Mecz o wszystko, jak świetnie to znamy, prawda? Reprezentacja Polski kolejny raz postanowiła "zadbać o swoich fanów", serwując im tę "specjalność zakładu". "Biało-Czerwoni" postawili się w trudnej sytuacji między innymi gubiąc punkty w albańskim kotle oraz potykając się w Kiszyniowie. No właśnie, "kocioł" - okrzyknąć tym mianem PGE Narodowy podczas meczów polskiej kadry. Karty na stół, Probierz wybrał! Skład na Czechy bez wielkiej gwiazdy Mecz Polska - Czechy. Długie fragmenty ciszy na PGE Narodowym Po odśpiewaniu "Mazurka Dąbrowskiego", pierwszym akcentem płynących z trybun były przeraźliwe gwizdy, jakimi fani obdarzyli grającego na czas przy pierwszej okazji bramkarza czeskiej drużyny. Później stadion nagle zamarł... z przerwami na kolejne fale gwizdów (między innymi przy faulach na naszych zawodnikach). Ciszę zakłócały tylko głośne wuwuzele, pojedyncze krzyki oraz... kibice gości, którzy podczas pierwszej połowy kilkukrotnie świetnie bawili się przy próbach zorganizowanego dopingu. Byli wówczas najgłośniejsi. Był to smutny obraz zwłaszcza w kontekście tego, co przed meczem powiedział Interii czeski dziennikarz Jiří Čihák. Jak przyznał, w jego ojczyźnie kibice niemal odwrócili się tyłem do swojej kadry. A mimo to potrafili "przejąć" PGE Narodowy. Przełom nastąpił w 38. minucie, gdy PGE Narodowy eksplodował po trafieniu Jakuba Piotrowskiego. Później polscy fani przez chwilę domagali się jeszcze głośno kolejnego trafienia, po czym sytuacja wróciła do "normalności". Smutnej normalności, bowiem trudno stwierdzić, by trybuny na PGE Narodowym były atutem "Biało-Czerwonych". Z PGE Narodowego - Tomasz Brożek