Sebastian Staszewski, Interia: - Jak ocenia pan eliminacyjne mecze reprezentacji Polski z Węgrami, Andorą i Anglią? Czy cztery punkty w marcowych spotkaniach pana satysfakcjonują? Cezary Kulesza: - Na pewno możemy być zadowoleni z tego, że z niekorzystnego wyniku w Budapeszcie udało się wyciągnąć remis 3-3. Natomiast po Anglii miałem niedosyt. Tego dnia to nie był zespół nie do pokonania albo zremisowania. Punkt właściwie od początku wisiał w powietrzu. Szkoda, że nie udało się go zdobyć, bo remis byłby naszym sukcesem i porażką Anglików. To przecież byłby remis wywieziony z Wembley; szczególnie cenny w perspektywie kolejnych meczów. Nie byłem w szatni, ale podejrzewam, że w chłopakach była sportowa złość. A co pan powie o stylu gry naszej reprezentacji? - O stylu i ustawieniu nie chcę mówić zbyt wiele, bo to byłoby wchodzenie z kompetencje trenera. Poza tym, żeby oceniać selekcjonera - chwalić albo krytykować jego decyzje i wybory - trzeba poznać koncepcję. Ja tej koncepcji nie znam, więc tego tematu wolę nie komentować. Nie rozmawiał pan jeszcze z Paulo Sousą? - Nie, nie widziałem się z selekcjonerem. Obserwowałem go tylko z trybun w meczu z Andorą. Jak w takim razie skomentuje pan decyzje personalne Sousy? One także wywołały spore emocje. - Mocno zdziwiło mnie pominięcie Tomka Kędziory. To dobry zawodnik, który podniósłby poziom rywalizacji na prawej obronie. Może trener powoła go na kolejne zgrupowanie? Dziwne było także posadzenie Kamila Glika na ławce w Budapeszcie. Kamil dobrze czuje się w walce powietrznej, umie świetnie czytać grę. Ale tak jak mówiłem, nie znam koncepcji selekcjonera... Na plus można zapisać Sousie debiuty? Na marcowym zgrupowaniu po raz pierwszy zagrali w kadrze Michał Helik, Kamil Piątkowski, Kacper Kozłowski, Rafał Augustyniak i Karol Świderski. - To akurat mi się spodobało. Na przykład postawienie na Helika, Piątkowskiego, a także Pawła Dawidowicza. Nie oszukujmy się, nie mamy zbyt wielu środkowych obrońców na wysokim poziomie. Dlatego zaufanie tym chłopakom to zabezpieczenie pozycji na wypadek kontuzji Glika albo Janka Bednarka. Do tej pory ci piłkarze nie mieli w kadrze doświadczenia. A teraz już mają. Jak ocenia pan debiut znanego panu z Jagiellonii Białystok Świderskiego? Z Andorą zdobył gola. - Karol w Grecji strzela regularnie, ma powtarzalność, jest kreatywny. Teraz dostał szansę i w dużej mierze ją wykorzystał. Patrząc na jego karierę sądzę, że jeszcze pomoże reprezentacji. No i fajnie, że ktoś z Jagiellonią w życiorysie jest w kadrze, bo powołania nie dostali przecież Przemek Frankowski, który w USA przygotowuje się do sezonu czy kontuzjowany Jacek Góralski. Jest pan optymistą przed Euro 2020? - Do czerwca jeszcze dwa miesiące. Zobaczymy w jakiej formie będą piłkarze. Przykład "Górala", który był w kadrze i w jednej chwili z niej wypadł, pokazuje, że nie ma co prorokować. Sebastian Staszewski, Interia