Sytuacja z rekordowym transferem Polaka dobitnie pokazuje, że piłkarska Europa to duży i smakowity tort. Nasz problem polega na tym, że przedstawicielom Ekstraklasy przypada z niego zaledwie maleńki kawałek, by nie rzec, że okruchy. Zbudowaliśmy piękne stadiony, dzięki którym nasza liga jest w topowej "10" Europy pod względem bazy stadionowej. Na coraz bardziej profesjonalne wyglądają też kluby, które zaczynają sobie uświadamiać wagę szkolenia, posiadania baz treningowych, a nie tylko sprowadzania obcokrajowców, na których, poza nami, nikt nawet nie spojrzy. To ciągle mało. Brakuje nie tylko sukcesów, czy choćby sukcesików w europejskich pucharach. Brakuje też szacunku dla własnego rynku, a jeśli sami siebie nie będziemy szanować, to inni za nas tego nie zrobią. Sprawa ma szerszy wymiar. Nie chodzi tylko o Genoę i jej kokosowy interes na Piątku, który w jej barwach błysnął ledwie w 21 meczach, a już się pakuje do Milanu. Spójrzmy na to z perspektywy całej Ekstraklasy, do której przyjeżdża byle przeciętniak, czy nawet słabeusz z Serie A, a nawet delegat ze znacznie słabszych lig, rzuca na stół od 1-4 mln euro i polska strona traci argumenty. Zamiast stanowiska: "Nie, to największy talent naszej piłki od dekady. On kosztuje 10 mln euro" jest błysk w oczach, są trzęsące się ręce ("Byle się tylko nie rozmyślili") i szybka sprzedaż zawodnika. Rzućmy okiem na ostatnie akcje: - Kairat Ałmaty w pięć minut wykupił z naszej ligi Konrada Wrzesińskiego - najlepszego skrzydłowego Zagłębia Sosnowiec. - Achmat Grozny wywiózł Damiana Szymańskiego, regularnie powoływanego do reprezentacji Polski. Półtora roku temu innego kadrowicza - Jacka Góralskiego Jagiellonia wypuściła do Ludogorca Razgrad, gdyż Bułgarzy wyłożyli 1,5 mln euro. Nasi sąsiedzi z południa ponoszą znacznie mniejsze nakłady na zawodową piłkę, ale dzięki lepszej polityce, większemu szacunkowi dla samych siebie, robią w piłce lepsze interesy.Czesi z rodzimej ligi sprzedali aż 11 piłkarzy za co najmniej cztery miliony euro, a Borek Doczekal ze Sparty do HN Jiaye przeniósł się za 8,5 mln euro. Dla polskich klubów każda kwota ponad 6 mln euro, jakie zgarnął Lech za Jana Bednarka, jest marzeniem ściętej głowy. Nawet Słowacy z Żyliny za swego wychowanka - Milana Szkriniara uzyskali od Sampdorii 6 mln euro. Po półtora roku został sprzedany do Interu za 34 mln euro. Choć wiem, że nie każdego na to stać, to nie mam złudzeń, że polskie klubu powinny wyżej cenić siebie i swoje największe talenty. Światełko w tunelu dla zmiany w takim kierunku zapala Legia, która za grosze nie chce się pozbyć Sebastiana Szymańskiego. Kwota na poziomie 3-4 mln euro nie rzuca jej na kolana, mimo dziury budżetowej, którą właściciel i prezes klubu Dariusz Mioduski zasypuje z prywatnego skarbca. Wspomniany Milan Szkriniar podąża podobną ścieżką jak Krzysztof Piątek. Obaj mają po 23 lata. Różnica jest taka, że Słowak spędził w Sampdorii półtora roku. Piątek w Genoi rozegrał zaledwie 21 spotkań i już wędruje do lepszego klubu, za rekordową kwotę jak na polskiego piłkarza. Genoa okazała się być lepszym oknem wystawowym niż jakikolwiek klub z Ekstraklasy. W wypadku Piątka to Zagłębie Lubin, Cracovia i jej trenerzy Jacek Zieliński i Michał Probierz wykonali największy kawał pracy. Ale największa zapłata wędruje do kasy Genoi. Tylko dlatego, że klub ten siedzi przy bardziej suto zastawionym stole. AC Milan wydaje na Polaka 40 mln euro nie po to, by doczekał emerytury w światowej stolicy mody. Chce na nim zarobić. Tak jak zarobiła na Kace (sprzedany za 67 mln euro do Realu), Andriju Szewczence (za 44 mln euro trafił do Chelsea), czy Thiago Silvie (za 42 mln euro do PSG). Na Piątku "Rossoneri" mogą zbić jeszcze lepszy interes! W przypadku Piątka nie bez znaczenia jest charakter i osobowość piłkarza. Sportowiec z klapkami na oczach, w pozytywnym znaczeniu - tak można go podsumować. Żadnego błyszczenia w telewizjach czy mediach społecznościowych. Wszystko co ma, "sprzedaje" na boisku i tylko na tym się koncentruje. To jedyna droga do celu: całkowite poświęcenie zawodowi. Historia Krzysztofa to także kolejny dowód na fachowość i profesjonalizm Michała Probierza. Trener i świeżo upieczony wiceprezes Cracovii w kwietniu 2018 r. powiedział: - Jeśli ktoś nie wyłoży za Krzyśka Piątka od trzech do pięciu milionów euro, to później będzie musiał zapłacić 30 mln. To samo mówiłem o Robercie Lewandowskim.