Grzegorz Lato dowodził piłkarską centralą w latach 2008-12. Gdy objął stanowisko, trenerem reprezentacji był Leo Beenkahher, który dopiero co przedłużył kontrakt z polską federacją. - Nie chciałbym, żeby w Polskim Związku Piłki Nożnej było tak jak wtedy, gdy zostałem prezesem. Michał Listkiewicz już przed mistrzostwami Europy podpisał następny kontrakt na trzy lata z Beenhakkerem i zostawił mi w prezencie pajaca, powiem szczerze. Bo to był pajac. Myślał, że jesteśmy czarnym ludem i będzie nas pouczał, co mamy robić. Powiedziałem mu kiedyś - albo przeprosisz Antoniego Piechniczka, albo paragraf numer dwa, gdzie było napisane: mam dbać o dobre imię Polskiego Związku Piłki Nożnej. Poza tym powiedziałem mu, że podpisaliśmy z nim kontrakt dotyczący pierwszej reprezentacji i ma się zająć tym, do czego jest zobowiązany, a nie pouczać nas - opisuje tamten czas Lato w rozmowie z Interią. Były prezes PZPN-u wspomniał także o okolicznościach, w Holenderski szkoleniowiec został przez niego zwolniony. Doszło do tego po przegranym 0-3 meczu eliminacji do mistrzostw świata ze Słowenią. Prezes Lato ogłosił swoją decyzję w pomeczowym wywiadzie telewizyjnym.- Dziennikarze byli strasznie oburzeni tym, że go zwolniłem. Faktycznie, mogłem poczekać po porażce 0-3 ze Słowenią, ale wie pan... Szedłem do szatni podziękować zawodnikom. Stał tam mój ochroniarz i powiedział: panie prezesie, trener prosił, żeby nikt nie wchodził do szatni. A ja mówię: to dotyczy się chyba tylko jego, nie mnie. Ja, jako prezes PZPN-u jestem właścicielem tej drużyny, reprezentacji Polski. Wszedłem i przywitałem się. On chciał zabronić mi wejścia do szatni? To tak jakby w Bayernie Karl-Heinz Rummenigge miał zakaz wejścia do szatni. Jak ty jesteś takim chamem, to ja cię załatwię błyskawicznie - pomyślałem. Podziękowałem mu, wypłaciłem pieniądze i do widzenia - wspomina Lato. Beenhakker poprowadził "Biało-Czerwonych" w 47 meczach, zanotował 22 zwycięstwa, 13 remisów i 12 porażek. TB