"Nadchodzą mistrzostwa Europy, wielki turniej, a ja nie czuję z tego powodu jakichś większych emocji niż standardowo. Gdybym miał teraz trenować dzieci, podchodziłbym identycznie jak do trenowania dorosłych. [...] Zupełnie się tym nie podniecam, że nadchodzi duży turniej. To są mecze jak wszystkie inne. Na pewno nie będziemy robić nie wiadomo, jakiej napinki." - to kompilacja jego najciekawszych wypowiedzi z wywiadu udzielonego portalowi Goal.pl. Wydaje mi się, że rozumiem jego intencje - chce zrobić wszystko, by nie pomagać w pompowaniu medialnego balonu, chce stworzyć poczucie - sobie i piłkarzom - że mistrzostwa Europy nie są niczym, czego trzeba by się bać. Ot, zwykły turniej dzieciaków. Nie wątpię, że Michał Probierz pamięta EURO 2012, które częściowo odbywało się w Polsce i stan emocjonalny, w który popadł ówczesny selekcjoner, czyli Franciszek Smuda. Mówiąc w skrócie - spalił się w ogniu rozpalonych nadziei. Można więc przybrać postawę anty-Smudową i udawać, że nic się nie dzieje, że mecz mistrzostw Europy z Holandią czy Francją niczym nie różni się od szkolnej rywalizacji dziewięciolatków. No można, ale raczej nikt tego "nie kupi" - ani kibice, ani tym bardziej piłkarze. Jeśli bowiem ci ostatni w to uwierzą, mogą dojść do wniosku: "to ja wolę lecieć gdzieś na wakacje." Można studzić ich emocje, ale chyba nie tędy droga. Jak się przedawkuje z obojętnością, to może być później trudno to odkręcić i przekonać ich, że jednak warto powalczyć. Sensacyjny zwrot akcji. Mistrzowie świata zabierają Polakom piłkarza Probierz, czyli obojętny motywator Nie da się aż tak zakłamać rzeczywistości. Myślę, że lepiej skorzystać z wzoru i formuły, którą przed EURO 2016 stworzył Adam Nawałka. Z jednej strony chronił on siebie i drużynę przed medialnym szaleństwem, ale wszyscy wiedzieli, że jadą na ważny turniej i mogą odnieść sukces, jeśli się wzajemnie nakręcą, stworzą odpowiednią (pozytywną) atmosferę. Dla każdego piłkarza występ na mundialu czy EURO, to spełnienie marzeń. Powołanie i wyjazd muszą sprawiać, że zawodnik unosi się wręcz nad ziemią, czyli czuje, że ma jakieś supermoce, które pozwalają mu rywalizować z teoretycznie silniejszymi. Trzeba wytworzyć pozytywną atmosferę, pomóc zawodnikom przezwyciężyć stres, ale też dać im poczucie, że jadą na ten turniej bez kompleksów. Przekonywanie zawodników (bo przecież oni czytają i wsłuchują się we wszystkie słowa selekcjonera), że mistrzostwa Europy to nic wielkiego, jest jak zabijanie w nich marzeń. Postawmy się w roli zawodnika, który jedzie na taką imprezę po raz pierwszy. Wiadomo, że jest to dla niego wielkie wydarzenie. A teraz czyta, że trener twierdzi, że "nie będziemy robić napinki". Tą napinką wygrywa się właśnie mecze z tymi silniejszymi. Oczywiście, czym innym napinka, czym innym przemotywowanie. Teraz pojawił się nowy składnik: obojętność. Jeśli piłkarzom brakuje umiejętności, a do tego trener pozbawia ich motywacji, to mamy idealną recepturę...na porażkę.