Gdy niespodziewanie, a z uwagi na czas - sensacyjnie, poleciała głowa trenera Jerzego Brzęczka, lista jego potencjalnych następców rosła w oczach.W obiegu pojawiło się wiele nazwisk mniej lub bardziej utytułowanych szkoleniowców, którzy byli łączeni z posadą selekcjonera polskiej reprezentacji.Dzień przed konferencją prasową, na której Boniek oficjalnie przedstawił nowego trenera, zabawę w dużej mierze "popsuł" Gianluca Di Marzio. Wiadomość na Twitterze tego bardzo dobrze poinformowanego żurnalisty szybko obiegła media w całej Polsce. Ktoś próbował obalić jego ustalenia, ale z godziny na godzinę wszystko zaczynało układać się w zgrabną całość. A już późniejsze zdjęcie w mediach społecznościowych agenta Sousy, który zamieścił ujęcie Pałacu Kultury i Nauki, by później naprędce zedytować zdjęcie, jakoby fotografia z Warszawy pochodziła sprzed roku, praktycznie już postawiło kropkę nad "i". W jaki jednak sposób to właśnie Di Marzio zdołał pierwszy wyśledzić takiego "niusa"? Kulisom swojego "dochodzenia" podzielił się z red. Pawłem Grabowskim w rozmowie dla "Newonce".Dziennikarz ujawnił, że od momentu, gdy po raz pierwszy usłyszał nazwisko Sousy - notabene od dziennikarza z Polski, potwierdzenie tej kandydatury zajęło mu pięć godzin. - Skoro mówiliście, że to musi być Włoch, to zacząłem drążyć we Włoszech. Miałem szczęście, bo podczas jednego z telefonów usłyszałem: "Paulo Sousa". Musiałem to oczywiście zweryfikować. Napisałem do Zibiego Bońka, czy to prawda, ale odpisał, że nie. Trochę zdębiałem. Nie mamy jakichś głębokich relacji, ale znamy się. Nigdy mnie w niczym nie oszukał. Wstrzymałem się z newsem, ale moje źródło mówiło: Boniek kręci, to na pewno jest Paulo Sousa. Dopiero potem dowiedziałem się, że prezes grał szczelnego, bo chciał wyskoczyć na konferencji z niespodzianką. Przepraszam, jeśli zepsułem mu zabawę - powiedział Di Marzio w rzeczonej rozmowie.Ujawnił także, że według jego wiedzy, niewiele zabrakło, a Brzęczek w ogóle nie byłby trenerem kadry. A po mundialu w Rosji schedę po Adamie Nawałce miał przejąć Włoch Gianni De Biasi. - Boniek po mundialu w Rosji powiedział mu: okej, rano podpisujemy. I nagle zmienił zdanie. Gianni był w tym czasie na wakacjach w Sardynii. Specjalnie poleciał do Wenecji, żeby się wyszykować na spotkanie. Był na lotnisku, gdy Boniek zadzwonił: sorry, ale jednak mam kogoś innego. Znamy się z De Biasim bardzo dobrze. Pracuje teraz w Azerbejdżanie, ale wiem, że liczył na telefon - wyjawił Di Marzio. Art