentacji, jeszcze słabszy był styl jego autobiografii. Selekcjoner się jednak obronił. Podjął dobre decyzje przy powołaniach, bo chwaliliśmy już Modera, Walukiewicza czy Jóźwiaka i podjął dobre decyzje kadrowe: szanse dla Linettego czy Mateusza Klicha. W efekcie tego reprezentacja Polski w Lidze Narodów do listopada będzie zajmować... pozycję lidera! Warto docenić także taktyczny rozsądek Brzęczka. Widząc słabą dyspozycję Piątka i Milika trener postawił na grę jednym napastnikiem. Choć w okresie pracy Nawałki Lewandowski znacznie lepiej czuł się z partnerem u boku, to teraz problem polega na tym, że tego partnera... nie ma. Wydaje się, że selekcjoner będzie musiał skorzystać z dobrodziejstwa polskiej linii pomocy i w niej upatrywać naszej siły. I tak jak po słabych i nijakich meczach należała mu się krytyka, tak teraz należy mu się sporo ciepłych słów. Bo choć za oknami słota, to Brzęczek chociaż na chwilę poprawił nam nastroje. Sebastian Staszewski, Interia