Zwycięstwo nad Duńczykami, aczkolwiek tak potrzebne ze względów psychologicznych, nie było triumfem planu selekcjonera reprezentacji Polski nad planem Mortena Olsena. To rywal, choć ostatnio w dużym kryzysie, był ekipą bardziej zgraną, rozumiejącą się, potrafiącą utrzymać piłkę i swobodnie rozgrywającą ją w ataku pozycyjnym. W drużynie polskiej, każdy, lub prawie każdy piłkarz walczy sam, z czego czasem, jakby przez przypadek, tworzy się akcja zespołowa. Jak wykorzystać potencjał Lewandowskiego? Fragmenty niezłej gry narzuconej reszcie drużyny przez skrzydłowych Waldemara Sobotę i Kubę Błaszczykowskiego wystarczyły na zwycięstwo nad Danią, ale czy zapewnią zwycięstwa w eliminacjach mistrzostw świata z Czarnogórą i Ukrainą? Na to pewności nie ma. Niewiele jest w zespole narodowym rzeczy pewnych i powtarzalnych, poza tą, iż piłkarzom brak porozumienia. Drużyna Fornalika to nie jest spójna całość poruszająca się po boisku według jasnego planu, jej atuty opierają się raczej na bieganiu, walce w tyłach oraz indywidualnych szarżach z przodu. Selekcjoner wciąż nie wie jak wykorzystać potencjał Roberta Lewandowskiego toczącego własny pojedynek z przeważającą liczbą obrońców, z czego tylko przypadkiem wynika czasem coś pozytywnego dla drużyny. Gole Mateusza Klicha i Piotra Zielińskiego, znakomita gra Soboty to zyski ze sparingu z Danią. Po ciężkich batach otrzymanych od Ukrainy i Urugwaju piłkarze Fornalika przekonali się, że jednak są w stanie wygrać mecz z solidnym przeciwnikiem. Taki zastrzyk wiary może im pomóc, choć także w zwycięskim meczu z Danią miałem wrażenie, że na boisku reprezentanci Polski toczą bój nie tylko z rywalem, ale z własnymi lękami, słabościami, kompleksami. U niewielu z nich widać poczucie własnej wartości godne reprezentantów kraju. Brak wiary, lęk, asekuracja, minimalizm dominują w grze drużyny narodowej nawet w chwilach, gdy mało jest do stracenia. Nie wiem dlaczego drużyna Fornalika nie umie się odważyć na wysoki pressing, choćby w momentach kiedy przegrywa? Irytujące było patrzenie, jak przy stanie 1-2 Polacy karnie wracają pod bramkę Wojciecha Szczęsnego gotowi powalczyć o piłkę z Duńczykami dopiero na własnej połowie. Z wszystkich reprezentacji liczących się choć trochę w Europie, polska drużyna jest ostatnią, która nie potrafi wysoko zaatakować przeciwnika. Walka, pogoń za przeciwnikiem i desperacja Odniesienia do pospolitego ruszenia są w polskiej piłce powszechne. Poza bardziej, lub mniej wiarygodnymi obietnicami walki do końca, niewiele realnych atutów prezentuje kadra, nawet wtedy, gdy trener dysponuje kilkoma graczami europejskiej klasy. Selekcjonerzy się zmieniają, a jedno pozostaje tak samo: narzekanie na niedomiar czasu, by powołanych piłkarzy połączył jasny, taktyczny plan. Ciekawe, jak to robią trenerzy innych drużyn narodowych, także zbierający kadrowiczów na trzy dni przed meczem? Co stanie się 6 września na Stadionie Narodowym w Warszawie, gdy Polacy zagrają z Czarnogórą o ocalenie marzeń na brazylijski mundial? Zapewne znów to samo: walka, pogoń za przeciwnikiem, desperacja być może nawet zakończona happy endem, ze względu na dobry dzień Błaszczykowskiego, Soboty, lub Lewandowskiego, który przecież kiedyś musi nadejść. Postawa Soboty w meczu z Danią sprawiła, że wzrosła liczba rozwiązań w ataku. Dotąd rywal już po pięciu minutach wiedział, że ofensywa Polaków oprze się niemal wyłącznie na nieustannych próbach nawiązania porozumienia między Błaszczykowskim i Lewandowskim. Łatwe to było do przewidzenia i uniemożliwienia. Czy Sobota będzie w stanie powtórzyć taki mecz jak wczoraj za trzy tygodnie w eliminacjach MŚ? Jesienią rewelacją w drużynie narodowej był Paweł Wszołek, dziś piłkarz niemal zapomniany. W naszej kadrze przewidywalne i powtarzalne jest bowiem jedno: błędy. Miejmy nadzieję, że zwycięski mecz z Danią był pierwszym krokiem, żeby to zmienić. Autor: Dariusz Wołowski Porozmawiaj o artykule na blogu Darka Wołowskiego