Oyedele jak królik z kapelusza Najgorętszym nazwiskiem powołań przed meczami z Portugalią i Chorwacją w Lidze Narodów jest Maxi Oyedele. 19-letni pomocnik przeszedł wszystkie szczeble akademii Manchesteru United. Przez lata porównywano go do Paula Pogby i to właśnie na Francuzie chłopak się wzoruje. W niedalekiej przeszłości zaliczał kolejne młodzieżowe reprezentacje Polski - U-18 i U-19 u Marcina Brosza, a U-21 u... Probierza. W międzyczasie "Czerwone Diabły" wypożyczały go do piątoligowego Altrincham FC i czwartoligowego Forest Green. W League Two sobie nie poradził, latem wylądował w Legii Warszawa. W Ekstraklasie rozegrał mniej więcej dwadzieścia minut z Pogonią Szczecin i prawie cały mecz z Górnikiem Zabrze. W tym drugim spotkaniu Oyedele wyglądał bardzo przekonująco: wygrywający pojedynki, spokojny z piłką przy nodze, szukający gry do przodu, nowoczesny defensywny pomocnik. Powołanie do reprezentacji Polski po niecałych dwóch meczach na polskich boiskach i kilkunastu seniorskich występach na angielskiej ziemi jest więc na swój sposób szokujące, ale... po to są właśnie mecze Ligi Narodów, żeby takich piłkarzy testować. Matka Oyedele jest Polką. Ojciec pochodzi z Nigerii. Poznali się w Anglii. Ayo, tata Maxiego, opowiadał w TVP Sport, że jego dziecku znacznie bliżej do Polski niż Nigerii. W kraju nad Wisłą w czasie swojego 19-letniego życia bywał regularnie, w Afryce był tylko raz. Negatywnie odbierać można fakt, że pierwszego wywiadu po transferze do Legii udzielił w języku angielskim, ale to efekt dorastania Wielkiej Brytanii. Oyedele po polsku mówi: nieśmiało, trochę koślawo, ale w młodzieżowych kadrach Biało-Czerwonych nie potrzebował specjalnego tłumacza. Sam twierdzi, że podszkolenie matczynego języka to jeden z jego priorytetów. Klub i zgrupowanie kadry proces pełnego spolszczenia 19-letniego pomocnika tylko przyspieszą. W najgorszym razie okaże się jeszcze za młody i zbyt surowy na międzynarodowe granie. W najlepszym: zyskamy obietnicę „szóstki” na miarę czasów. Takiej, której obecność na boisku nie musi ograniczać się tylko do destrukcji. Ciekawi ligowcy Ciekawą historię ma też Michael Ameyaw. Jego ojciec jest Ghańczykiem. Do Polski przyjechał w latach dziewięćdziesiątych. Zaliczył epizod w Petrochemii Płock. Piłkę rzucił dla studiów ekonomicznych w Łodzi, gdzie poznał matkę Michaela. Chłopak na świat przyszedł oczywiście w Polsce, piłkarsko kształtował w Warszawie, do seniorskiego futbolu wchodził w Widzewie, przeszedł szkołę życia w Bytovii, w ostatnich kilku latach wyrósł na czołową postać Piasta, latem za więcej niż milion euro kupił go Raków Częstochowa, w którym z miejsca stał się istotną postacią. Na powołanie do reprezentacji Polski zasługiwał już we wrześniu, więc w jego przypadku nie ma takiego zaskoczenia, jak przy Oyedele. Debiutantem na zgrupowaniu będzie również Mateusz Skrzypczak. Stoper Jagiellonii Białystok to wychowanek Lecha Poznań. To bliski przyjaciel Tymoteusza Puchacza, Jakuba Modera czy Kamila Jóźwiaka, świetnie znanych z reprezentacji Polski. W Kolejorzu się nie przebił. Dość długo wydawało się, że czeka go najwyżej przyzwoita kariera w Ekstraklasie. Tymczasem Skrzypczak pełnił ważną rolę w rajdzie Jagi po mistrzostwo Polski i generalnie w opartym na ofensywie systemie trenera Adriana Siemieńca radzi sobie naprawdę dobrze, szczególnie przy wyprowadzaniu piłki z własnej połowy. Jest wielki powrót - Bartosza Kapustki. Po Euro 2016 wydawało się, że będzie gwiazdą reprezentacji na lata. Twitterowe zachwyty Gary'ego Linekera cytowali wszyscy. Kto by wtedy przypuszczał, że ostatni raz w koszulce Biało-Czerwonych zagra w listopadzie 2016 roku ze Słowenią? Był wtedy piłkarzem Leicester, ale potem jego kariera nie potoczyła się tak, jak mogłaby się potoczyć, zjazd w dół: Freiburg, Leeuven, powrót do Polski. W międzyczasie Kapustka dwukrotnie zerwał więzadła krzyżowe, co brutalnie zahamowało jego rozwój. Gdy jednak jest zdrowy, błyszczy w barwach Legii. Początek sezonu 2024/25 ma bardzo udany. Nawet czysto symbolicznie: powrót 27-letniego piłkarza do reprezentacji to piękna sprawa. Kto nie ryzykuje, ten... I mały powrót - Kacpra Kozłowskiego. Probierz pracował z nim w kadrze U-21 i zachwalał, że to największy młody talent, który prowadził. Trochę został zawodnik Gaziantep FK zapomniany, bo nie przebił się po transferze do Brighton, ale mimo wszystko zagraniczna piłka go nie wypluła: pograł w Belgii, nie najgorsze liczby wykręcał w Holandii, aktualnie regularnie gra w Turcji. Probierz miesza i szuka. Nie powołał Bartosza Slisza. Po wrześniowym zgrupowaniu zrezygnował z Mateusza Bogusza i Mateusza Kowalczyka. Pomija Kamila Grabarę. Konsekwentnie stawia na Jakuba Modera i Jakuba Kiwiora, choć nie grają w Anglii. Ma selekcjoner reprezentacji Polski wizję ofensywnej gry, nie zamierza barykadować naszej bramki w Lidze Narodów, ale pytanie, ile w tych wszystkich eksperymentach jest sensu? Trudno spodziewać się, żeby Oyedele czy Kapustka zbawili środek pola kadry. Tam wciąż nie do zastąpienia są Piotr Zieliński, Kacper Urbański i słabszy ostatnio w klubie Sebastian Szymański. W takim układzie przydać może się naturalna bezczelność Kozłowskiego. Całkiem ciekawą próbą na odciążenie Przemysława Frankowskiego może być szansa dla Ameyaw, ale czy to w tej chwili bardziej przekonująca opcja niż Jakub Kaminski, który ogrywa się w Bundeslidze? Nie, raczej nie. Ważne wydaje się uszczelnienie defensywy. W meczach ze Szkocją i Chorwacją obrona okrutnie bowiem przeciekała. Błędy popełniali Kiwior i Paweł Dawidowicz. Pewniej od nich wyglądał Jan Bednarek, ale i on nie gwarantuje pewności. Skrzypczak złotym remedium raczej tu nie będzie, bo pamiętajmy, że jego Jaga słynie ze wszystkiego, ale nie... nietracenia bramek. Tak czy inaczej, przed Probierzem dużo pracy. I dobrze, że eksperymentuje. Słusznie, że ryzykuje. Bo jak nie teraz, to kiedy?