Kibice reprezentacji Polski czekają niecierpliwie na powitalną konferencję prasową nowego selekcjonera Paulo Sousy. Rozpocznie się ona w czwartek o godz. 13.00. Portugalczyk przebywa w Warszawie już od środy. Dzień wcześniej wybrał się do Niemiec, by odwiedzić kapitana kadry, Roberta Lewandowskiego. Czy to było dobre posunięcie? - Robert to najlepszy piłkarz świata, a poza tym trudno, żeby selekcjoner nie rozpoczął rozmów od kapitana drużyny narodowej - zauważa Jan Tomaszewski, medalista MŚ z 1974 roku. - Moim zdaniem, to było doskonałe pociągnięcie Sousy. Jestem przekonany, że wyjaśnił dokładnie, jakim system będziemy grali. A Robert siadł z telefonem i obdzwonił resztę zawodników. W taki sposób rozpoczęła się odprawa przed meczami eliminacji mistrzostw świata - z Węgrami i Anglią. Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie Sprawdź! "Biało-Czerwonych" w marcu czeka jeszcze jedno spotkanie - również w eliminacjach MŚ. To potyczka z Andorą, która rozegrana zostanie na stadionie Legii Warszawa. Zdaniem legendarnego bramkarza, nadarza się idealna okazja na szczególne wydarzenie. - Uważam, że powołanie na stanowisko selekcjonera Paulo Sousy oznacza koniec reprezentacyjnej kariery Jakuba Błaszczykowskiego - oznajmia. - Dla mnie to piłkarz dekady, bo to on ciągnął tę reprezentację przed Robertem. Taka jest prawda. Bardzo go szanuję, ale jego powołanie do kadry na mistrzostwa Europy byłoby ogromnym nieporozumieniem. Kuba to wielki piłkarz z wielkim charakterem, ale... to już nie jest to. Trzeba mu podziękować za wspaniałą karierę. Należy mu się godne pożegnanie i uważam, że mecz z Andorą jest rewelacyjną ku temu okazją. Błaszczykowski debiutował w drużynie narodowej za kadencji Pawła Janasa, wczesną wiosną 2006 roku. Pojawił się wówczas w wyjściowej jedenastce na towarzyski mecz z Arabią Saudyjską, wygrany na obcym terenie 2-1. Zaliczył 45 minut. Co ciekawe, jeśli wystąpiłby w zbliżającym się starciu z Andorą, będzie to ten sam dzień w kalendarzu co 15 lat temu - 28 marca. Czy historia zatoczy koło? Taki scenariusz wydaje się na wskroś abstrakcyjny. Trudno sobie bowiem wyobrazić, by Kuba zdecydował się na pożegnalny mecz raptem dwa miesiące po zwolnieniu z posady selekcjonera swojego wujka, Jerzego Brzęczka. W dodatku zastąpionego przez człowieka, z którym 35-letni obecnie piłkarz popadł w konflikt za czasów gry w Fiorentinie. - Tu się nie ma co unosić honorem - mówi Tomaszewski. - Kiedyś trzeba odejść. Jest takie powiedzenie, że lepiej z reprezentacją skończyć rok za wcześnie niż dzień za późno.