W ostatnim meczu Ligi Narodów pierwsza drużyna biało-czerwonych zremisowała 1-1 w Guimaraes, natomiast młodzieżówka, po porażce w Zabrzu 0-1 w pierwszym barażowym spotkaniu, wygrała w Chaves 3-1 i awansowała do finałów przyszłorocznych mistrzostw Europy. "Po tych spotkaniach powiało odrobiną optymizmu. Mimo wszystko szkoda meczu pierwszych reprezentacji, bo poza tym, że przez pół godziny rywalizowaliśmy z przewagą jednego zawodnika, to widać było, że od początku Portugalczycy grali bardzo oszczędnie. Ci którzy zmierzyli się wcześniej z Włochami, ruszali się jak muchy w smole. Z kolei w drugiej połowie nasza młodzieżówka bardzo mocno się cofnęła, różnie mogło się to skończyć, ale koniec wieńczy dzieło" - zaznaczył. Popularny "Bobo" zwrócił jednak uwagę, że w zespole seniorów, który nie wystąpił w najsilniejszym składzie, w wyjściowym składzie pojawił się tylko jeden piłkarz z rodzimej ekstraklasy, czyli Przemysław Frankowski. Drugi, Damian Szymański, wszedł na boisku w doliczonym czasie. "Piłka jest pełna paradoksów. Nasza ekstraklasa, czyli efektownie opakowany i dobrze sprzedający się produkt, nie jest w stanie wygenerować czterech-pięciu zawodników z ligi, którzy w naturalny sposób byliby zmiennikami podstawowych reprezentantów. W trybie awaryjnym musimy sięgać po niechcianego i przeciętnie spisującego się w kadrze Thiago Cionka, a zbawieniem na środku miał być odsuwany przez kilka miesięcy w Legii od składu Artur Jędrzejczyk" - zauważył. Zdaniem 68-letniego szkoleniowca w Polsce zbyt łatwo marnuje się piłkarskie talenty, a na taką rozrzutność nas absolutnie nie stać. Razem z Frankowskim, który debiutował w ekstraklasie w barwach Lechii w kwietniu 2013 roku właśnie za kadencji Kaczmarka, w gdańskim klubie występowało kilku zawodników o zbliżonych umiejętnościach i potencjale. "Starałem się wtedy wprowadzać do ligi pięciu-sześciu chłopaków, ale do dzisiaj na odpowiednim poziomie gra jeszcze tylko Paweł Dawidowicz, natomiast pozostali znaleźli się na obrzeżach futbolu. W 2013 roku na obozie Lechii w Turcji w gronie 24 zawodników było 10 juniorów. Poza Przemkiem i Pawłem także Damian Kugiel, Kacper Łazaj, Wojciech Zyska, Bartłomiej Smuczyński, Damian Garbacik, Przemysław Czerwiński, Adam Gołuński i Adrian Bielawski. Zapewniam, że nie byli oni mniej utalentowani od tego duetu, ale zamiast dawać im szansę, naściągało się do Polski zagranicznego szrotu i dlatego błąkamy się na peryferiach europejskiej piłki" - skomentował. W przyszłym roku Polacy rozpoczną eliminacje do mistrzostw Europy i były asystent Leo Beenhakkera w drużynie narodowej liczy na zdecydowanie lepszą postawę biało-czerwonych niż w dotychczasowych potyczkach pod wodzę Jerzego Brzęczka. "W sześciu meczach trener Brzęczek zdobył trzy punkty, zatem w ligowym zespole byłby już zapewne +spakowany+. Ostatnie spotkanie dało nam jednak nadzieję, ale moim zdaniem awans do finałów mistrzostw Europy, kiedy w tej imprezie zagrają 24 drużyny, nie będzie dla mnie sukcesem tylko obowiązkiem. Ważne jest także to, żeby po trzech grupowych potyczkach nie wracać do domu" - podsumował Kaczmarek. Autor: Marcin Domański