14 października 1992 roku byłem w Rotterdamie wśród 15 tys kibiców na stadionie Feyenoordu. To był historyczny mecz z Holendrami, czego jeszcze wtedy nie byłem świadomy. Marco van Basten ostatni raz zagrał w drużynie narodowej. Niedługo potem miał doznać fatalnej kontuzji - w roku, w którym trzeci raz odebrał Złotą Piłkę. Karierę w kadrze zakończył z bilansem 24 goli - szokujące jak na jednego z największych napastników w historii. Włodzimierz Smolarek, a wieki ciemne reprezentacji Polski Drugą gwiazdą wieczoru był niespodziewanie 35-letni Włodzimierz Smolarek symbol epoki sukcesów kadry Antoniego Piechniczka. Powołany przez Andrzeja Strejlaua z Utrechtu w trybie nadzwyczajnym, gdy inne opcje zawiodły (prezes Panathinaikosu nie zwolnił Krzysztofa Warzychy). Smolarek od 4 lat nie grał w kadrze, ale w końcówce meczu z Holendrami mógł dać Polsce zwycięstwo. Żałował bardzo, choć wszedł na boisko raczej po to, by pomóc młodszym od siebie utrzymać wynik 2-2. Tak jak van Basten, tak Smolarek już nigdy w kadrze nie wystąpił. Eliminacje mundialu w USA Polacy zaczęli od zdobycia 3 pkt w starciach z Turcją i Holandią (wtedy za zwycięstwo przyznawano jeszcze 2 pkt). W Rotterdamie prowadzili 2-0, a potem stracili zwycięstwo (2-2). Było więc dokładnie tak, jak wczoraj na tym samym stadionie. 30 lat temu i w sobotę Polacy czuli się zwycięzcami. Czas szybko zweryfikował klasę drużyny Strejlaua, choć jej wielką nadzieją byli srebrni olimpijczycy z Barcelony. Kwalifikacje do amerykańskiego mundialu Polska przegrała z kretesem: z Norwegią, Holandią i Anglią. Tamte eliminacje pozostawiły w naszej pamięci jeszcze dwa niesamowite epizody. Pierwszy to zwycięstwo 1-0 nad San Marino w Łodzi po golu zdobytym ręką przez Jana Furtoka. Drugi to rewanż z Holendrami w Poznaniu, gdzie trybuny wypełniło 17 tys fanów "Pomarańczowych". Goście grali o awans, Polacy już tylko o honor - prowadził ich Lesław Ćmikiewicz, Strejlau się rozchorował. To były wieki ciemne reprezentacji Polski, która między mundialem w Meksyku w 1986 roku i mundialem w Korei i Japonii w 2002 roku przegrała kwalifikacje do siedmiu kolejnych wielkich turniejów! Dziś przeżywamy wzlot - drużyna narodowa zakwalifikowała się na czwarty kolejne mistrzostwa. Jedno się nie zmieniło: potrzeba cudu, by wyszarpać punkt Holendrom. Cud w Rotterdami zdarza się dwa razy Wczoraj tym cudem było pudło z karnego Memphisa Depaya i niesamowite interwencje Łukasza Skorupskiego. Bronił jak Jarosław Bako trzy dekady wcześniej. Po sobotnim meczu holenderski selekcjoner dziwił się radości Polaków. Przecież prowadzili 2-0, więc, według niego, stracili zwycięstwo. Widać Louis van Gaal niewiele chce wiedzieć o polskiej piłce. Remis z Holandią jest sukcesem dla naszej kadry w każdych okolicznościach. A przecież grała na wyjeździe, bez Roberta Lewandowskiego, trzy dni po klęsce w Brukseli 1-6. Ostatni raz Polska wywalczyła punkt z "Pomarańczowymi" trzy dekady temu. Po meczu, którego ludzie tacy jak ja, nie zapomną do końca życia. Wynik z Rotterdamu nie był jednak celem samym w sobie, ani 30 lat temu ani wczoraj. Czesław Michniewicz i jego drużyna łaknęli rehabilitacji za Brukselę (1-6 z Belgami). Wynik starcia z Holendrami jest ważny, ale zweryfikuje go przyszłość. Czy ten zwycięski remis coś drużynie Michniewicza da, czy też absolutnie niczego nie zmieni? Strejlau i jego piłkarze zaprzepaścili sukces z Rotterdamu sprzed 30 lat. Niech to będzie przestrogą dla obecnego selekcjonera i jego graczy na kilka miesięcy przed startem mundialu w Katarze. Dariusz Wołowski ZOBACZ TEŻ: Belgia poważnie osłabiona przed meczem z Polską Trener Holendrów zdumiony reakcją polskich piłkarzy Michniewicz: - Głowy trzymaliśmy wysoko w górze