W lutym ubiegłego roku Marek Koźmiński ogłosił swoją kandydaturę na prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej. Pierwotnie wybory miały się odbyć w październiku, z powodu pandemii przeniesione zostały na 18 sierpnia tego roku. Póki co, były reprezentant Polski nie ma rywali do przejęcia fotelu prezesa po Zbigniewie Bońku. Zbigniew Czyż, Interia: Przez ostatnich dwanaście miesięcy w pana głowie pojawiły się może jakieś nowe pomysły, które będzie chciał zrealizować, jeśli zostanie prezesem PZPN? Marek Koźmiński, wiceprezes PZPN: Jest pandemia, która niemal wszystko wywróciła do góry nogami. Przeszliśmy bardziej do życia w świecie wirtualnym. W formie online odbywa się w większość spotkań. Ktoś mi powiedział, że to chyba najdłuższa kampania i rzeczywiście mentalnie chyba jestem nią już trochę zmęczony (śmiech). Prezentacja szczegółowego planu została odłożona w czasie. Mam nadzieję, że już niebawem zaczniemy się spotykać i dyskutować. Będę się starał przekonać, że wybór mojej osoby będzie dobry, logiczny i że będzie pewną formą działania, które środowisko piłkarskie potrzebuje i akceptuje. Postrzega się pana jako człowieka poniekąd "namaszczonego" przez Zbigniewa Bońka, ale jeśli się nie mylę, takiego oficjalnego wsparcia ze strony prezesa PZPN-u nie było. Jest pan zatem "człowiekiem" obecnego szefa związku czy nie? - Nigdy nie słyszałem, żeby prezes publicznie powiedział takie ostre i dobitne słowa w tej kwestii. Ja jestem już dziewiąty rok w ekipie Zbigniewa Bońka jako wiceprezes, najpierw ds. zagranicznych, teraz szkoleniowych. Uważam, że rzeczy, które zostały zrobione dobrze należy zostawić, natomiast pewne rzeczy należy poprawić i ulepszyć. Koźmiński jest innym człowiekiem niż Zbigniew Boniek, będzie miał inne pomysły i swój styl pracy. - Absolutnie nie możemy jednak powiedzieć, że Koźmiński wywróci wszystko do góry nogami, bo uważam, że przez ostatnie dziewięć lat PZPN zrobił wiele dobrego. Wiele rzeczy zostało w rozsądny sposób dobrze poukładanych. Gdyby został pan prezesem PZPN-u w sierpniu, a reprezentacja Polski źle zaprezentowała się na mistrzostwach Europy, zwolni pan Paulo Sousę? - Na ten moment jesteśmy tu i teraz przed pierwszymi meczami trenera Sousy na tym stanowisku. Jakiekolwiek dywagacje na dziś uważam za absolutnie przedwczesne. Wszyscy gramy o wynik i wszyscy chcemy jak najlepiej. To jest jednak życie. Jeżeli się nam nie uda, to pewnie będą musiały być podejmowane jakieś decyzje. Nie uważam, że jeden mecz to będzie wykładnia pracy i ocena, którą będziemy mogli forować. Dajmy czas i spokój. Tak jak na początku pracy Jerzy Brzęczek został zaatakowany dosyć mocno medialnie, tak dajmy teraz nowemu człowiekowi trochę wytchnienia i oceńmy go po jakimś dłuższym okresie. W przypadku zwycięstwa w wyborach będzie chciał pan dołączyć do sztabu portugalskiego szkoleniowca jakiegoś polskiego trenera? - To jest kwestia o której należy podyskutować, bo to wszystko co jest już za nami stało się bardzo szybko. Na dziś mamy w sztabie Huberta Małowiejskiego. Mamy przed sobą mistrzostwa Europy, a na tak wielkich imprezach zazwyczaj okazuje się, że sztaby trenerskie "puchną" więc uważam, że na pewno jest temat. Nie chodzi jednak o to, żeby tam włożyć kogoś tylko po to, aby zadowolić środowisko. Chodzi o coś, co będzie miało logiczne ramy. Na pewno taka dyskusja z trenerem w wąskim gronie się odbędzie. Już jakiś czas temu otwarcie mówił pan, że Ekstraklasa powinna liczyć osiemnaście zespołów, co od najbliższego sezonu stanie się faktem. Podtrzymuje pan to zdanie? - Tak. Polska piłka posiada dziś na tyle szeroką i dobrą infrastrukturę, że jest gdzie grać. Poza tym jest kilka klubów, które z racji swojego potencjału czy historii, mogą aspirować do gry w Ekstraklasie. Wydaje się mi też, że 18 drużyn na najwyższym szczeblu rozgrywek w prawie 40-milionowym kraju to jest dobra liczba. Dotychczasowy system dzielenia ligi na dwie części, grania trochę na siłę o wynik, odbił się na możliwości wprowadzania do kadr zespołów młodych zawodników. - Jeżeli za każdym razem gramy sztucznie tylko po to, żeby wygrać i przetrwać, to trener nie odważy się zaryzykować. Młody piłkarz wchodzący do drużyny musi popełnić błąd. Uważam, że gdyby nie ta sytuacja jaką mamy dziś, gdzie jest nieco więcej spokoju, to raczej nie zauważylibyśmy kilku młodych zdolnych piłkarzy, na których odważniej w ostatnim czasie postawiono. Powrót do 18 zespołów będzie w pewnym sensie powrotem do historii i normalności, wydaje się mi, że to było dobre. Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie Sprawdź! Do niecodziennej sytuacji doszło kilka dni temu w Cracovii. Najpierw do dymisji podał się Michał Probierz, ale ostatecznie właściciel klubu Janusz Filipiak jej nie przyjął. Może zapoczątkuje to nieco inną tradycję w polskiej piłce? - Lubię Michała, to jest mój kolega, znamy się dosyć długo. Myślę, że troszeczkę to jednak nie wyszło. Dziwna sytuacja, która zaskoczyła całe środowisko. Mam nadzieję, że te cztery dni wolnego, które dostał od klubu wystarczą mu, żeby się zresetował i żeby naładował akumulatory. Michał Probierz jest potrzebny dla polskiej piłki, jest potrzebny dla Cracovii, niech wraca na ławkę trenerską. Uważa pan, że da radę wrócić w swojej pracy z Cracovią do stanu nazwałbym to pierwotnego? - Uważam, że tak. Michał jest trenerem z pasją. Żyje piłką, żyje drużyną. Przyszedł pewnie jakiś drobny kryzys, emocje wzięły górę nad rozsądkiem. Chciałbym zaapelować do Michała, wracaj na ławkę, wypocznij, zrób sobie dłuższe wakacje, ale wracaj do trenowania. Rozmawiał Zbigniew Czyż