Spędził pan w MLS już ponad półtora roku. Jak z perspektywy czasu oceniłby pan tę ligę i krok, jakim były przenosiny za ocean? Adam Buksa: Jestem z tego ruchu bardzo zadowolony. Uważam, że bardzo się rozwinąłem i staję się coraz lepszym piłkarzem. Wszystko, co sobie założyłem przed przyjściem do New England Revolution sprawdza się. Uważam też, że mam tu jeszcze swoje do wygrania. Znajdujemy się w bardzo dobrym miejscu jako drużyna. Ja indywidualnie również, co potwierdza powołanie do reprezentacji Polski. Dlatego bardzo pozytywnie patrzę na ten transfer i to, co osiągnąłem w ciągu tego półtora roku. Ekipa New England spisuje się w tym sezonie świetnie i wszyscy w lidze oglądają wasze plecy. Co, pana zdaniem, sprawia, że tak bardzo odskoczyliście rywalom? - Faktycznie nasza forma w tym sezonie jest naprawdę bardzo dobra. Prowadzimy w tabeli Konferencji Wschodniej MLS bardzo wyraźnie i jesteśmy liderem w wyścigu o Supporters Shield. Niby nikt się tego nie spodziewał przed sezonem, ale już zeszłoroczna faza play off pokazała, że stać nas na grę o najwyższe cele. Wzmocniliśmy się zimą, bo klub sprowadził kilku naprawdę wartościowych piłkarzy. Mamy bardzo szeroki i wyrównany skład i to procentuje. Szczególnie przy tym terminarzu - kiedy gramy praktycznie co trzy dni - potrzebna jest głębia składu i my ją mamy. Ktokolwiek by nie wszedł z ławki na boisko, daje jakość. Kiedyś w Realu Madryt był tercet BBC (Benzema - Bale - Cristiano). Teraz taki tercet - Buksa - Bou - Carles Gil - jest w New England. Od waszej dyspozycji zależy to, jak prezentuje się w danym meczu zespół. Zgodzi się pan z tym stwierdzeniem? - Jeśli chodzi o nasz tercet, to rozumiemy się z Gustavo i Carlesem bardzo dobrze. Wypracowaliśmy dla naszej drużyny sporą ilość goli i mamy duży wkład w to, co do tej pory ugraliśmy. Ale w każdej formacji mamy bardzo wartościowych zawodników. Matt Turner to najlepszy bramkarz w Stanach Zjednoczonych. Nasi środkowi stoperzy oraz skrzydłowi są w bardzo dobrej formie. Każdą formację mamy bardzo dobrze zbalansowaną i to jest klucz do wszystkiego. Oczywiście zostało jeszcze trzynaście meczów, dlatego wszystko może się zdarzyć. Ale jestem dobrej myśli i uważam, że stać nas na to, aby tę formę utrzymać do końca. Ta dobra forma - w pana przypadku: osiem goli, dwie asysty - przełożyła się na powołanie do kadry Polski. Jak zareagował pan na tę wiadomość? - Bardzo się ucieszyłem, bo to bardzo duże wyróżnienie. Niewątpliwie jest ukoronowaniem mojej dobrej postawy w klubie i świadczy o tym, że dobrze wykonuję swoją pracę. Teraz czas przełożyć to na reprezentację. Jak na powołanie zareagowano w klubie, bo wiadomo, że opuści pan jedno ligowe spotkanie, 3 września? - Klub zareagował gratulacjami. Cieszą się, że zostałem powołany. Oczywiście kalendarz MLS wygląda tak, że nie ma przerwy na rozgrywki ligowe podczas reprezentacyjnych terminów. Ale taka jest specyfika tej ligi i kluby się liczą z tym, że zawodnicy wyjeżdżają na reprezentację. To jest oficjalny termin FIFA i nie ma możliwości, żeby mnie w klubie zatrzymać. Po prostu jadę, ponieważ otrzymałem powołanie na eliminacje mistrzostw świata. Jest to dla pana już trzecia przygoda z kadrą, ale druga związana z obecnością na zgrupowaniu. W związku z tym, że Krzysztof Piątek wraca do gry po kontuzji, a reszta piłkarzy dopiero zaczyna sezon uważa pan, że jest realna szansa na wymarzony debiut? - O planie personalnym na te mecze będziemy rozmawiać z selekcjonerem. Na razie koncentruję się na pracy w klubie. A na zgrupowaniu reprezentacji stawię się w pełni gotowy, aby wykorzystać każdą daną mi szansę. Spotka się pan w kadrze z Przemkiem Frankowskim, który zmienił niedawno MLS na ligę francuską i już w niej nawet asystował. Pan też kiedyś wspominał, że chciałby wrócić do Europy. Czy jeśli New England zgarnie w tym sezonie wszystko, będzie pan nalegać, aby zmienić otoczenie? - Bardzo się cieszę, że Przemek wrócił do Europy do bardzo dobrego klubu z bardzo dobrej ligi. Serdecznie mu tego gratuluję, zresztą rozmawiałem z nim na ten temat. Mój cel jest taki, żeby jak najlepiej pokazywać się w każdym kolejnym meczu. Mam jeszcze półtora roku kontraktu w New England, który respektuję. Czuję się tu dobrze. Natomiast jeśli chodzi o długoterminowy plan, to chcę wrócić do Europy. Czy to się stanie w tym okienku, zimą lub za rok - czas pokaże. Mamy czołowych polskich snajperów w Niemczech i Francji. Nie mamy nikogo w Anglii czy Hiszpanii. Która z tych lig odpowiadałaby bardziej pana stylowi gry? - Nie mam wymarzonej ligi. Wszystko zależy od tego, jak funkcjonuje dany zespół, jakiego ma trenera i jaki ma pomysł na grę. To jest najważniejsze. Choć z pewnością chciałbym znaleźć się w jednej z topowych pięciu lig w Europie. W jednym z wywiadów dla amerykańskiej pracy komplementował pan Roberta Lewandowskiego. To było w 2019 roku, ale od tamtej pory RL9 gra... jeszcze lepiej. Jak oceni pan nieziemską formę naszego kapitana? - Robert jest wybitnym piłkarzem. Rok, dwa lata temu można było mówić, że jest w życiowej formie, ale on z każdym kolejnym sezonem jest lepszy. To jest niesamowite, bo ciężko stwierdzić, jaki jest jego sufit. Każdego roku bije swoje rekordy i udowadnia, że jest najlepszym napastnikiem i absolutnie zawodnikiem klasy światowej. Oglądał pan polską kadrę na Euro. Jaka pan ocenia jej występ? Wyniki rozczarowały, a gra... - Mecze naszej drużyny oczywiście oglądałem, podobnie jak i cały turniej, który starałem się dokładnie śledzić. Jednak dlatego, że nie byłem częścią tej kadry i oglądałem mecze z pozycji kibica nie czuję się upoważniony do tego, aby komentować postawę "Biało-Czerwonych". Czy jedziecie na zgrupowanie reprezentacji z nożem na gardle? Mecze z Albanią i San Marino trzeba obowiązkowo wygrać, ale czy stać nas na sukces ze świeżo upieczonymi wicemistrzami Europy? - Nie uznaję takiego określenia jak nóż na gardle, bo ono niepotrzebnie wywołuje negatywne odczucia. Po prostu jest szansa na zdobycie dziewięciu punktów i właśnie to jest naszym celem. Rozmawiał w Nowym Jorku - Tomasz Moczerniuk