Sebastian Staszewski, Interia: - W czwartek zadebiutowałeś w barwach Alanyasporu. Skąd pomysł, aby na wypożyczenie do Turcji przenieść się akurat teraz? Damian Kądzior: - Pomysł na ten transfer wziął się z tego, że chciałem poszukać szansy na zwiększenie liczby rozegranych minut. Bo w Eibarze tych minut miałem mało... W poprzednich sezonach było inaczej - grałem regularnie, zawsze gromadziłem trzydzieści meczów, strzelałem bramki, notowałem sporo asyst. Nie akceptowałem więc mojej sytuacji i dlatego postanowiłem poszukać rozwiązania. Jak na propozycję wypożyczenia zareagowali szefowie Eibar? - Fajnie zachował się trener José Luis Mendilibar, który dał mi zielone światło na transfer. Zrozumiał, że chcę odejść do innego klubu, bo potrzebuję regularnej gry. I już pod koniec listopada dał mi do zrozumienia, że nie będzie przeszkadzał. Wtedy rozpoczęliśmy działania zmierzające do wypożyczenia. Nie byłeś rozczarowany tym, jak słabo poszło ci w La Liga? Przez pół roku rozegrałeś tylko 376 minut. - Szkoda, że tak wyszło, ale trzeba żyć dalej. Nie jest sztuką siedzieć na ławce - choćby w La Liga - i czekać na cud. A nic innego by nie pomogło, bo dostałem sygnały, że nie jestem pierwszym wyborem... Dlaczego zdecydowałeś się właśnie na Alanyaspor? - Ofert było sporo, ale Alanyaspor przekonał mnie przede wszystkim tym, że styl ich gry mocno różni się od stylu Eibar. Turcy grają tak, jak grało Dinamo Zagrzeb: dużo jest w tym futbolu, jest atak pozycyjny. Wydaje mi się, że to styl stworzony pode mnie. Poza tym szefowie klubu zgodzili się za moje wypożyczenie zapłacić. Byli też bardzo cierpliwi, bo Eibar długo negocjował warunki transferu. Rozumiem to, bo nie chcieli oddać za darmo zawodnika, za którego cztery miesiące wcześniej wyłożyli 2 mln euro. A w międzyczasie zagrałem mecz z Barceloną, więc moja wartość skoczyła do góry. Sam sobie przeszkadzałeś. - Dokładnie tak. Zagrałem też dwa niezłe mecze w Pucharze Króla i sytuacja już całkiem się skomplikowała. Dlatego szacunek dla Turków, że załatwili ten temat. Zimą miałeś inne oferty? - Mój menadżer z samej ligi tureckiej miał oferty z aż siedmiu klubów! Uznałem jednak, że w tym momencie Alanyaspor ma na mnie najfajniejszy pomysł i warto z niego skorzystać. Działacze wyłożyli za mnie pieniądze, co w czasach koronawirusa nie jest takie oczywiste, a latem być może wezmą pod uwagę transfer definitywny. Dlatego tak naprawdę nie myślałem o innych opcjach. Ta była optymalna. Jak na twoją decyzję wpłynęła chęć powalczenia o powołanie na Euro 2020? - Zmieniając klub nie myślałem wyłącznie o mistrzostwach. Mam jednak z tyłu głowy myśl, że gdybym został w Hiszpanii, to straciłbym szansę na turniej. Teraz moim priorytetem jest powrót do dobrej formy, czyli takiej, jaką prezentowałem przed wyjazdem do Eibar. Ucieszyłeś się, że Paulo Sousa zastąpił Jerzego Brzęczka? Poprzedni selekcjoner rzadko korzystał z twoich usług. - Tak w piłce bywa. Na niektóre rzeczy nie mamy wpływu. Sentyment do trenera Brzęczka mimo wszystko mam, bo to on dał mi okazję na debiut w reprezentacji. W kadrze co prawda pojawiłem się już za trenera Adama Nawałki, ale grałem u Brzęczka. Sześć występów i bramka - nie ma tego dużo, ale i tak doceniam to. Jeśli chodzi o nowego selekcjonera to zawsze jest duża niewiadoma, bo każdy szkoleniowiec ma swoją wizję. Dlatego skupiam się na sobie i na powrocie do odpowiedniej formy. Rozmawiał Sebastian Staszewski, Interia Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź!