Sebastian Staszewski, Interia: - Powiedz szczerze: bolało kiedy kibice nazywali cię "farbowanym lisem"? Eugen Polanski: - Na początku nie wiedziałem co to znaczy i musiałem to sprawdzić. Później bolało mnie już tylko to, że oceniali mnie ludzie, którzy w ogóle mnie nie znali. Ja, kiedy się już na coś zdecyduję, daję z siebie wszystko. I wydaje mi się, że w przypadku gry w reprezentacji tak właśnie było. Na końcu może nie trwało to tak długo, jakbym chciał, ale chęć na przyjazd na zgrupowanie miałem zawsze. Jeszcze przed grą w reprezentacji udzieliłeś mi wywiadu w którym powiedziałeś: - "Chyba bardziej niż Polakiem czuję się Niemcem". Miałeś więc duży dylemat by ostatecznie wybrać biało-czerwone barwy? - Wywiad dałem, ale każdy domyślił się tego, co chciał. Pytanie dotyczyło piłki nożnej, więc odpowiedziałem, że jako piłkarz wychowałem się w Niemczech i czuję się piłkarzem niemieckim. Nie wychowałem się w Polsce i nic na to nie poradzę. Ale rodzinie zawsze powtarzam, że jestem Polakiem. Żałujesz, że współpraca z Adamem Nawałką tak się potoczyła, że w 2016 roku nie pojechałeś na Euro? - Nie żałuję, że straciłem mistrzostwa. Żałuję, że wyszło tak jak wyszło. Gdybym nie pojechał na francuski turniej z powodów sportowych, nie byłoby problemu. A na końcu zaważyły kwestie prywatne. Ale powiedziałem już kiedyś, że chyba nie popełniłbym tego samego błędu... Prasa pisała jednak wtedy różne nieprawdziwe rzeczy, a po zmianie selekcjonera nikt z PZPN nikt nie powiedział: - Polanski naprawdę jest tu sercem. Zawsze mowa była o tym, że wychowałem się poza Polską i nie zasługuję na powołania, bo nie jestem prawdziwym Polakiem. To bolało... Przecież pokazałem przez te kilka lat, że to nieprawda. Mówiąc "nikt z PZPN" masz na myśli głównie prezesa Zbigniewa Bońka? - Jest jednym z nich. Miał szansę, aby mnie bronić. Mógł też powiedzieć, że to czy tamto mu nie pasuje. A na końcu zawsze czytałem, że nie wychowałem się z Polsce, że nie jestem Polakiem, że trener nie powinien mnie powoływać i na końcu tak było. Ale to już musicie się kogoś zapytać dlaczego tak było... Pamiętam telefon, który wykonałeś do mnie w pewne majowe południe. Powiedziałeś, że zamierzasz zrezygnować z gry w kadrze. Poprosiłem wtedy, abyśmy zdzwonili się kilka godzin później, żeby dać ci czas na ochłonięcie. Ale kilka godzin później trwałeś przy tym postanowieniu. Co się wtedy wydarzyło? - Zrobiłem błąd, że powiedziałem to w prasie. Mogłem zadzwonić do trenera i przekazać mu decyzję. Ale nie wyszło. Nie była to jednak decyzja podjęta w jedną godzinę czy po jednym meczu. To trwało trzy czy cztery miesiące. Nie wiem czy to Nawałka sam zdecydował, czy ktoś z PZPN powiedzieć mu, że ma mnie nie powoływać. Ale udowodniłem, że należę do reprezentacji, a mimo to on nie powoływał mnie. Ale Adam Nawałka wykonał jednak gest i kilka miesięcy po twojej decyzji poleciał do Niemiec, aby się z tobą spotkać i porozmawiać. A ty znów odmówiłeś. Czemu nie udało się dojść do porozumienia? - Decyzja w tamtym momencie już zapadła, a ja nie rzucam słów na wiatr. Porozmawialiśmy więc, wyjaśniliśmy sobie wszystko. Obaj przyznaliśmy, że popełniliśmy błąd. Rozważałem nawet, żeby wycofać się z mojego postanowienia, ale... miałem stracha. Bałem się tego, co spotka mnie po powrocie do kadry.Całą rozmowę z Eugenem Polanskim zobacz na kanale Sebastiana Staszewskiego "Po Gwizdku". Rozmawiał Sebastian Staszewski, Interia