Nie było to może oczekiwanie jak w przypadku ogłaszania kadry na mistrzostwa świata lub Europy, ale dało się wyczuć, że w najbliższych dniach przed reprezentacją coś więcej niż zwykłe zgrupowanie. Spekulowano, jakich debiutantów powoła Michał Probierz, kogo pominie, czy kogoś skrzywdzi. A przy ustalaniu kadry selekcjoner miał dwa wyjścia: - zaryzykować i spróbować udowodnić całej Polsce, że widzi więcej i nie boi się kontrowersyjnych decyzji; - zagrać bezpiecznie - starymi sprawdzonymi kartami, które już wielokrotnie zwyciężały, ale w ostatnim czasie zawiodły po całości. I Probierz zadziałał trochę wbrew swojemu charakterowi, czyli bez większego ryzyka i próby udowadniania, że widzi więcej. Zagrał bezpiecznie i rozważnie, zdając sobie sprawę, że to nie jest byle ekstraklasowy mecz, w którym potknięcie będzie można nadrobić w następnej kolejce. W powołaniach nawet na siłę trudno doszukać się kontrowersji. To już nie jest Probierz, który z kapelusza wyciąga Patryka Pedę i od razu wrzuca go do podstawowego składu reprezentacji. To także nie jest Probierz, który w jednym meczu daje zadebiutować aż trzem zawodnikom. Kontrowersje? W dobie deficytu defensywnych pomocników, powołanie Tarasa Romańczuka z liderującej Ekstraklasie Jagiellonii Białystok nie jest żadną sensacją. Podobnie jak powołanie Dominika Marczuka, szczególnie że 20-letni defensor może nawet nie załapać się do meczowej kadry. Brak Arkadiusza Milika? Żadna niespodzianka - w ostatnim czasie tylko oddalał się od kadry, a pogłoski o ewentualnym odejściu z Juventusu Turyn na pewno nie poprawiły jego sytuacji. Powołania Michała Probierza bez kontrowersji I tym tokiem Probierz doszedł do tego, że trzeba postawić na zawodników sprawdzonych. I to tak mocno sprawdzonych, że zdecydował się nawet na powołanie Bartosza Bereszyńskiego, który ma problemy z regularną grą w Empoli, ale jest zaprawiony w reprezentacyjnych bojach, których uzbierał już 54. Probierz nie poszedł na całość. Nie powołał zawodników, którymi zadziwiłby całą Polskę, nie skreślił także żadnego piłkarza, który przez lata stanowiłbym o sile kadry. Inna sprawa, że powołaniem starej i doświadczonej gwardii szkoleniowiec mniej ryzykuje niż gdyby zaczął kombinować z autorskim projektem. W razie niepowodzenia nikt bowiem nie będzie mu zarzucał, że nie powołał zawodnika, którego obecność dla większości było oczywistością. Dziś bowiem nikt - łącznie z selekcjonerem - nie liczy na stawianie pomników za awans, tylko wszyscy mają nadzieję, że na Euro 2024 uda się po prostu w jakiś sposób wcisnąć. Byle jakim sposobem, bez podejmowania zbędnego ryzyka. Piotr Jawor