Po marcowych meczach w el. MŚ 2002 pożegnaliśmy się z reprezentacja Polski na 62 dni. Dokładnie tyle minie od przegranego meczu "Biało-Czerwonych" na Wembley (1-2) do towarzyskiej potyczki z Rosją we Wrocławiu (1 czerwca). Tydzień później czeka nas jeszcze tylko testmecz z Islandią w Poznaniu i... ruszamy na finały Euro 2020. Czy z większym optymizmem niż po trzech pierwszych próbach nowego szefa kadry? Łukasz Żurek, Interia: Mamy za sobą 270 minut gry pod dowództwem Paulo Sousy. To już solidny grunt, żeby zastanowić się, za co możemy go pochwalić, a za co zganić... Marcin Żewłakow: - Pierwszy wniosek jest taki, że z tym pierwszym składem nie za bardzo trener trafia. Mam wrażenie, że to jest trochę przekombinowane. Natomiast, jak dla mnie, dobrze czyta grę i właściwie reaguje na to, co na boisku nie funkcjonuje. Przykro tylko, że tak naprawdę to się sprowadza do naprawiania tego, co na wstępie było poprowadzone nie tak, jak powinno. Na początku Sousa kombinuje, a potem potrafi naprawić pewne rzeczy i uzdrowić sytuację na boisku. Dlatego ta druga połowa wygląda w naszym wykonaniu zwykle dużo lepiej niż pierwsza. Po meczu z Anglią w studiu TVP Sport doszło do spięcia między panem a Robertem Podolińskim. To dowód, że trudno jednoznacznie wskazać, w jakim miejscu znajduje się dzisiaj reprezentacja Polski? - Trudno wskazać, zwłaszcza że naprawdę widzimy nowy pomysł na tę reprezentację. Trzeba oddać Sousie, że od początku nie boi się iść za swoim wyczuciem i jest w tym konsekwentny. Poza tym wie pan, że na piłkę każdy patrzy po swojemu. Stąd różnica zdań, ale nie to w tym wszystkim jest najważniejsze. To są didaskalia. Być może w czerwcu, albo już podczas meczów towarzyskich, będziemy oceniać bardzo podobnie to, co prezentuje drużyna narodowa. Generalnie napastnicy patrzą na piłkę inaczej, obrońcy inaczej, bramkarze inaczej, a postronni widzowie jeszcze inaczej. Różnicy zdań nie unikniemy. Inna rzecz, że nie chcę idealizować pewnych rzeczy - oceniam i mówię tak, jak czuję. Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie Sprawdź! Czuje pan, że gdyby finały Euro 2020 startowały za tydzień, mielibyśmy więcej powodów do obaw niż do optymizmu? - Każda godzina spędzona przez selekcjonera z zawodnikami będzie naszą sytuację poprawiać. To zrozumienie między nimi będzie na coraz wyższym poziomie Teraz trzeba przyznać, że Sousa został wywołany ad hoc do tablicy. Trochę analizy, trochę rozmów, trochę podglądania zawodników w zespołach klubowych i z czasem poczuje się pewniej, będzie do pewnych decyzji bardziej przekonany. Nie będzie działał na zasadzi wyczucia, tylko oprze się o fakty. Czas działa na korzyść reprezentacji. Czy to pozwoli nam wskoczyć na półkę wyżej? Myślę, że na to pozwoli nam dopiero wygrana w pierwszym meczu turniejowym - bardziej niż ten czas, który nas dzieli od inauguracji. Na czym polega fenomen Grzegorza Krychowiaka? Chwalił go nawet Gareth Southgate, a tymczasem mówimy o zawodniku, który przy obu bramkach dla Anglików popełnił fatalny w skutkach błąd... - Rzeczywiście, można Grześkowi przypisywać pojedyncze błędy i czasem to się kończy bramką. Natomiast spójrzmy na to, czego nie możemy mu zabrać - wychodzi na murawę i prezentuje ściśle określoną postawę. To nie jest zawodnik, który boi się przeciwnika. Z Anglikami chciał grać jak równy z równym. Błędy? Czasem się przytrafiają - czy to jest Helik, czy Krychowiak, czy nawet Lewandowski. Ważne, że u Grześka nie ma obawy, nie ma gry na alibi, nie ma uciekania w łatwe. Patrząc na takiego piłkarza, ci nowi i ci młodsi nabierają pewności siebie. On wskazuje im kierunek, jeśli chodzi o właściwą postawę. Oczywiście późnej suma jego wszystkich umiejętności, czy dany moment formy, przełoży się na wynik. Widzę natomiast w Krychowiaku faceta, który wychodzi do gry i chce wykonywać swoje zadanie bez żadnej rezerwy. I to jest postawa, która definiuje reprezentanta Polski. Blisko niego biega zazwyczaj Piotr Zieliński. Wydaje się jednak, że raz na zawsze wyleczył z nas z wyobrażenia jego osoby jako lidera drużyny. - Ja się w ogóle nie nastawiałem na to, że Zieliński będzie liderem drużyny. I wydaje mi się, że jemu dużo wygodniej jest być tym piłkarzem w drugim rzędzie. Liderem jest Lewandowski, Glik, Krychowiak. Piotrek chce być ich pierwszą prawą ręką i uważam, że wtedy jest najbardziej wydajny, więc absolutnie nie będę już od niego wymagał bycia liderem. Pastwienie się nad nim - wciąganie go w takie "pokaż, pokaż, pokaż" - tylko mąci mu w głowie. On ma wychodzić na boisko i skupić się na grze, a nie na tym, czy akurat w tym meczu uznają go za lidera, czy nie. Bo umiejętności ma - i ja bym poszedł bardziej w te umiejętności, a nie w liderowanie. Pojawiły się tymczasem głosy, że bez Roberta Lewandowskiego - niekwestionowanego lidera - ta drużyna też potrafi być groźna. Są powody, żeby w taką tezę uwierzyć? - Zastanawiam się, czy mamy odwagę tak twierdzić wyłącznie w sytuacji, kiedy wiemy, że Roberta nie będzie tylko w jednym meczu. Czy gdyby się okazało, że nie będzie go przez roku, stawiane tezy byłyby podobne? Dla mnie Lewandowski to 40 procent drużyny. Okay, nie wyklucza to w pojedynczych przypadkach, że rzeczywiście reprezentacja potrafi się zebrać. Natomiast dla mnie ma to bardziej charakter jednostkowy niż seryjny. Zgadza się pan z prezesem Zbigniewem Bońkiem, że nikła porażka na Wembley nie wyzwoliła w naszych piłkarzach adekwatnego pułapu złości i rozczarowania? U niektórych co bardziej wyczuleni obserwatorzy dostrzegli nawet cień samozadowolenia... - Nie, nie, nie. Tutaj absolutnie bym nie mówił o samozadowoleniu. Uważam natomiast, że i Anglicy, i Polacy, nie zagrali w tym meczu jak o życie. Dziwi mnie to, bo był to bój eliminacyjny o awans do mistrzostw świata - a oglądało się to trochę jak Ligę Narodów. Anglików trochę można wytłumaczyć, bo wynik jest po ich stronie. Jeśli chodzi o naszych zawodników, widziałem inną, lepszą odsłonę po przerwie. To jednak ciągle trochę za mało, jeżeli mówimy o ewentualnym wyjściu z grupy na mistrzostwach Europy. Nie widziałem momentu, w którym to my byśmy dyktowali warunki i w którym to my zagrażalibyśmy leniwym i mało biegającym Anglikom. Do godziny "0" pozostało niewiele ponad dwa miesiące. - Temperatura będzie rosła z każdym tygodniem, który nas przybliża do finałów Euro. Mamy nadzieję, że upływający czas będzie wyzwalał ogień w naszych reprezentantach, a ich podejście do rywala będzie coraz bardziej drapieżne. Nie mamy innego wyjścia. W to trzeba wierzyć i tak trzeba myśleć. Rozmawiał Łukasz Żurek El. MŚ 2022 - wyniki, tabela, strzelcy, terminarz grupy I