Tuż po wyjściu z grupy jeden z portali podał informację, że kontrakt Czesława Michniewicza automatycznie zostanie przedłużony przynajmniej do końca eliminacji Euro 2024. Wydawało się logiczne, że w umowie selekcjonera mógł znaleźć się taki zapis - awans do 1/8 finału MŚ przed rozpoczęciem mundialu był traktowany jako spory sukces. Szybko jednak okazało się, że informacja była błędna. Być może liczono, że prezes Cezary Kulesza na fali sukcesu, z aprobatą kibiców, będzie chciał jak najszybciej rozwiązać kwestię selekcjonera w kolejnych eliminacjach, zwłaszcza, że miał na tacy gotowego kandydata, który właśnie zrealizował postawiony przed nim cel. Okazało się jednak, że Kulesza wcale nie pali się do dalszej współpracy z Michniewiczem. Ponadto, wbrew przewidywaniom po meczu z Argentyną, opinia publiczna także wcale nie wspierała jednogłośnie Michniewicza. Kibicom ani trochę nie przypadł do gustu styl, w jakim wywalczono awans. Po absolutnie bezbarwnym meczu z Meksykiem, niepewnej wygranej z Arabią Saudyjską i katastrofalnej grze z Argentyną. Kulesza nie chce Michniewicza, ale... może nie znaleźć lepszego Teraz wszystko jest już jasne. Cezary Kulesza nie chce, by Czesław Michniewicz dalej był selekcjonerem kadry. Ale jednocześnie zdaje sobie sprawę, że niekoniecznie uda mu się namówić do współpracy lepszego fachowca. I Michniewicz wciąż pozostaje jego planem B. Plan A to oczywiście szybkie znalezienie nowego selekcjonera. Nad tym maszyny PZPN-u pracują pełną parą już od pewnego czasu. Kandydatów jest kilku, a niektóre nazwiska już przedostały się do opinii publicznej. Wiadomo, że prezesowi odmówił Maciej Skorża, który niebawem rozpocznie pracę w Japonii. Jednym z marzeń Kuleszy pozostaje Andrij Szewczenko, jeden z nielicznych zagranicznych kandydatów, którego od prezesa nie dzieli bariera językowa. Ukrainiec byłby oczywiście sporą zagadką - z jednej strony ma doświadczenie w roli selekcjonera oraz renomę słynnego sportowca. Z drugiej, nie wiadomo na ile miarodajnie można oceniać jego wyniki z reprezentacją Ukrainy. Tam ma absolutny status legendy, piłkarze wpatrzeni byli w niego jak w obrazek. Tak, jakby tuż po zakończeniu kariery polską kadrę objął Robert Lewandowski. U nas "Szewa" będzie co najwyżej byłym genialnym piłkarzem, ale jednak nie bohaterem narodowym. Choć w kontekście ostatnich relacji polsko-ukraińskich Szewczenko mógłby być co najmniej ciekawym wyborem... "Szewa" to jednak niejedyny kandydat, z którym kontaktuje się teraz zaufana grupa prezesa Kuleszy. Od powodzeń tych negocjacji zależy przyszłość Czesława Michniewicza. Duma Michniewicza już nie taka krucha Dziwi mnie jednak, że Michniewicz pozwala związkowi na takie postawienie sprawy. Komunikat ten jest przecież nawet nie policzkiem. To jawny strzał w twarz, wotum nieufności wobec selekcjonera ze strony zarządu PZPN. A przecież Michniewicz ma świadomość, że zrealizował wszystkie postawione przed nim cele. To on awaryjnie objął kadrę i awansował na mistrzostwa świata. To on utrzymał Polskę w dywizji A Ligi Narodów. Wreszcie to on pierwszy raz od 36 lat awansował z Polską do fazy pucharowej mistrzostw świata, gdzie odpadliśmy z piekielnie mocną Francją. Michniewicz mógł mieć w ręku wszystkie mocne karty, łącznie z sympatią opinii publicznej, gdyby tylko dobrze rozegrał tę partię. Niestety dla selekcjonera, sam Michniewicz rozgrywa to najgorzej jak może. Zbudowanie oblężonej twierdzy, wybuchy na konferencjach prasowych, afera premiowa, półprawdy i nieprawdy w czasie wywiadów, wreszcie dziecinne blokowanie dziennikarzy na Twitterze. Kiepski dla oka styl gry spokojnie dałoby się wybronić wynikami sportowymi, gdyby tylko selekcjoner przyjął inną strategię komunikacji. Lub po prostu - pokazał pozaboiskową klasę. Michniewicz - w teorii - miał wszystko, by powiedzieć związkowi: Albo jestem dla was numerem jeden, albo się rozstajemy. Zamiast tego zgadza się na to, by PZPN wciąż, mimo że prowadzi najważniejszą drużynę w kraju, traktował go jako trenera drugiej kategorii. I ciekawe, że tutaj duma trenera Michniewicza, tak wątła przy pytaniach na konferencjach prasowych, nagle nie staje się już tak łatwa do urażenia. Zresztą, już nieco na marginesie, czy można wyobrazić sobie sytuację, w której w podobny sposób zachowywaliby się Gareth Southgate czy Hansi Flick? Czy czekali na rozwój sytuacji, blokując dziennikarzy na Twitterze? Ich także czekały ciężkie rozmowy z federacją, ale zakończone jasnym postawieniem sprawy - trenerze, wciąż wierzymy, że jesteś najlepszym człowiekiem do powierzonego zadania. Inne federacje także podjęły jasne decyzje - Hiszpanie zwolnili Luisa Enrique, od razu ogłaszając jego następcę. Meksyk pożegnał Gerardo Martino. Tite i Roberto Martinez sami podali się do dymisji. Sytuacja była jasna - albo mamy do siebie pełne zaufanie, albo nie kontynuujemy współpracy. Wszyscy mają już dość klimatu wokół kadry W teorii Michniewicz wciąż może liczyć na podpisanie nowego kontraktu z PZPN-em, choć w obecnej sytuacji byłoby to absurdalne. Przez powody daleko odbiegające już od tego, jak i z jakim skutkiem grała reprezentacja. Michniewicza za sterami kadry nie chce już prezes Kulesza. Murem za selekcjonerem nie stoją też zawodnicy - nie słychać z ich strony głosu wsparcia. Wręcz przeciwnie - głosy Lewandowskiego, czy Zielińskiego tuż po meczu z Francją należy odbierać jako wyraz braku zadowolenie ze współpracy z trenerem. I to mimo historycznego wyniku na mundialu. Wreszcie - Michniewicza ma też dość większość kibiców. Nie tylko dlatego, że od oglądania kadry w wielu meczach bolały oczy i zęby. Fani mają dość ciężkiej atmosfery wokół polskiej kadry, a afera premiowa tylko przelała czarę goryczy. W dobie inflacji, problemów w sektorze medycznym, szalejących cen mieszkań i kredytów, piłkarze i trener już dzielili wirtualne premie z publicznych pieniędzy. Dodatkowo, każde kolejne tłumaczenia tylko pogarszały stan sytuacji. Żadna z wersji - selekcjonera, działaczy, piłkarzy, czy przedstawicieli rządu - nie jest ze sobą spójna. To ostatecznie sprawiło, że cierpliwość kibiców się wyczerpała. Bo skoro nie da się wymienić wszystkich piłkarzy, ani zarządu PZPN - najpewniej zapłaci za to selekcjoner. Pytanie tylko, czy koniec Czesława Michniewicza w reprezentacji będzie równoznaczny z końcem afer wokół naszej kadry. Wiele wskazuje na to, że wcale nie.