Na konferencji prasowej przed meczem z Finlandią nasz reprezentacyjny obrońca, Jan Bednarek mówił: - Cieszę się, że kibice stopniowo wracają na stadiony. Na pustym obiekcie atmosfera jest nieco sparingowa. Gdy się już wejdzie na boisko decyduje jakość, decyduje taktyka. Bez wsparcia publiki dla drużyny gospodarzy decydują elementy czysto piłkarskie. Polacy byli znacznie lepsi od Finów i łatwo wygrali aż 5-1, a atmosfera meczu była faktycznie mocno sparingowa. Oficjalnie frekwencja wyniosła ponad cztery tysiące widzów, jednak bywalcy gdańskiego Stadionu Energa widzieli gołym okiem, że kibiców jest znacznie mniej. Udało nam się dotrzeć do informacji, iż kibiców którzy przeszli przez kołowrotki było 1640. Do tej liczby nie zaliczają się zaproszeni goście, VIP-y, którzy wchodzą na stadion innym wejściem. Można przyjąć, że rzeczywista liczba kibiców to było około dwóch tysięcy osób. Gdańsk znajduje się w żółtej strefie epidemicznej, sąsiedni Sopot w czerwonej, publika była ograniczona do 25 proc. stadionu, czyli około dziesięciu tysięcy widzów. Do tej pory na obiekcie na gdańskiej Letnicy rozegrano dziewięć meczów reprezentacji Polski. Najniższa frekwencja była podczas meczu z Meksykiem, rozegranego 13 listopada 2017 roku. Na to spotkanie przyszło 32 736 widzów. Włosi, z którymi Polacy zagrają w niedzielę 11 października o godz. 20.45, to rywal znacznie bardziej atrakcyjny od Finlandii. W dodatku mecz z Italią będzie toczył się o stawkę, którą będą punkty w Lidze Narodów. Frekwencja zapewne będzie wyższa od tej z Finlandią. O ile w ogóle na niedzielny mecz wejdą kibice. W kuluarach środowego spotkania można było usłyszeć, że jest brana pod uwagę możliwość rozegrania meczu z Włochami bez udziału kibiców. Zdrowie jest najważniejsze, ale miejmy nadzieję, że tak się nie stanie. Już legendarny menedżer szkockiego Celtiku, Jock Stein mówił przecież: "football without fans is nothing" - “futbol bez kibiców jest niczym". Trudno się z tym nie zgodzić. Maciej Słomiński, Gdańsk