Nie będę wywoływał wojny na słowa tym, którzy upierają się, że pod wodzą Fornalika drużyna narodowa zagrała wczoraj swój najlepszy mecz. Robert Lewandowski w końcu się przełamał zdobywając gola z gry, Kuba Błaszczykowski harował za dwóch, podobnie jak większość. Szczególnie w pierwszej części spotkania z Czarnogórą gra była płynna, ciekawa, Polacy rzucili do walki wszystkie siły. Że starczyło ich na godzinę, to już inna sprawa. Faktycznie Krychowiakowi, Zielińskiemu czy Klichowi nie brakuje talentu, by kierować kiedyś drugą linią, ale opowieści o budowaniu drużyny na kolejne eliminacje, to "przywilej" przegranych. Tworzenie zespołu nie jest celem samym w sobie, celem jest awans na mundial, a potem osiągnięcie jakiegoś znaczniejszego wyniku, o co Fornalik się nawet nie otarł. Każdy trener naszej kadry utrzymuje, że nie zostawia spalonej ziemi, to samo mówił przecież Franciszek Smuda. Przez 2,5 roku przygotowywał zespół do trzech spotkań na Euro 2012, opowiadając, iż po jego porządkach następca będzie miał w zasadzie prostą robotę. Fornalikowi ta robota w ogóle nie wydaje się prosta. Powie ktoś, że stało się w tych eliminacjach coś logicznego. Losowana z czwartego koszyka reprezentacja Polski jest na czwartym miejscu w grupie, czyli w zasadzie gra na miarę możliwości. Fornalik dał szansę wszystkim obiecującym piłkarzom, sami są sobie winni, jeśli nie umieli z niej skorzystać. Czy od selekcjonera nie należy jednak oczekiwać czegoś więcej? Debaty o przyszłych sukcesach w piłce przypominają mi wróżenie z wosku rozlewanego na wodzie. Wpatrujemy się w tajemniczy kształt, by za pomocą skojarzeń przewidzieć, co się stanie. Jest to przyjemna zabawa, i właśnie tak traktuję słowa selekcjonera zapewniającego, że choć sukcesu nie ma, jego drużyna nabiera optymistycznych kształtów. Każdy na prawo do własnych skojarzeń, niezbite są wyłącznie fakty. A fakty są takie, że w eliminacjach drugiego już z kolei mundialu piłkarska reprezentacja Polski potrafiła wyprzedzić tylko drużyny klasy San Marino i Mołdawii. W dniu nominacji każdy selekcjoner zna skromny potencjał naszej piłki, ale zaczyna o nim mówić dopiero wtedy, gdy potrzebuje alibi. Smuda przekonywał mnie kiedyś, że na selekcjonerskiej posadzie poczuł się jak cieśla, któremu spróchniały kawałek deski rozleciał się w dłoniach. Mimo wszystko upierał się, że konstrukcja stworzona przez niego będzie wyjątkowo solidna. Dziś słuchamy Fornalika, który nadzieje na sukces przesuwa o kolejne dwa lata. Czy Estończycy mają prawo uwierzyć w świetlaną przyszłość ich zespołu na podstawie wczorajszego remisu z Holandią? W tych eliminacjach drużyna Fornalika nie wygrała żadnego meczu z rywalem, z którym rywalizowała o awans. Ani z Anglią, ani Ukrainą, ani Czarnogórą. To jest zdecydowanie bardziej miarodajne dla jej gry, niż wczorajszy wzlot, który w istocie nie był niczym więcej niż przyjemnym dla oka przypieczętowaniem upadku. Zobacz wyniki, terminarz i tabelę grupy H eliminacji MŚ 2014 Dyskutuj na blogu autora