- Jest nowe rozdanie i wiele nowych twarzy. Nie ma co ukrywać, że wiele rzeczy zaczynamy budować od nowa, z niskiego pułapu. Atmosferę w grupie też, ale wiadomo, że najlepiej wychodzi to wtedy, gdy są dobre wyniki. Dlatego chcemy, aby wróciła ona na ten poziom, jak było to przed mistrzostwami świata – stwierdził lider polskiej obrony, który tuż przed mundialem doznał poważnej kontuzji barku, ale zdążył się wyleczyć i mimo słabego występu całej ekipy, jego gra w Rosji była całkiem przyzwoita. Od nowego sezonu obrońca Monaco wrócił do dawnej dyspozycji, kieruje defensywą swojego klubu i, jak mówi, „jest gotowy, żeby grać (w kadrze), i to jak najlepiej”. Nie chciał jednak zdradzić, o czym rozmawiał z trenerem Brzęczkiem. - To sprawa między nami - zastrzegł. - Chcemy odciąć grubą kreską to, co się stało w Rosji, ale wiemy też, że pytania o mundial będą się pojawiać - mówił Glik. Dlatego początkowo niechętnie wypowiadał się również na temat pomundialowego raportu, który w poniedziałek został upubliczniony przez PZPN, twierdząc, że nie zna jego treści. - Jedyny raport mam w głowie i na tym mogę bazować – powiedział. Za chwilę przyznał jednak, że na mistrzostwach świata „nie wyglądaliśmy tak, jak zawsze. Każdy z nas może powiedzieć, że nie byliśmy tymi graczami, do jakich się wszyscy przyzwyczaili”. Jak stwierdził, czytał wcześniej wywiad z trenerem przygotowania fizycznego Remigiuszem Rzepką, w którym twierdził on, że wszystko było w porządku i przebiegało zgodnie z planem. – Na mundialu wyglądaliśmy jednak gorzej. Gołym okiem było widać, że nie byliśmy przygotowani nawet na 90 proc. – przekonywał Glik. Na temat innej tezy z raportu - o przygotowaniu mentalnym dalekim od optymalnego - polski obrońca też się wypowiedział, uważając, że "na mundialu atmosfera nie różniła się od tej podczas eliminacji". Dodał również, że "nikt sobie do gardeł nie skakał". Pod nieobecność Łukasza Piszczka, który pożegnał się z reprezentacją, Michała Pazdana, będącego w słabej formie, oraz Michała Rybusa, który doznał kontuzji, nowa obrona polskiej kadry będzie bardzo eksperymentalna na najbliższy mecz w Lidze Narodów, a potem na towarzyskie spotkanie z Irlandią (we wtorek we Wrocławiu). Tym większa rola Kamila Glika, jednego z najbardziej doświadczonych graczy w reprezentacji. - Trener ma swoją koncepcję. Nie tylko na najbliższe dwa mecze. Układa sobie w głowie, jak chciałby widzieć tę kadrę w przyszłości. Sporo jest nowych twarzy. Musimy zrobić wszystko, aby przez te kilka dni jak najlepiej popracować. Natomiast ja zawsze staram się brać odpowiedzialność nie tylko za linię defensywną, ale również za cały zespół. Przeżyłem wiele fajnych, ale też wiele trudniejszych momentów w tej ekipie, jak choćby na mistrzostwach świata. Czuję się odpowiedzialny za drużynę, bo to mój zespół i moi koledzy, z którymi wiele przeżyłem - powiedział Glik, powtarzając, że woli grać "czwórką" w obronie, ale w Torino często występował z trzema obrońcami i drużyna też osiągała bardzo dobre wyniki. - Dlatego nie stanowi to dla mnie wielkiej różnicy - przyznał. Były obrońca Torino nigdy nie grał też przeciwko Włochom. - Dlatego będzie to dla mnie mecz inny niż wszystkie, bo spędziłem tam sześć lat i mam ciągle wielu przyjaciół - stwierdził. RP