Andrzej Klemba, Interia.pl: Byłeś na mundialu, grałeś w eliminacjach Euro. Duma nie jest podrażniona tym, że jesteś teraz w kadrze U-21? Jakub Kamiński: - Moje ambicje są oczywiście takie, że chcę być z pierwszą reprezentacją i jej pomagać. Wiele osób mnie pyta, dlaczego w niej nie jestem. Co się stało? W dość młodym wieku mam już 14 występów w kadrze seniorów. Grałem na wielkiej imprezie, więc trochę doświadczenia już mam. Poza tym byłem właściwie w każdej kadrze młodzieżowej. To nie jest urażona ambicja, a raczej świadomość sytuacji, w jakiej się znalazłem. Zadzwonił trener Michał Probierz i powiedział, że może bym wszedł na 10-15 minut w pierwszej drużynie. A wiadomo, że skoro mało gram w klubie, to pewności siebie może trochę brakować. Jestem w radzie drużyny, jako przedstawiciel młodszych zawodników, pogadaliśmy z selekcjonerem i ta decyzja była świadoma. Warto się odbudować, a do tego pomóc kadrze do lat 21, która przecież walczy o mistrzostwa Europy. Gramy z Niemcami i spróbujemy powtórzyć wynik z poprzednich eliminacji, gdy wygraliśmy 4:0. To dobry moment, by pokazać się z jak najlepszej strony. Kadra do lat 21 to tak samo drużyna narodowa, którą trzeba godnie reprezentować. Tu też jest orzełek na piersi. Podobna była sytuacja Nicoli Zalewskiego, który niewiele grał w Romie, przyjechał na zgrupowanie kadry do lat 21, pokazał się ze świetnej strony, wrócił pewniejszy siebie i dostał szansę w klubie. Mam nadzieję, że podobnie będzie w moim przypadku. Wrócę do VfL i moja sytuacja w zespole też się poprawi. No właśnie, latem 2022 roku trafiłeś do VfL Wolfsburg i niemal z miejsca stałeś się podstawowym zawodnikiem, a to nie zawsze udaje się polskim zawodnikom w zagranicznych klubach. - W pierwszym sezonie rzeczywiście byłem, zdaje się, w pierwszej szóstce zawodników z pola, jeśli chodzi o liczbę rozegranych minut. To był świetny czas, choć oczywiście mógł być lepszy. Chciałem mieć podobne liczby jak sezon wcześniej w Lechu [dziewięć goli i osiem asyst - przyp. red], ale nie do końca to się udało [5 bramek i 3 asysty]. Wiem jednak, że stać mnie na to. Jednak jeśli wziąć pod uwagę wymagania Bundesligi pod względem intensywności, do których musiałem się przygotować, to rozegranie 31 ligowych spotkań jest świetnym wynikiem. W bieżących rozgrywkach moja sytuacja drastycznie się zmieniła. Trener, czyli Niko Kovac, jest ten sam, więc nie możesz użyć dyżurnej wymówki, że nowy szkoleniowiec cię nie lubi. - Mamy mocniejszą kadrę, choć wyniki tego nie potwierdzają. Może trener Kovac na razie bardziej ufa innym zawodnikom. Jesteśmy na jedenastym miejscu, a nie takie są ambicje klubu. Cały czas muszę być gotowy. Piłka nożna to wzloty i upadki, raz się jest na górze, raz na dole. Na razie jestem w dołku, ale muszę być jak najlepiej przygotowany, gotowy, by wejść na boisko i w ten sposób wywalczyć sobie miejsce na dłużej. W ostatniej kolejce poprzedniego sezonu przegraliście ze zdegradowaną Herthą Berlin i przez to nie zagraliście w europejskich pucharach. Jak to zostało przyjęte w klubie? - Ambicje, by grać w pucharach, były wielkie, dlatego rozczarowanie było ogromne. To była kuriozalna porażka, z zespołem, w którym było pełno młodych zawodników. Niektórzy debiutowali w Bundeslidze i bardzo chcieli się pokazać. Kontrolowaliśmy pierwszą połowę, powinno być 2:0 lub 3:0, a po przerwie przegraliśmy. Na teraz też się nie zanosi, byśmy dostali się do pucharów. W tym sezonie dopiero w ostatniej kolejce zagrałeś w podstawowym składzie, a trener Kovac zmienił taktykę. Szuka sposobu, by VfL zaczął wygrywać? - Z ostatnich pięciu meczów cztery przegraliśmy i jedno zremisowaliśmy. To nie wróży nam dobrze. Teraz zagraliśmy czwórką w obronie, ja wróciłem na lewe skrzydło. To moja optymalna pozycja i tam czuję się najlepiej. Na niej grałem w poprzednim sezonie i dawałem jakość drużynie. Strzelałem gole i zaliczałem asysty. Potrafię dostosować się do innej pozycji, ale na lewym skrzydle jestem najbardziej wartościowy. Wróćmy do kadry do lat 21 - Niemcy i Izrael, z którymi teraz zagracie, to też wasi rywale z poprzednich eliminacji. Zwłaszcza ten drugi zespół zamknął wam drogę do młodzieżowego Euro. - Izrael był wielkim zaskoczeniem poprzednich eliminacji. To było chyba złote pokolenie, bo w mistrzostwach Europy dotarli aż do półfinału. Przegraliśmy z nimi u siebie i zremisowaliśmy na wyjeździe. Wtedy też zawiedliśmy w meczach z Węgrami, które zremisowaliśmy. Chcemy wziąć rewanż i skupiamy się najpierw na spotkaniu z Izraelem, a potem pewnie czeka nas równie trudne starcie z Niemcami na ich terenie. Eliminacje rozpoczęliście świetnie, wygraliśmy trzy mecze, ale z teoretycznie najsłabszymi rywalami w grupie. Teraz zaczynają się schody. - To czasem jest zgubne, gdy podchodzi się do meczu w roli faworyta. Przekonały się o tym Niemcy, bo Bułgaria napędziła im strachu, a także pokonała Izrael. Mecz z Niemcami będzie dla nas dobry, by się pokazać. Liczę, że dopiszemy sześć punktów w tabeli. W twoim przypadku to jeszcze nie czas na podsumowanie, ale z tych 14 meczów w pierwszej reprezentacji, który był do tej pory najważniejszy? - Na pewno bardzo pamiętam mecz z Walią. Kiedy wchodziłem na boisko, przegrywaliśmy 0:1, strzeliłem pierwszego gola w reprezentacji i na koniec wygraliśmy 2:1. To był super moment. Kolejne takie spotkanie to debiut w mundialu. Wtedy poczułem, że dziecięce marzenia się spełniły. Jestem na najważniejszej imprezie dla piłkarza, co kiedyś było abstrakcją. W ciągu dwóch lat w kadrze seniorów było czterech selekcjonerów. Grałeś u Paulo Sousy, Czesława Michniewicza, Fernando Santosa i teraz Michała Probierza. Dużo trochę tych zmian. W efekcie awans na Euro stoi pod znakiem zapytania. - Nie ma co się łudzić, sytuacja jest bardzo trudna. Ci zawodnicy, którzy grali w eliminacjach, powinni wziąć za to odpowiedzialność. Nie możemy sobie pozwolić, by z takiej grupy nie wyjść. Wciąż jest szansa na bezpośredni awans, ale jest też duże prawdopodobieństwo, że zagramy w barażach. Zawaliliśmy sobie meczami z Mołdawią, która zdobyła na nas cztery punkty. Nie powinno to się zdarzyć reprezentacji 40-milionowego kraju, w której grają zawodnicy występujący na co dzień w świetnych europejskich klubach i stanowią o sile tych zespołów. Mam nadzieję, że awansujemy na Euro i będziemy osiągać lepsze wyniki. Ta Mołdawia długo siedziała w głowach? - Chyba każdy z nas po tej porażce czuł wstyd i upokorzenie. Z wyniku 2:0 z Mołdawią zrobiło się 2:3. Taka reprezentacja, jak nasza, nie może sobie na to pozwolić. To jest nie do pomyślenia. Wiadomo, że będą nam to przypominać. Tylko dobrymi wynikami możemy zatrzeć te fatalne występy i pokazać, że wciąż należymy do europejskiej czołówki. Taki jest cel, by awansować na Euro i znów dobrze zaprezentować. Stać nas na to. Jaki był Paulo Sousa? - Byłem u niego tylko na jednym zgrupowaniu, bo potem grałem w kadrze do lat 21. Miał temperament i było to widać zwłaszcza podczas meczów. Najlepiej znasz trenera Michniewicza. - To prawda, u niego debiutowałem w kadrze młodzieżowej. Wiedział, w czym go nie zawiodę i czego może ode mnie oczekiwać. Zaufał mi i zabrał na mundial. Jestem mu za to ogromnie wdzięczny. Z trenerem Santosem zdążyłeś porozmawiać? - To bardzo doświadczony szkoleniowiec, z sukcesami i długim stażem, ale właśnie ta komunikacja najbardziej zawiodła. Nie było z nim żadnych rozmów, bo właściwie mówi tylko po portugalsku, a po angielsku nie za bardzo. Ta bariera językowa między nami a trenerem Santosem odegrała ważną rolę. Tak uważam po czasie. Michał Probierz? - W październiku na zgrupowaniu tak naprawdę dopiero pierwszy raz miałem z nim styczność. Choć to przecież mój bliski sąsiad, bo pochodzi z Bytomia, a ja grałem w Szombierkach. Odebrałem go pozytywnie, jest nowa energia w kadrze. Trener chciał, by uśmiechy wróciły na nasze twarze, byśmy wiedzieli, co robić na boisku, znali swoje cele i założenia. Mam nadzieję, że to będzie widać już w najbliższych meczach. Rozmawiał Andrzej Klemba