Tomasz Brożek, Interia: Kurz bitewny po meczach reprezentacji Polski w Lidze Narodów już opadł. Jakie refleksje pozostały w pana głowie po meczach z Holandią oraz Bośnią i Hercegowiną? Antoni Szymanowski - były piłkarz, a obecnie trener, 82-krotny reprezentant Polski: - Naszą reprezentację mogę ocenić tylko na tle Holandii, która była solidnym przeciwnikiem. W starciu z Bośnią graliśmy przecież z kadrą rezerwową, więc ja tym meczem kompletnie się nie podniecałem. Nie zrobił on na mnie żadnego wrażenia. Jeśli jeszcze nie daj Boże wynik byłby niekorzystny, to moglibyśmy mówić o blamażu. Wróćmy zatem do potyczki z Holandią. Ze zgrupowania skorzystali na pewno ci młodzi zawodnicy - jak na przykład Kamil Jóźwiak - których Jerzy Brzęczek próbuje wprowadzać do zespołu, bo zmiany oczywiście są konieczne. Po tych dwóch meczach selekcjoner musiał zmierzyć się z kolejną już falą krytyki. Czy pana zdaniem w kontekście Jerzego Brzęczka można powiedzieć, że to odpowiednia osoba na odpowiednim stanowisku? - Odpowiem pytaniem: Dlaczego ludzie nieustannie czepiają się Jerzego Brzęczka? Ja tego nie rozumiem. Mój kolega - lecz jedynie kolega z boiska - Jan Tomaszewski kolejny raz początkowo chwalił, a później ganił selekcjonera. On robi to niemal zawsze. Ja widzę tę sprawę zupełnie inaczej. Brzęczek wykonuje swoją pracę według własnego uznania. Tu żaden inny cudotwórca nie zdziałałby nic więcej. Uważam, że trener dobrze wywiązuje się ze swoich obowiązków i wprowadza młodych chłopaków. Koniec i kropka. Nie widzę powodów, by się go czepiać. Chciałbym zapytać pana, jako lewego obrońcę w jedenastce stulecia Polskiego Związku Piłki Nożnej, o obsadę lewej strony defensywy w polskiej kadrze. W meczu z Holandią na tej pozycji zagrał Bartosz Bereszyński, czyli nominalnie prawy obrońca. Czy to pana zdaniem optymalny wybór? - Już od jakiegoś czasu widzimy, że Jerzy Brzęczek próbuje pewnych rozwiązań. Gdy Maciej Rybus wypadł, bo nie był w rytmie meczowym, Bereszyński grał na lewej obronie. Na pewno dawał z siebie wszystko, choć lepiej czułby się na prawej stronie boiska. Tam jednak Brzęczek widzi kogoś innego - Tomasza Kędziorę. Znowu więc czepiamy się o coś, co ostatecznie nie jest takie złe. W meczu z Bośnią i Hercegowiną selekcjoner zdecydował się na inne rozwiązanie i na lewej obronie zagrał Rybus. Czy wyglądało to lepiej, czy gorzej... Ja wielkiej różnicy nie widziałem. Nie ukrywam jednak, że tej pozycji pewnie docelowo powinien występować zawodnik lewonożny, który ma już pewne wysokie umiejętności. Póki co jednak nie ma co krytykować trenera z powodu tego, że forsuje takie rozwiązanie, ponieważ widocznie uważa, na lewej obronie nie ma lepszego zawodnika. Jeżeli Arkadiusz Reca zrobi widoczny postęp, to kto wie, może on zagości na dłużej w wyjściowym składzie. Ma pan jakiegoś faworyta do obsady lewej obrony już w perspektywie przyszłorocznych mistrzostw Europy? - Tu jeszcze na pewno wiele może się pozmieniać. Najbliższe mecze będą służyć temu, by selekcjoner próbował różnych rozwiązań. Nie jestem w stanie wskazać w tej chwili jednego zdecydowanego faworyta. Wróćmy więc zatem na chwilę do świeżej krwi w kadrze Jerzego Brzęczka i porozmawiajmy na temat Michała Karbownika. Żałuje pan, że nie otrzymał on szansy na debiut w seniorskiej reprezentacji podczas ostatniego zgrupowania? - Selekcjoner inwestuje już w Jóźwiaka i być może nie chciał zbyt mocno szarżować w kwestii wprowadzania perspektywicznych zawodników. Robi to rozsądnie i spokojnie. Istnieje pewne ryzyko. W klubie, choć presja wyniku jest zawsze, można pozwolić sobie na jakieś porażki, decydując się na wystawienie zupełnie innego, odmłodzonego składu. Czasami szkoleniowcy to robią, ale reprezentacja to zupełnie co innego. Po to są rozgrywki młodzieżowe, by tam ogrywali się poszczególni zawodnicy, a gdy selekcjoner zauważy, że są już gotowi, może wstawić do składu jednego, potem drugiego itd. To są "prawidłowe" debiuty. Jeśli widać, że ktoś się nadaje i nie potrzeba mu czasu na ogrywanie, to miejsce dla siebie już ma, bo w drużynie nie ma sentymentów - gra lepszy i tyle. Być może dlatego Jerzy Brzęczek nie chciał jeszcze ryzykować z młodym, nieogranym zawodnikiem. No właśnie, jak pan, jako były reprezentant, patrzy na tę sprawę? Co stanowi większą korzyść dla samego zawodnika - przyjazd na dorosła kadrę i trening ze starszymi i lepszymi kolegami czy może lepiej, by piłkarz jechał na zgrupowanie reprezentacji młodzieżowej i zagrał dwa razy po 90 minut? - Powiem tak - każdy ma swoje priorytety. Trener Czesław Michniewicz pewnie byłby zadowolony, gdyby mógł dysponować tymi młodymi zawodnikami, których powołał Jerzy Brzęczek. Tak się jednak złożyło, że miał możliwość sprawdzenia innych piłkarzy. Moje zdanie jest takie - jeśli zawodnik ma grać, niech przyjedzie na zgrupowanie seniorów. Oczywiście są pewne korzyści wynikające z samego treningu z pierwszą kadrą i poznania starszych kolegów. Będzie to stanowiło wartość dodaną, gdy przyjdzie mu z nimi grać. Należy jednak zadać sobie pytanie, czy nie warto wesprzeć młodą reprezentację, by osiągnąć stawiany przed nią cel. Za moich czasów była taka sytuacja, gdy trener Andrzej Strejlau, będąc opiekunem reprezentacji młodzieżowej, korzystał z zawodników, którzy mieli niemal pewne miejsce w pierwszej reprezentacji. Ja sam należałem do tej grupy. Selekcjoner Kazimierz Górski godził się na to, chcąc wzmocnić "młodzieżówkę". Nie okłamujmy się, każdy międzynarodowy wynik polskiej piłki idzie w świat. To bardzo delikatna sprawa. Selekcjonerzy Brzęczek i Michniewicz powinni uzgadniać wszystko między sobą. Priorytetem oczywiście zawsze jest pierwsza reprezentacja, ale to nie oznacza, że nie należy dostrzegać nic poza czubkiem własnego nosa.