Prezes Zbigniew Boniek nie poinformował zawczasu swoich współpracowników o decyzji zwolnienia selekcjonera Jerzego Brzęczka - niektórzy z nich jak Marek Koźmiński czy rzecznik Jakub Kwiatkowski, dowiedzieli się tylko z nieznacznym wyprzedzeniem w stosunku do ogłoszenia decyzji. A zatem idzie ona bezpośrednio na konto Zbigniewa Bońka, ale wygląda na to, że wbrew temu, co się uważa, nie została podjęta nagle. Wręcz przeciwnie.Sam prezes Boniek grał w piłkę na najwyższym poziomie reprezentacyjnym, a zatem trudno się po nim spodziewać, by nie czuł, że kadra idzie w złym kierunku. Że styl jest niedobry, że to nie rokuje, że trzeba coś zrobić. Zbigniew Boniek już dawno był świadom, że musi zainterweniować i zakończyć erę pracy Brzęczka. Pozostała kwestia terminu.Jerzy Brzęczek zwolniony został na pół roku przed rozpoczęciem dużego turnieju, <a href="https://sport.interia.pl/reprezentacja-polski/news-jerzy-brzeczek-zwolniony-tylko-raz-polska-stracila-selekcjon,nId,4994153">co w dziejach polskiej piłki nożnej zdarzyło się tylko raz - przed igrzyskami olimpijskimi w Helsinkach w 1952 roku</a>. Przed turniejami takimi jak mistrzostwa świata czy Europy podobnego przypadku nie mieliśmy. To zatem decyzja odważna. Jerzy Brzęczek zwolniony. Nikt nie wiedział To także decyzja jednocześnie głośna, jak i dyskretna. Do poniedziałku 18 stycznia nie wiedział o niej nikt do tego stopnia, że gdy Polski Związek Piłki Nożnej poinformował o niej na swojej stronie i Twitterze, ludzie myśleli, że to także atak hakerski - podobnie, jak często się to zdarza ostatnio w polskiej polityce. To jeszcze bardziej pogłębiło zaskoczenie. Akurat w tym wypadku, bowiem nikt PZPN konta nie przejął. Jerzy Brzęczek rzeczywiście został zwolniony. Ludzie teraz komentują: nieprofesjonalne, dziwne okoliczności, za późno... Z tego, co wiemy, prezes Boniek spotkał się z selekcjonerem i poinformował go o swej decyzji, podjętej - jak sam mówił - "z ciężkim sercem". A zatem nie zaskoczył go doniesieniami w mediach. A termin? Zwolnienie selekcjonera na pół roku przed turniejem jest przypadkiem rzadkim, ale mimo tego to nie jest zły termin. Jeżeli rzeczywiście prezes PZPN rozważał zwolnienie Jerzego Brzęczka od jakiegoś czasu, pod wpływem kiepskiej gry Polaków, braku stylu i jakości czy nieumiejętności wykorzystania potencjału Roberta Lewandowskiego, to mógł termin wybrać. W listopadzie jeszcze graliśmy mecze Ligi Narodów - zresztą przegrane z Włochami i Holandią, więc zwolnienie go wtedy oznaczałoby powiązanie decyzji z tymi konkretnymi wynikami, a nie całokształtem pracy trenera. Poleciałby, bo przegrał z Holandią czy Włochami, a przecież nie to jest powodem. Te mecze jedynie pokazały, że Polska nie jest w stanie nawiązać zwycięskiej walki z takimi zespołami. A może powinna. Początek nowego roku to nowe rozdanie, a silne mrozy w Polsce doprowadziły - rzec można nieco żartobliwie - że decyzję można było podjąć na chłodno. To był jednocześnie ostatni moment, aby to zrobić, skoro obawy o wyniki polskiej reprezentacji w 2021 roku ugruntowały się już nie tylko u kibiców, ale i u prezesa Bońka. Pamiętajmy, że Polacy pod wodzą Brzęczka mogli zawalić w pół roku aż dwie imprezy - mistrzostwa Europy oraz jeszcze eliminacje katarskiego mundialu. Porażki z Węgrami i Anglią sprawiłyby, że postawiliby się w bardzo trudnej sytuacji.Decyzja zapadła więc w ostatniej dobrej chwili, zapewne pod wpływem wydarzeń i przemyśleń, które nadeszły wcześniej. Nowy selekcjoner nie będzie miał wiele czasu na pracę, ale i tak więcej by go nie miał. Musi przejąć polską kadrę z marszu i nieco z marszu poprowadzić ją do walki w eliminacjach mundialu oraz na Euro 2020. Inaczej się nie da, ale kto wie - może to i dobre rozwiązanie. Byle tylko był to trener, który fakt, że to w Polsce mamy najlepszego piłkarza świata zdoła przełożyć na wynik reprezentacji. Dla prezesa Bońka to szansa, aby sukces w polskim futbolu odnieść nie tylko jako zawodnik, ale także jako szef związku. Dla Roberta Lewandowskiego - to najwyższy czas, by zacząć wygrywać na ostatnim polu, na którym sukcesu nie odniósł.