Sebastian Staszewski, Interia: W październiku reprezentacja odniosła dwa zwycięstwa i zanotowała jeden remis. Po obejrzeniu wspomnianych meczów uważa pan, że mamy powody do zadowolenia? Włodzimierz Lubański: - Trzeba wziąć pod uwagę to, z kim się rywalizowało. Jeśli chodzi o Bośnię to byłem pewny, że wygramy. Mimo, iż Bośniacy mają w składzie kilku niezłych piłkarzy, to jesteśmy dziś lepszą drużyną. Zresztą oni sobie sami nie pomogli, bo szybko dostali czerwoną kartkę. Natomiast dla mnie wymiernikiem naszej reprezentacji jest mecz z Italią. Dlaczego? Bo to dziś europejska czołówka. I jak pan ocenia ten bezbramkowy remis? - Na tle Włochów nie wypadliśmy źle. Mieliśmy oczywiście ogromne szczęście, bo wynik 0:2 czy 0:3 nie byłby niczym niesprawiedliwym, ale podobały mi się nasza organizacja gry oraz zaangażowanie. Kulała za to gra ofensywna. Nawet Robert Lewandowski był niewidoczny. - Jeśli gra się z zespołem teoretycznie lepszym, a takimi są Włosi i Holendrzy, to Polska musi ustawiać się do odbioru piłki, a nie do gry. Kreację akcji ofensywnych oglądamy wtedy, gdy posiadamy piłkę. A posiadamy ją zazwyczaj w meczach ze słabszymi. Chociaż z silnymi także mamy dobre momenty. Nie popadajmy tylko w hurraoptymizm, bo pozycja lidera w grupie Ligi Narodów o niczym nie świadczy. Powiedział o tym po meczu Robert Lewandowski. Na antenie Telewizji Polskiej stwierdził: "To nie oddaje stanu rzeczy. To, że jesteśmy liderami, nie świadczy o tym, że faktycznie jesteśmy najlepsi". - Bardzo mi się to podoba. Robert zdaje sobie sprawę z tego, że ekipy, z którymi gramy w listopadzie, nas zweryfikują. Jeśli ogramy Włochów lub Holendrów to będziemy mieli podstawy do radości, ale jeżeli się nie uda, to będziemy musieli zaakceptować fakt, że nasze miejsce jest w środku europejskiej stawki. Możemy z tymi rywalami powalczyć, bo różnica nie jest ogromna, ale to będą dwa arcytrudne spotkania. W reprezentacji zadebiutował pan w wieku 16 lat. Cieszy więc pana fakt, że młodzież zaczęła odgrywać coraz ważniejszą rolę? Jakub Moder czy Sebastian Walukiewicz to październikowe odkrycia. - To duży pozytyw tego zgrupowania. Choć dla mnie to normalne, że rok w rok poszukuje się nowych elementów. Ci zawodnicy, których wymieniłeś, są wyróżniającymi się piłkarzami w swoich rocznikach. A to oznacza, że jest grupa chłopaków, którzy mogą w krótkim czasie przejąć rolę ważnych członków zespołu narodowego. Z Finlandią młodzi zagrali bardzo dobrze, ale to był zespół teoretycznie słabszy i nie ma się co tym sugerować. Ale z Włochami mnie zaskoczyli, bo dotrzymali przeciwnikom tempa. Rozczarowali pana napastnicy? Arkadiusz Milik czy Krzysztof Piątek przeżywają kryzys formy. - Nie możemy liczyć tylko na jednego piłkarza, choćby był nim sam Robert Lewandowski. Kombinacja Lewandowski-Milik kilka lat temu była bardzo skuteczna, ale dziś nie możemy z niej korzystać. Patrząc jednak na to, jak z Robertem współpracował wczoraj Mateusz Klich, można pomyśleć o tym, aby braki napastników uzupełnili pomocnicy. To, jak nasza linia pomocy zagrała we Wrocławiu - a z dobrej strony pokazali się Karol Linetty czy Jacek Góralski - może być dla nas sugestią dotyczącą przyszłości. Podsumowując: czy selekcjoner Jerzy Brzęczek w październiku kupił sobie trochę czasu i... tlenu? - Krytyka trenera będzie zawsze, szczególnie jeśli nie będą spełniane oczekiwania. Jedno zostało już zrealizowane. To awans na mistrzostwa. Ale teraz są nowe: to między innymi dobra gra i dobry styl. A to nie jest proste. Takie jest jednak życie i Brzęczek aż do Euro będzie się z tym zmagał. Natomiast w październiku faktycznie popracował nad swoją pozycją i dziś jest ona mocniejsza niż miesiąc temu. Rozmawiał Sebastian Staszewski, Interia