W bajkach owce zwykle bywają skazane na pożarcie. Ale "życie to nie je bajka", a futbol tym bardziej. 12 września 1990 r., w swym pierwszym w historii meczu o punkty mistrzowskie Wyspy Owcze w eliminacjach mistrzostw Europy 1992 pokonały Austrię 1-0. Wynik ten porównać można do roku 1950 i przegranej Anglii z raczkującymi wówczas w "soccerze" Amerykanami. Butni Anglicy głosili wtedy przed meczem: "tylko dwie nacje nie umieją grać w piłkę: Jankesi i Eskimosi". Gdyby strasznie naciągnąć procę, można by znaleźć jakiś związek, jako że Wyspy Owcze leżą mniej więcej w połowie drogi między Wielką Brytanią a Islandią. A dalej jest Grenlandia i Eskimosi... 0-6 z Brondby Jedenaście lat przed omawianym meczem na Wyspach Owczych założono związek piłkarski, ale dopiero na wiosnę 1990 r. został przyjęty w poczet członków UEFA. Pierwszy mecz "Owczarzy" w jakichkolwiek eliminacjach i od razu na trwałe zapisał w historii futbolu. Jak u Hitchcocka: trzęsienie ziemi na otwarcie, a potem dalsze atrakcje. Żadne z boisk na każdej z 18 wysp wulkanicznych na północnoatlantyckim archipelagu nie nadawało się do gry - nie miały trawiastej nawierzchni - czyżby trawę zjadły pasące się owce? Obecnie jest ich na wyspach 70 tysięcy, o 15 tysięcy więcej niż ludzi. Wobec tego wyspiarze musieli podjąć Austrię w szwedzkiej Landskronie, gdzie jeżdżą trolejbusy i która jest miastem siostrzanym Kołobrzegu. Przybysze z Wiednia i okolic nie byli potęgą, ale w odbywającym się trzy miesiące wcześniej mundialu Italia ’90 wzięli udział. Toni Polster z kolegami mieli tak "wysokie" mniemanie o wyspiarskich amatorach, że odwołali jeden z treningów, by zobaczyć jak Dania gra z Walią w towarzyskim meczu w Kopenhadze w przeddzień. Najbardziej znanym członkiem ekipy Farerów był duński trener Alan Simonsen, najlepszy piłkarz Europy w roku 1977. Kilka dni przed meczem z Austrią ekipa wyspiarzy uległa w spotkaniu kontrolnym aż 0-6 duńskiemu klubowi Brøndby IF. Bohater szachista Bohaterów, o których potem śpiewano w wyspiarskich knajpach, było dwóch. Bramkarz Jens Martin Knudsen obronił wiele groźnych strzałów, występując na boisku w czapce z pomponem; ta ochrona to efekt wstrząsu mózgu, którego doznał w wieku 14 lat. Knudsen był w cywilu kierowcą wózka widłowego w fabryce ryb oraz, jak przystało na Skandynawa, również grał w narodowej reprezentacji szczypiornistów. Owczy bramkarz ostatni mecz w kadrze piłkarskiej zagrał 16 lat później, przeciw Polsce we Wronkach i wpuścił dwa strzały Grzegorza Rasiaka w spotkaniu przegranym 0-4. Drugim owczym bohaterem był oczywiście strzelec zwycięskiego gola Torkil Nielsen, poza murawą wielokrotny mistrz Wysp Owczych w szachach. A mówią, że piłkarze nie są myślicielami....Szachy i piłka nożna to skandynawska specjalność - Norweg Simen Agdestein, który grał w piłkę dla FK Lyn z Oslo w latach 80. i ośmiokrotnie w reprezentacji, miał przyjemność zmierzyć się w szachowym meczu m.in. z Kasparowem. Święto Na Wyspach połowa 48-tysięcznej wówczas populacji wyszła na ulice powitać powracających bohaterów. Tego dnia piłka nożna zastąpiła wioślarstwo w roli najpopularniejszego sportu na wyspach. Co było w menu? Tego dnia sprzedano rekordową ilość farerskich przysmaków: w hurcie szły ryby, brukiew i ziemniaki oraz Föroya Bjór, jedynego farerskiego browaru... "Przegrana cofnęła austriacki futbol co najmniej o trzy lata wstecz" - powiedział po wszystkim pomocnik Andy Herzog. Robert Lewandowski odpowiedział Wojciechowi Szczęsnemu W przerwie meczu austriacki trener Josef Hickersberger mówił zawodnikom, że jeżeli nic się nie zmieni, to nie uda się utrzymać nawet remisu. Drużyna zareagowała śmiechem i żartami. Niestety, rację miał trener... "To katastrofa! Po prostu brak mi słów!". Z racji wykonywanego zawodu słów nie mogło zabraknąć komentatorowi austriackiej telewizji Michaelowi Kuhnowi. Oto jego wypowiedzi z ostatniego kwadransa gry: "Przed rozpoczęciem meczu zastanawialiśmy się, ile goli strzeli nasz zespół. Teraz bylibyśmy zadowoleni z remisu". "Jeżeli właśnie przyszli państwo do domu i włączyli telewizor, nie uważajcie, proszę, że zwariowałem... Muszę państwu powiedzieć, że przegrywamy 0-1...". Wydawało się, że Hickersberger, który zyskał ksywę "Farerski Pepi", okryje się wieczną hańbą, a jednak poprowadził reprezentację w finałach ME w 2008 r., mimo że tamtejsi kibice długo i pracowicie zbierali podpisy pod petycją na rzecz wycofania się gospodarzy z imprezy. Złośliwcy twierdzili, że Hickersberger po finałach Euro 2008 zrezygnował właśnie dlatego, że nie zniósłby kolejnego spotkania przeciw Wyspom Owczym. Sam trener nie zaprzeczał: "Trząsłbym się ze strachu na miesiąc przed tym meczem. Przegrana z roku 1990 to był najbardziej gorzki moment mojego życia, osobista tragedia...". Pan trener miał nosa, w eliminacjach mundialu w RPA w 2010 r. los ponownie skojarzył rywali.. Powtórka z rozrywki Zanim Austriacy ponownie zmierzyli się z "Owczarzami" 20 lat później w meczu w ramach kwalifikacji mistrzostw świata (tym razem w farerskiej stolicy - Tórshavn), wyspiarze przegrali 21 spotkań z rzędu, osuwając się na 198. pozycję w rankingu FIFA. Austriacy na mecz eliminacji mundialu 2010, przyjechali o wiele pewniejsi siebie, z czeskim selekcjonerem o hrabalowskim wyglądzie, Karelem Brücknerem. Poczucie wartości dała im wcześniejsza wygrana 3-1 z zawsze mocną Francją. Wszystko znów na nic...Tym razem komentator nie musiał rwać sobie włosów z klaty, gdyż zawiodła technika, i transmisja na żywo została przerwana. Na placu gry Austriakom nie uznano dwóch goli w ciągu pierwszych 25 minut, po czym musieli wyciągać piłkę z siatki po golu 19-letniego studenta medycyny, Bogiego Løkina, którego ojciec grał w sławnych spotkaniu sprzed 20 lat. Zaraz wyrównał Martin Stranzl, ale do końca spotkania Austriakom nie udało się złamać owczej obrony. Paul Scharner, grający wówczas w Wigan, winił wiatr wiejący na stadionie Tórsvøllur, gdzie znajduje się jedna z dwóch trawiastych nawierzchni na Wyspach Owczych. "Gdyby to był konkurs skoków narciarskich, zostałby w takich warunkach odwołany" - zrzędził pomocnik, nie czując swej śmieszności, i zapominając, że warunki są jednakowe dla obu drużyn. Maciej Słomiński, INTERIA