Była 57. minuta meczu Anglia - Polska. Akcję "Biało-Czerwonych" rozpoczął Henryk Kasperczak. Podał do Grzegorza Laty. Rozpoczął się fenomenalny kontratak polskiej reprezentacji. Piłkę dostał Jan Domarski. Przebiegł kilka metrów. Uderzył mocno. Zaskoczony Peter Shilton przepuścił piłkę pod brzuchem. Polska objęła prowadzenie 1-0. Sensacja wisiała w powietrzu. W taki sposób padł najsłynniejszy gol w historii polskiej piłki. Mimo, że Anglicy później wyrównali, to drużyna Kazimierza Górskiego awansowała na mundial w 1974 roku Jan Domarski do dziś, nawet w przededniu 50-tej rocznicy tego historycznego meczu, musi odpowiadać na to pytanie: "Czy uderzył piłkę czysto?". My mieliśmy mecze z Anglią, Brazylią, Argentyną, Niemcami. A dziś mamy Wyspy Owcze, Mołdawię Akcja trójki piłkarzy ze Stali Mielec Były piłkarz Stali Mielec, 17-krotny reprezentant Polski, strzelec dwóch goli (drugiego zdobył w tych samych eliminacjach do MŚ z Walią), nawet się tym już nie denerwuje. Przyzwyczaił się. Chętnie w ogóle opowiada o meczu na Wembley, jednym ze swoich największych wydarzeń w karierze sportowych, jeśli nie największym. Strzelony przez siebie gol rozkłada na czynniki pierwsze. Wnikliwie analizuje. Może tej bramki nie byłoby gdyby nie potężna wówczas Stal Mielec? - Pan Kazimierz Górski był mądrym człowiekiem i trenerem. Reprezentację oparł na dwójkach, trójkach zawodników z tych samych klubów. Tą naszą bramkową akcję na Wembley stworzyli zawodnicy Stali - Henio Kasperczak, Grzesio Lato i ja. Pomógł mi trochę w ostatniej chwili Robert Gadocha, który ściągnął na lewą stronę angielskiego obrońcę. Miałem pół bramki wolne, aby oddać strzał - opowiada dziś z takim zapałem jakby to było tuż po meczu. Jan Tomaszewski: Gdybym ja puścił takiego gola, to byłby babol Domarski strzelił. - Peter Shilton (angielski bramkarz - przyp. ok) popełnił błąd. Myślał, że strzał będzie w długi róg, a piłka poszła w krótki róg. Uderzyłem bardzo dobrze, bardzo mocno, ale to był błąd Shiltona - podkreśla Domarski. - Nie zgodzę się z tobą Jasiu - mówił na niedawnym spotkaniu Orłów Górskiego w Warszawie Jan Tomaszewski, drugi wielki bohater sprzed 50-ciu lat. - To był strzał o przeogromnej sile. A Shilton przez te 90 minut widział jak jego koledzy z drużyny pudłują. Przy karnym po którym Clarke wyrównał on stał tyłem. Odwrócił się, bo nie chciał na to patrzeć. Był usztywniony, zestresowany. Jasiu po prostu kapitalnie trafił. Gdybym ja puścił takiego babola. to byłoby moja wina. Ale ja byłem cały czas w grze, a on stał i zjadł go stres - dodaje były bramkarz reprezentacji Polski. Kadra niewieczy, bezradności i pustych spojrzeń Jan Domarski dziękuje po latach Janowi Tomaszewskiemu W ten sposób Jan Domarski mógł odetchnąć z ulgą. - Do dziś większość redaktorów, działaczy, pewnie i kibiców mówi, że ta piłka zeszła mi z nogi. Dziękuję ci "Tomek", że pamiętałeś i powiedziałeś w końcu, że uderzyłem perfekcyjnie - powiedział. Ale z czarną legendą tej bramki pewnie nie wygra. Sam ją zresztą uwiarygodnił często powtarzając, co w swoich książkach cytuje Stefan Szczepłek, że piłka mu "przyszła, naszła, zeszła i weszła". Nieważne, czy to był "babol" jak mówi Jan Tomaszewski, czy "farfocel". Liczy się końcowy efekt. Domarski pokonał bramkarza Anglii w "jaskini lwa". Polska zremisowała i pojechała na mistrzostwa świata. Olgierd Kwiatkowski Nie daliśmy rady Mołdawii. Znów nie umiemy grać w piłkę